Blisko ludziBlogerka, sportsmenka, lekarka z polskimi korzeniami. Macron stawia na kobiety

Blogerka, sportsmenka, lekarka z polskimi korzeniami. Macron stawia na kobiety

Blogerka, sportsmenka, lekarka z polskimi korzeniami. Macron stawia na kobiety
Źródło zdjęć: © Getty Images
Magdalena Drozdek
18.05.2017 12:05, aktualizacja: 18.05.2017 12:58

Macron zawstydził europejskich polityków. Na 22 mianowanych właśnie ministrów w nowym rządzie – połowę stanowią kobiety. Wśród nich szpadzistka i blogerka. Od Francuza mogliby uczyć się przywódcy innych państw.

Mówi się, że to chyba jeden z najbardziej proeuropejskich z dotychczasowych francuskich rządów. I prokobiecych. Macron spełnił obietnice parytetu. Na czele resortu obrony stanęła 52-letnia Sylvie Goulard, była wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego. MoDemu Marielle de Sarnez będzie odpowiadać za sprawy europejskie.

Sportem zajmie się pochodząca z Gwadelupy Laura Flessel, szpadzistka, mistrzyni olimpijska. Do Francji przyjechała w 1990 roku. Miała wtedy 19 lat. W sporcie osiągnęła wiele. Na koncie ma 13 medali mistrzostw świata, 6 medali mistrzostw Europy. Nie obyło się jednak bez skandali. W 2002 roku media żyły informacjami, że mistrzyni stosuje doping. Flessel została zawieszona na 3 miesiące, po czym kontynuowała karierę. Flessel zajęła się później turystyką i polityką. Niewiele osób wie, że pani minister brała udział we francuskiej edycji "Tańca z gwiazdami".

Za równouprawnienie kobiet i mężczyzn będzie odpowiadała Marlene Schiappa, 34-letnia pisarka, założycielka bloga i stowarzyszenia Maman travaille (Mama pracuje).Choć studiowała geografię i komunikację, najbardziej interesuje się sprawami kobiet. W 2008 roku założyła bloga parentingowego, który z dnia na dzień cieszył się coraz większą popularnością – Schiappa mogła się pochwalić 8 milionami czytelników. W 2015 roku z jej inicjatywy powstał Pacte Transparence Crèches, który podejmował kwestię sprawiedliwego przydzielania miejsc w żłobkach.

Ministerstwem Zdrowia będzie zajmowała się z kolei 54-letnia Agnes Buzyn. To doświadczona i doceniana we Francji lekarka. Specjalizuje się w hematologii, immunologii i transplantacji. Przez kilkanaście lat pracowała na oddziałach intensywnej terapii. W 2011 została prezesem Narodowego Instytutu do spraw Raka. Co ciekawe, Buzyn ma polskie korzenie. Jej rodzina pochodzi z Łodzi. Jej dziadkowie i wujek (miał wtedy 15 lat) trafili do obozu Auschwitz. Elie Buzyn przeżył – był jednym z więźniów, którzy szli w Marszu Śmierci. Po wojnie wyjechał do Izraela, dopiero potem zamieszkał na stałe we Francji. Do Oświęcimia przyjeżdża co roku. Ma dziś 88 lat.

Ministerstwo Kultury trafiło w ręce 65-letniej Francoise Nyssen, która przez całe życie pracowała razem z ojcem w rodzinnym wydawnictwie. Muriel Penicaud będzie odpowiadała za Ministerstwo Pracy, a 53-letnia Frederique Vidal za Ministerstwo Edukacji Wyższej, Badań i Innowacji. Annick Girardin, córka rybaka i gospodyni domowej, została ministrem ds. terytoriów zamorskich. Z zawodu animator kulturalny, na co dzień mama – francuskie media lubią pisać, że córkę urodziła w wieku zaledwie 15 lat.

Ministrem transportu została Elizabeth Borne – kobieta z ogromnym doświadczeniem. Od drugiej połowy lat 80. pracowała w administracji publicznej. Od 1997 do 2002 była doradcą premiera Lionela Jospina, zajmując się m.in. sprawami transportu i urbanistyki.

