UrodaProducenci tracą miliardy, kobiety zdrowie. Rynek podrabianych kosmetyków kwitnie

Producenci tracą miliardy, kobiety zdrowie. Rynek podrabianych kosmetyków kwitnie

Producenci tracą miliardy, kobiety zdrowie. Rynek podrabianych kosmetyków kwitnie
Źródło zdjęć: © Shutterstock
01.12.2015 08:53, aktualizacja: 23.01.2016 09:04

Portale aukcyjne i serwisy społecznościowe, choć wydają się być niewyczerpanym źródłem inspiracji, mają także swoją ciemną, niebezpieczną stronę. To właśnie za pośrednictwem tego typu serwisów dystrybuuje się produkty pochodzące z czarnego rynku.

Portale aukcyjne i serwisy społecznościowe, choć wydają się być niewyczerpanym źródłem inspiracji, mają także swoją ciemną, niebezpieczną stronę. To właśnie za pośrednictwem tego typu serwisów dystrybuuje się produkty pochodzące z czarnego rynku.

Kiedy dwa lata temu, na przełomie września i października, poznańscy policjanci zatrzymali 30-latka podejrzanego o sprzedaż podrobionych perfum i kosmetyków, okazało się, że wraz ze współpracującą z nim przyjaciółką naraził marki kosmetyczne na straty wynoszące nawet milion złotych. Ich mieszkanie wyglądało niczym magazyn, przepełniony czterema tysiącami opakowań podrobionych kosmetyków. Nie był to odosobniony przypadek. Proceder sprzedaży produktów upiększających i pielęgnacyjnych pochodzących z czarnego rynku kwitnie do dziś.

W połowie kwietnia tego roku w ręce policji wpadli 31-letni mężczyzna i 22-letnia kobieta, którzy na portalach internetowych sprzedawali podrobione perfumy. Straty oszacowano wówczas na 1,5 mln złotych. Kilka miesięcy później, 5 września w Krakowie, do zatrzymań doszło na jednym z miejskich placów targowych. Funkcjonariusze Śląsko – Małopolskiego Oddziału Straży Granicznej zatrzymali wówczas 30-letniego mieszkańca Krakowa, który sprzedawał podrobione perfumy i kosmetyki. Na nic ostrzeżenie, że za wprowadzenie do obrotu nieoryginalnych towarów ze znakami towarowymi znanych marek grozi do pięciu lat pozbawienia wolności.

Miliardowe straty

Fałszerze nie mają litości. Prawa podrabianych marek mają dosłownie za nic. Ci najbardziej cwani podrabiają niemalże wszystko: perfumy, kosmetyki do makijażu, a nawet lakiery hybrydowe czy produkty ze średniej półki. Jak twierdzi Anna Gidyńska, autorka bloga Jest Pięknie, która podróbki tropi już od dekady, nie jest prawdą, że podrabia się wyłącznie produkty luksusowe.

- Podrabia się kosmetyki L'Oreal, podrabia się nawet Dove. Oczywiście, to też kwestia zyskowności takiego przedsięwzięcia, bo te kosmetyki w ogóle są bardziej przystępne cenowo, ale tego typu podróbki się zdarzają. Relatywnie popularne są też podróbki tuszów Maybelline - najczęściej albo brakuje na nich oznaczenia marki (ale są oznaczenia linii), albo nazwa jest w jakiś sposób przekręcona, albo wszystko wygląda tak, jak w sklepie, ale tusz pakowany jest w opakowanie typu blister – mówi Anna Gidyńska.

Działalność fałszerzy to potężne straty zarówno dla gospodarek, jak i walczących z niecnym procederem władz, a wreszcie – dla kosmetycznych koncernów.* W 2010 roku Departament Bezpieczeństwa Krajowego USA przejął podróbki o wartości 188 mln dolarów. Straty marek kosmetycznych oszacowano na 1,4 mld dolarów.* W kiepskiej sytuacji są również Europejczycy. W marcu tego roku podano, że Unia Europejska na obrocie podrabianych kosmetyków traci 4,7 mld euro rocznie.

Choć straty powodowane popularnością podróbek są coraz większe, przez 10 lat działalności Anny Gidyńskiej, autorki projektu Podróbkowo Wielkie, niewiele się zmieniło. - Owszem, pojawiły się podróbki innych marek - Benefit, The Balm - ale podróbki kosmetyków Dior, cieni i podkładów Chanel widziałam i 10 lat temu, i tydzień temu. Wygląda na to, że nadal jest na nie popyt – mówi.

Jakby tego było mało, przewiduje się, że zyski płynące z podrabiania kosmetyków wykorzystywane są do innych poważnych przestępstw: zorganizowanego przemytu broni i narkotyków, handlu ludźmi, kradzieży tożsamości, prania pieniędzy i pornografii dziecięcej. Interpol nie wyklucza, że służą one także finansowaniu działalności terrorystycznej.

Światowa stolica podróbek

Podrabiane kosmetyki w zdecydowanej większości produkowane są w Chinach, skąd według danych International Anticounterfeiting Coalition (Międzynarodowa Koalicja Przeciwko Podróbkom) pochodzi aż 90 proc. fałszywek. Jeszcze kilka lat temu najbardziej podejrzane były aukcje na eBayu. Teraz, by utrudnić pracę policji, oszuści przenieśli się m.in. na Facebooka. „Luksusowe” dodatki, ubrania i wreszcie kosmetyki, które na mało profesjonalnych facebookowych stronach oferują internauci, niewiele mają wspólnego z oryginałem.

