ModaGrace Jones - prawdziwa królowa jest tylko jedna

Grace Jones - prawdziwa królowa jest tylko jedna

Grace Jones - prawdziwa królowa jest tylko jedna
Źródło zdjęć: © ONS
15.10.2015 09:33, aktualizacja: 10.09.2018 11:27

Prawdopodobnie największa skandalistka światowej popkultury, bogini środowisk gejowskich, muza Andy'ego Warhola i Jeana Paula Gaude'a, po prostu ikona. Grace Jones to od kilkudziesięciu lat jedna z najbardziej oryginalnych i z pewnością najmniej pruderyjnych postaci światowej sceny muzycznej.

Zawsze o kilka kroków przed wszystkimi, stała się inspiracją dla kolejnych pokoleń gwiazd estrady, a w wieku 67 lat ma się lepiej niż kiedykolwiek. W wydanej niedawno autobiografii "I'll Never Write My Memoirs" szydzi z Miley Cyrus i Nicki Minaj, a Kim Kardashian nazywa \"zwyczajnym komercyjnym produktem\". Grace Jones to outsiderka, która pozostała wierna swojej wizji i dzięki temu stała się żyjącą legendą.

Grace Jones nigdy nie przebierała w słowach. Z pewnością jest jedną z najbardziej nieobliczalnych artystek. Skoro była w stanie pobić dziennikarza przeprowadzającego z nią wywiad na żywo, nikt chyba nie spodziewał się, że gwiazda będzie gryźć się w język, jeśli przyjdzie rozprawić się z najpopularniejszymi gwiazdami współczesnej sceny muzycznej. W wydanej niedawno autobiografii opatrzonej wymownym tytułem „I’ll Never Write My Memoirs”, dostało się między innymi Rihannie, Nicki Minaj i Miley Cyrus. Jones wytyka im brak oryginalności, długofalowej wizji oraz kopiowanie jej pomysłów sprzed kilkudziesięciu lat. I wraz z większą ilością spektakularnych, scenicznych strojów, wizerunków, które przeszły do historii popkultury oraz albumami, które tworzyły historię muzyki, wydaje się mieć do tego pełne prawo.

W swojej autobiografii, Grace Jones wyjaśnia, dlaczego gwiazdy muszą zerwać ze statusem quo i obudzić w sobie długofalową wizję, której im obecnie brakuje. „Rihanna.. stosuje body-painting, który ja przed laty wykonywałam z Keithem Haringiem. Tylko podstawowa różnica jest taka, że on malował to wszystko bezpośrednio na moim ciele, podczas gdy ona nosi malowany kostium. Moje malowidło znajduje się na skórze, ona wpuszcza barierę pomiędzy rysunek a swoje ciało”, pisze piosenkarka w swojej autobiografii. „Z kolei problem z Nicki Minaj i Miley Cyrus jest taki, że bardzo szybko osiągają swoje cele. Brak im długofalowej wizji, przez co zapominają, że w momencie. kiedy znajdziesz się w tym wirze, zawsze musisz na swój sposób zwalczać system wokół siebie, tak aby ciągle pozostawać outsiderem, za jakiego się podajesz”, dodaje. „Wokół zawsze będzie mnóstwo osób, które będą chciały cię zastąpić – twoje nowe wersje, bardziej zwariowane wersje, głośniejsze wersje. Jeśli więc nie posiadasz długofalowego planu, jesteś niczym innym jak tylko chwilowym trendem, fazą, która minie równie szybko, jak się pojawiła”.

Dostało się także Kim Kardashian i byłemu partnerowi Jones, Jeanowi Paulowi Gaude, który sfotografował amerykańską celebrytkę do zeszłorocznego wydania „Paper Magazine” (mowa o sesji, którą Kardashian „wygrała” internet). Krótko po ukazaniu się numeru, media wytknęły fotografowi, że okładka z Kim była repliką jego własnego zdjęcia „Carolina Beumont” z 1976 roku, na którym uwiecznił nagą afroamerykańską modelkę w tej samej pozie. Co więcej, obie te fotografie stanowiły widoczne odniesienia do niezliczonej liczby zdjęć, jakie Gaude wykonał na przestrzeni lat swojej byłej partnerce i muzie Grace Jones - czy to na okładki jej albumów czy na potrzeby jego książki „Jungle Fever” z 1982 roku. Jones w swojej autobiografii oskarża Gaude’a o splagiatowanie swojego własnego zdjęcia, nazywając Kim Kardashian „zwyczajnym komercyjnym produktem”. Przy okazji sugeruje także, że Gaude zrobił to celowo, aby ją zdenerwować i krytykuje go jako życiowego partnera, który podobno wykazywał o wiele większe zainteresowanie ideą Grace Jones jako postaci niż osobą z krwi i kości.