Polityka kobiet

Francja powinna być przykładem dla innych państw. Poprzednik Emmanuela Macrona, Francois Hollande, także nie zapominał o parytetach. Krótko po zaprzysiężeniu agencja AFP zwracała uwagę, że gabinet Hollande’a był pierwszym we Francji rządem parytetowym. Na czele resortów stanęło tyle samo kobiet co mężczyzn - po 17. Stanowiska najbardziej prestiżowe przypadły jednak mężczyznom, z wyjątkiem resortu sprawiedliwości. To objęła 60-letnia posłanka z Gujany - Christiane Taubira.

- Żałujemy, że tylko jedna kobieta otrzymała tekę królewską [tak we Francji nazywa się najważniejsze ministerstwa - przyp. red.] i że powtórzono schemat, który polega na powierzaniu paniom w kółko tych samych tek - stwierdziły w 2012 roku feministki z organizacji Osez le Feminisme! (Odważcie się na feminizm).

Obraz
© Getty Images

A jak sytuacja kobiet wygląda w kraju nad Wisłą? Kiedy Hollande uskuteczniał parytety, w polskim rządzie (drugi rząd Donalda Tuska) były raptem 3 kobiety – Elżbieta Bieńkowska, Barbara Kudrycka i Joanna Mucha.

- Niektórzy mówią z przekąsem o kobiecym otoczeniu "harem Tuska", ale on dobrze wiedział, co robi. Te kobiety są wściekle pracowite, zdolne i lojalne. I bez względu na zaszczyty oraz stanowiska, będą harowały – komentowała wtedy w wywiadzie dla "Dziennika Zachodniego" Małgorzata Tkacz-Janik, radna sejmiku śląskiego.

3 kobiety w rządzie. Harem. Co powiedziałby na to Macron?

Obraz
© PAP

W gabinecie Ewy Kopacz w 2014 roku znalazło się już z kolei 5 posłanek: Joanna Kluzik-Rostkowska, Lena Kolarska-Bobińska, Małgorzata Omilanowska, Teresa Piotrowska i Maria Wasiak. Dzisiaj także 5 ministerstw podlega kobietom. Jest Elżbieta Rafalska, Anna Streżyńska, Anna Zalewska, Beata Kempa i Elżbieta Witek. Każda z nich przynajmniej raz w miesiącu czyta o sobie seksistowskie komentarze, a brukowce analizują ich wygląd. Ale to sprawa nie tylko ministrów, a kobiet w polityce w ogóle. To szybko się nie zmieni.

Dziewczyny do wyborów

Nie ma co się oszukiwać. Polki miejsce w polityce muszą sobie wciąż wywalczyć. Od kilku tygodni w sieci głośno o akcji "Dziewczyny do wyborów". Skoro kobiet jest w społeczeństwie więcej niż mężczyzn, dlaczego nie ma ich być dużo także w polityce, a szczególnie w radach osiedli? Najlepszy przykład do działania dają Wrocławianki.

- Każda rewolucja zaczyna się od niemożliwego! A Bram Stoczni Gdańskiej w kluczowym momencie nie zamknęli mężczyźni... Dlatego #DziewczynyDoWyborów - niezależnie od afiliacji politycznych. Niech nas będzie 52 proc, wszędzie! – piszą organizatorki akcji na Facebooku.

- Jest nas w społeczeństwie 52 proc., powinno być nas 52 proc. wszędzie, na listach wyborczych, w konkursach i w organach decyzyjnych każdego szczebla – podkreśla jeszcze Marta Lempart, liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.

I tak na Facebooku pod hasztagiem #DziewczynyDoWyborów znajdziecie historie kobiet, które postanowiły kandydować w tym roku. Dziennikarki, lokalne działaczki, mamy, lwice biznesu, kury domowe, studentki – miejsce jest przecież dla każdego.

