GwiazdyAnna Ciechowska i Wojciech Skrobiszewski

Anna Ciechowska i Wojciech Skrobiszewski

Anna Ciechowska i Wojciech Skrobiszewski
17.01.2006 13:35, aktualizacja: 20.02.2006 15:37

Wdowa po legendarnym wokaliście zespołu Republika, Grzegorzu Ciechowskim, zrzuciła żałobę. 36-letnia Anna zakochała się i układa sobie życie na nowo.

Krystyna Pytlakowska:_ Wyglądacie na trochę nieprzytomnych. _Wojciech Skrobiszewski: Jesteśmy tak zakochani, że momentami tracimy kontakt z rzeczywistością.
Anna Ciechowska: Momentami? Powiedziałabym, że tylko momentami mamy z nią kontakt.
W. S.: Kiedy musimy załatwiać jakieś sprawy, jesteśmy zdziwieni, że poza nami jest jeszcze coś na świecie.

_– To się nazywa zaczadzenie. Jak długo się znacie? _A. C.: Znamy się 18 miesięcy.
W. S.: Nasza Róża urodziła się równiutko 9 miesięcy po naszym spotkaniu.
A. C.: Tak jakby wiedziała, że ma się urodzić w tym właśnie dniu.

_– Życie układa się w logiczną całość? _**A. C.:**Raczej w magiczną. Byłam pewna, że już nikogo w moim życiu nie będzie. Nawet nie szukałam. Mężczyźni dla mnie nie istnieli. Żyłam dla dzieci.

_– Jak wyglądało Wasze pierwsze spotkanie? _W. S.: Spotkaliśmy się parę razy wcześniej w Toruniu i zwróciliśmy na siebie uwagę, ale nie mieliśmy okazji porozmawiać.
A. C.: Ale udało się. Wojtek zadał bardzo magiczne pytanie, które okazało się kluczem do wielu drzwi, o których istnieniu wtedy nie wiedzieliśmy. Siedząc na ławce przegadaliśmy całą noc, a tak naprawdę unosiliśmy się w przestrzeni, odkrywając, jak wiele nas łączy. Odpłynęłam. Dopiero gdy wracałam do domu, na chwilę się ocknęłam. Dlaczego komuś, kogo nie znam, powiedziałam to wszystko? Po kilku dniach przyjechałam do Torunia z dzieciakami.

_– Jakie było to magiczne pytanie? _A.C.: To nasza tajemnica.

_– Dlaczego właśnie Ani zadałeś to pytanie? _W. S.: Bo zobaczyłem coś w jej oczach. Od samego początku spadła na nas bliskość, miłość, która dzieje się w każdej minucie i sekundzie. Wiedziałem, że jest moją kobietą.
A. C.: Mimo że Wojtek bardzo temu zaprzeczał, zobaczyłam uśmiech i szczęście w jego oczach. Odnalazłam w nich siebie.

_– Kiedy poznałaś Wojtka, byłaś w depresji? _W. S.: Była śpiącą królewną.
A. C.: I nie zdawałam sobie z tego sprawy, że śpię. Wydawało mi się, że jest dobrze.

_– Żyłaś wspomnieniami o Grzegorzu? _A. C.: Na pewno. Ale z drugiej strony wiedziałam, że to już rozdział zamknięty, że nie ma powrotu do tego, co było. I godziłam się z tym, nie oczekując od życia niczego. To nie była depresja, tylko takie wyciszenie, jakby rezygnacja.

_– Byłaś wdową, miałaś troje dzieci. To zmniejsza szansę kobiety na nowy związek? Mężczyźni boją się cudzych dzieci? _A. C.: Nigdy nie myślałam w ten sposób.
W. S.: Ja się nie bałem. Mamy siedmioosobowy samochód, jest nas sześcioro, jeszcze jedna osoba się zmieści.
A. C.: Śmiejemy się, że jest miejsce na niańkę.

_– Dzieci zaakceptowały Cię od razu? _W. S.: Tak!
A. C.: Na pewno tak. Byliśmy zresztą przy dzieciach ostrożni. Nie chcieliśmy gwałtownie zmieniać im całego świata.
W. S.: Same jednak widziały, co się dzieje i zaczęły zadawać nam pytania. Ania nawet była zdziwiona ich otwartym podejściem.
A. C.:Zwłaszcza Józi, która w ogóle nie wiedziała, co to znaczy mężczyzna w domu, bo urodziła się po śmierci Grzegorza. Pamiętam, że kiedy pocałowaliśmy się na podwórku, objaśniła koleżankom: „Oni się kochają”. My nie żyjemy obok siebie, tylko cały czas razem, jakbyśmy byli jedną osobą. Dzieciaki to widzą i czują.