Grace Jones nigdy nie przebierała ani w słowach, ani w stosowanych przez siebie artystycznych środkach. Urodzona na Jamajce i wychowana przez niezwykle religijnych dziadków, w wieku 13 lat opuściła rodzinne strony, aby dołączyć do rodziców w Syracuse, a później, w wieku lat 18 przeprowadzić się do Nowego Jorku i zacząć życie na własną rękę. Zaczynała jako modelka, początkowo w Nowym Jorku, później w Paryżu, gdzie pracowała dla Yves Saint Laurenta, Claude Montany i Kenzo Takady. Pozowała przed obiektywem Helmuta Newtona, Guya Bourdina i Hansa Feurera. Została jedną z pierwszych czarnoskórych modelek w branży i zaprzyjaźniła się m.in. z Karlem Lagerfeldem i Giorgio Armanim. Pojawiła się na okładkach praktycznie wszystkich liczących się magazynów, od „Vogue’a” po „Elle”. Ostatecznie zrezygnowała z modelingu, aby realizować się w dziedzinie filmu i muzyki, tłumacząc: „Spędziłam połowę swojego życia, gapiąc się na tysiące perfekcyjnych twarzy. Doszłam do momentu, w którym zaczęłam tracić kontakt z rzeczywistością”.

W 1977 roku podpisała kontrakt z wytwórnią Island Records i nagrała swój debiutancki album „Portfolio”. Pod koniec lat 70. porzuciła wizerunek królowej stylu disco i po raz pierwszy pokazała światu kanciastą fryzurę, która stała się później jej znakiem rozpoznawczym. Podkreślała ona wizerunek wyzwolonej seksualnie, adrogynicznej Grace, którą niedługo potem obwołano królową środowisk gejowskich. „Czuję się kobieco wtedy, kiedy czuję się kobieco. Czuję się męsko, kiedy czuję się męsko. Uwielbiam zmieniać role”, powiedziała Jones magazynowi „Dazed and Confused”. W 1981 roku wypuściła singiel „Demolition Man”, który stanowił cover piosenki The Police i stanowił czołowy utwór albumu „Nighclubbing”. Brzmieniu piosenkarki towarzyszył nowy, androgyniczny wygląd z charakterystyczną, płaską u góry fryzurą i smokingiem. Jej były partner, fotograf Jean Paul Gaude powiedział kiedyś w rozmowie z magazynem „People”: „Mężczyźni uważają, że jest seksowna. Kobiety, że jest nieco męska, a geje, że jest ‘drag queen’. Androgyniczność zawsze ją pociągała, tak samo jak seksualność – oddalona, obca, a zarazem zwierzęca i obezwładniająca”.

Grace Jones szybko stała się jedną z ikon legendarnego Studia 54 (nocnego klubu Andy'ego Warhola, w którym bawiły się największe gwiazdy popkultury - przyp. red.) oraz królową środowisk gejowskich. Szczególnie w pierwszej fazie swojej kariery, stanowiła siłę napędową nurtu disco, śpiewając na parkietach kultowego nowojorskiego klubu swoje największe hity, „La vie en rose” czy „Send in the clowns”, a z występów tworząc ociekające seksem spektakle, podczas których po parkiecie spływały litry alkoholu, a w powietrzu unosił się kokainowy pył.

Artystka to jednak nie tylko ikona muzyki i mody. Sukcesy odnosiła także w świecie filmu. W 1985 roku zagrała w czternastej odsłonie filmowych przygód Jamesa Bonda – w „Zabójczym widoku” u boku Rogera Moore’a odtwarzała rolę demonicznego, czarnego charakteru May Day. W latach 90. Jones nieco zawiesiła swoją działalność artystyczną. Na scenę powróciła po 19 latach przerwy, w 2006 roku albumem „Hurricane”.

Grace Jones była i jest (w wieku 67 lat – przyp.red) nadal głośna, krzykliwa i sprośna. Dziennikarzom przeprowadzającym z nią wywiady radzi zażywać kokainę „od tyłu”, a w sypialni najczęściej słucha Barry’ego White’a. Nie ma żadnych hamulców, a tematy tabu dla niej nie istnieją. Jest żywą legendą i za to ją kochamy.

Michalina Murawska
Miała zostać prawnikiem, została dziennikarzem. Absolwentka Dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Miłośniczka mody od najmłodszych lat– jej mama twierdzi, że już jako małe dziecko wyrywała i całowała strony z „Burdy”. Bez pamięci zakochana w Nowym Jorku, marzy jej się skromny loft w East Village. Uzależniona od Instagrama i masła orzechowego, wierna fanka wczesnego Allena, Bukowskiego i amerykańskiego hip-hopu. Lubi łamać zasady, więc swojego psa nazywa damskim imieniem.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także