- W poprzedniej obsadzie Rad Osiedli we Wrocławiu kobiety miały 348 mandatów z 782, czyli 44,5 proc. W tym rozdaniu mamy 375 mandatów z 798, czyli niecałe 47 proc., co jest bardzo dobrym wynikiem, bo stanowiłyśmy - niestety - zaledwie 44 proc. osób kandydujących. Startuje nas więc mało, ale jesteśmy znacznie skuteczniejsze - mandaty zdobyło 65,45 proc. startujących kobiet i 58,10 proc. startujących mężczyzn – podkreślają działaczki.

Prof. Magdalena Środa opowiadała kiedyś: Zaprosiłam do Warszawy 400 sołtysek i próbowałam je namówić do wielkiej polityki. Sprowokował mnie minister Olejniczak, który powiedział, jak to zwykle mężczyzna, kiedy widzi dużo kobiet: "Jak pięknie panie wyglądają na tej sali". Stwierdziłam, że panie by znacznie piękniej wyglądały na sali plenarnej Sejmu. Potem sołtyski spotkały na schodach sejmowych Giertycha, na którego w większości głosowały, i rzuciły się na niego, bo nie dotrzymał obietnicy - nie pomógł w załatwieniu świetlic dla wiejskich dzieci. Ich Giertych nie interesował jako strażnik narodowej czystości, ale jako ten, kto obiecał coś wspólnotom lokalnym. To kobieta widzi, że na chodniku są dziury, bo ona pcha po tym chodniku wózek. W tym widać odmienność spojrzenia.

Równość, wolność, kobieca siła

Według ostatnich danych, udział kobiet we wszystkich światowych parlamentach stanowi 23 proc. Liczba krajów, w których kobiety sprawują funkcje przywódcze, stale rośnie. Pomimo tego, lista takich państw jest wciąż stosunkowo krótka. Nawet gdy kobiety dochodzą do władzy, rzadko sprawują ją przez długi czas.

W pięćdziesięciu sześciu ze 146 krajów badanych przez Światowe Forum Ekonomiczne w 2014 i 2016 kobieta pełniła funkcję szefa rządu lub państwa przez co najmniej jeden rok w ciągu ostatniego półwiecza. Ekwador i Madagaskar może "pochwalić się" kobietami, które stanowisko przywódcy piastowały w sumie tylko dwa dni. W Republice Południowej Afryki kobieta była prezydentem przez 14 godzin. We wszystkich tych trzech krajach kobiety-przywódcy zostały zastąpione przez mężczyzn.

Najwięcej kobiet jest... w parlamencie Rwandy. Do pań należy ponad 60 proc. wszystkich stanowisk. Media rozpisują się dziś o 35-letniej Dianie Rwigarze, która rzuciła wyzwanie obecnemu prezydentowi Paulowi Kagame. Aktywiska na rzecz praw kobiet ma ogromne szanse przejąć jego stołek w zbliżających się wyborach.

Donald Trump lubi powtarzać, że kobiety powinny po prostu dobrze wyglądać. - Skoro Hillary nie potrafi zaspokoić męża, to jakim cudem zaspokoi Amerykę? - mówił o swojej kontrkandydatce. - Co ci geniusze sobie myśleli, wpuszczając tam kobiety? – to jego wypowiedź odnośnie do gwałtów w amerykańskiej armii. O Ivance, swojej doradczyni, mówił: "Gdyby nie była moją córką, chętnie bym się z nią przespał".

Seksizmu na tym świecie pod dostatkiem. Można się oburzać, można płakać pod kocem, można pisać komentarze w sieci, ale można też działać, by coś z tym zrobić. Udowadniają to dziś i Wrocławianki z "Dziewczyn do wyborów", i Afrykanki, które idą po swoje, i Amerykanki, które Trump zainspirował do działania. 11 tys. kobiet podpisało się pod tzw. Listą Emily. W odpowiedzi na politykę Trumpa chcą same kandydować na najważniejsze stanowiska w kraju. Kto wie jak parlamenty będą wyglądały za kilka lat?

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (468)
Zobacz także