_– Wszystko robicie razem? Wiecie, co druga osoba myśli w tym momencie? _A. C.: Ciągle chodzimy po mieszkaniu za sobą.
W. S.: Czerpiemy z naszej obecności ogromną radość. Kiedy przyjeżdżam, to za każdym razem jest tak, jakbym widział Anię pierwszy raz. Nie mogę być nawet w innym pokoju. Ona gotuje, a ja jestem z nią w kuchni.
A. C.: To miłość gotuje.

_– Dla ukochanego gotuje się inaczej? _A. C.: Nawet dzieci mówią: „Zjemy nareszcie coś dobrego”. Żartuję, oczywiście. Wojtek nie jada mięsa. I mnie już też szynka nie smakuje. To tak, jak w ciąży – organizm odrzuca pewne potrawy. Róża na przykład, będąc jeszcze w brzuchu, zarządziła, że nie będziemy jeść krewetek, chociaż bardzo lubiłam owoce morza. Tak musiało być.

_– Szybko zdecydowaliście się na dziecko. W wybuchu pierwszej namiętności? _**A. C.:**To było takie naturalne.
W. S.: Wiedzieliśmy, że to będzie dziewczynka i znaliśmy imię, zanim dowiedzieliśmy się o ciąży.

_– Nie byłeś przestraszony, że wszystko dzieje się tak raptownie? _W. S.: Przy Ani nie boję się niczego.
A. C.: Trudno jest nam powiedzieć, czy to działo się raptownie. Dla nas czas płynie inaczej, nasz tydzień to kilka lat normalnego czasu. Wielka intensywność emocji.

_– Czym się zajmujesz? _W. S.: Działam w branży gastronomicznej, chociaż ostatnio bardziej w branży Annowej.

_– Grzegorz jest czasem obecny między Wami? _A. C.: Wiadomo, że jest przeszłość, że są dzieci... Ale, jak powiedziałam, zamknęłam tamte drzwi.
W. S.: Budujemy teraz naszą historię. Nową.

_– To Twoje pierwsze dziecko? _W. S.: Tak. Ojciec, gdy mu oznajmiłem, że mam czwórkę dzieci, opuścił ręce i powiedział: „No tak, ty jednak jesteś wariatem”.
A. C.: Moi rodzice też są szczęśliwi. Cieszą się, że mają jeszcze jedną wnuczkę.
W. S.:Kiedy jesteśmy w Toruniu, mamy trochę spokoju, bo rodzice, kiedy tylko mogą, porywają Różę.
A. C.: Zresztą całą gromadę traktują jak własne wnuki.

_– We wszystkim się zgadzacie? _W. S.: Czasem się ścieramy.
A. C.: To są takie intensywne starcia, które trwają tylko moment.
W. S.: I one są potrzebne, bo dzięki nim za każdym razem idziemy dalej w naszym uczuciu, znowu gdzieś wyżej.
A. C.: Bardzo wysoko.
W. S.: Nie było łatwo oduczyć mnie nawyków samotności.
A. C.: O to się głównie kłóciliśmy. Żeby być jeszcze bliżej.
W. S.: Miałem swoją przestrzeń, z której Ania wytargała mnie za uszy.

_– Nie jesteś zazdrosny o przeszłość Ani? _W. S.: Nie. Jestem o nią normalnie zazdrosny, jak facet o swoją kobietę.
A. C.: Nie masz o co. Widzę tylko ciebie.

_– Co będzie dalej? _W. S.: Może być tylko wspanialej. Albo znajdą nas gdzieś zamarzniętych, w pidżamach, przytulonych do siebie.
A. C.: Taka dwójka wariatów. To już jest szaleństwo. Szkoda, że nie wszyscy potrafią tak się kochać.
W. S.: Idziemy. Zaczynasz filozofować.

_– Coś planujecie? Nowy dom? Umeblowanie? _A. C.: Na razie meblujemy dom sobą.
W. S.: Kupiliśmy 20 kilogramów gliny.
A. C.: I ulepiliśmy psa. Mamy więc swojego psa.
W. S.: Stoi pod krzesłem.
A. C.: Dziwnie nam wyszedł. Trochę jak smok.

_– Oświadczyłeś się już? _W. S.: Tak, zaręczyliśmy się. Ożenię się z tobą, jak mnie poprosisz.
A. C.:Normalnie ludzie najpierw się sobie oświadczają, biorą ślub, mieszkają razem. A u nas to wszystko stało się tak jakby poza czasem.
W. S.: Zamyśliłem się. O czym rozmawiacie?
A. C.: A o czym myślałeś?
W. S.: Latałem nad stołem. Już chcę być w domu i całować Anię.
A. C.: Też się stęskniłam...

Rozmawiała Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Krzysztof Opaliński
Makijaż Wilson
Fryzury Łukasz Pycior
Scenografia Magda Araszkiewicz
Produkcja sesji Joanna Guzowska

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (27)
Zobacz także