Zintensyfikowana walka z chińskimi fałszerzami kosmetyków trwa od ubiegłego roku. Rząd Chin wziął pod lupę transakcje zawierane za pośrednictwem portalu Alibaba. Jak powiedziała redakcji Mashable rzeczniczka firmy, współpraca z chińskimi organami ścigania zaowocowała rok temu setkami aresztowań. Niestety, fałszerze znaleźli inne kanały sprzedaży. Transakcje zaczęli zawierać m.in. za pośrednictwem trudniejszej w monitorowaniu aplikacji WeChat, gdzie podają się za oficjalnych przedstawicieli znanych marek.

Jakich sklepów zdecydowanie unikać, by nie dać sobie wcisnąć podróbki? - Nie spotkałam się dotąd z wiarygodnymi informacjami o tym, jakoby jakikolwiek sklep internetowy oferował podróbki. Oczywiście, pomijam tu efemerydy, gdzie oferowane są np. tylko perfumy o pojemności 100 ml i do tego "peny" 20 ml, to od razu powinno zniechęcić do zakupów. No i chińskie markety typu iOffer.com, Alibaba.com - nie spodziewam się tam oryginałów, poza tym z większości opisów jednoznacznie wynika, że oferowany produkt nie jest oryginałem – przestrzega Anna Gidyńska.

W rzeczywistości nie o każdym sklepie internetowym niebędącym oficjalnym dystrybutorem produktów konkretnej marki można powiedzieć, że sprzedaje podróbki. Biuro prasowe LOréal, zapytane o przeciwdziałanie podrabianiu produktów koncernu, odpowiada, że sprzedawcy internetowi, z uwagi na obowiązujące prawo, mogą zaopatrywać się również zagranicą. Na to producenci nie mają już wpływu. Jednocześnie, np. w przypadku kosmetyków LOreal Professionnel, starają się jednak kierować klientki do rekomendowanych salonów.

Zbrodnia przeciwko kobietom

Sprzedaż czy zakup podrabianych kosmetyków to tylko pozornie błaha sprawa. Powagę problemu doceniono chociażby w Wielkiej Brytanii, gdzie wiosną tego roku uruchomiono swoisty alert. Wiele kobiet zeznało bowiem, że fałszywki to nie tylko wielomilionowe straty, ale i produkty, które mogą powodować poważne skutki uboczne. Jak powiedziała w rozmowie z „Daily Mail” Rosy Ferry, zakup palety cieni z pozornie limitowanej edycji marki Dior okupiła cierpieniem i poważną obawą o swoje zdrowie. Dzień po pomalowaniu powiek jej oczy były zaczerwienione, powieki opuchnięte. Rosy miała problemy ze wzrokiem i poważnie obawiała się, że objawy te nie ustąpią.

Po licznych doniesieniach o szkodliwości podrabianych kosmetyków, pod lupę wzięły je laboratoria. Okazało się, że kosmetyki pochodzące z nieznanych źródeł mają przekroczone poziomy rtęci i ołowiu. W ich składzie wyodrębniono nawet cyjanek, arszenik czy ludzki mocz.Eksperci są zgodni – nie warto ryzykować. Fałszerze nie respektują przepisów bezpieczeństwa. Analiza przechwytywanych podróbek wykazuje, że kosmetyki i perfumy zawierają nielegalne substancje, w tym konserwanty, które mogą powodować reakcje alergiczne.

Jeśli produkt jest śmiesznie tani, jest podrobiony albo pochodzi z kradzieży – podkreślają przedstawiciele koncernów kosmetycznych. Już w tym momencie powinna się wszystkim zapalić czerwona lampka ostrzegawcza. Podróbki tworzone są w niehigienicznych warunkach, mogą być więc zanieczyszczone bakteriami i odpadami, w tym moczem, bakteriami E.coli czy szczurzymi odchodami. Efektów nietrudno się domyślić. Niektórzy są święcie przekonani, że podróbki niczym nie różnią się od oryginałów lub różnią się jedynie ceną i wyglądem opakowań. Ich stosowanie niesie jednak ze sobą liczne zagrożenia.

- Nikt nie wie, co jest w podróbkach. Kilka lat temu magazyn „Twój Styl” kupił podrabiane perfumy i zlecił laboratorium analizę ich składu. Okazało się, że podrabiane perfumy Chanel zawierały kilka składników, których próżno szukać w oryginale. Np. kocie siuśki. Podrabiane kosmetyki nie powstają w sterylnych fabrykach. Być może drogi krem, np. Lancome pod oczy, zastępowany jest kremem tanim, np. jakimkolwiek kremem do twarzy. A może to jest krem do ciała. A może uperfumowana wazelina. Tak samo z kosmetykami kolorowymi - nie mamy gwarancji, że użyte barwniki są bezpieczne – podkreśla Anna Gidyńska.

Oszczędność nie popłaca. Nasze obawy potwierdza także Urszula Chodorska-Lema, kosmetolog z Centrum Medycyny Estetycznej i Dermatologii WellDerm. - Łatwo sobie wyobrazić, dlaczego podróbki kosztują mniej. Bardzo często producenci używają do ich produkcji innych, tańszych komponentów, nie zawsze bezpiecznych dla naszej skóry. Musimy mieć świadomość, że podróbki są preparatami nieprzebadanymi, nieposiadającymi odpowiednich atestów – podkreśla. Sprawą dyskusyjną jest oczywiście także skuteczność podrabianych kosmetyków.

- Obecnie wiodący i uznani producenci na świecie stawiają na technologię i maksymalną efektywność działania składników aktywnych, zawartych w kosmetykach, są to rozwiązania, które powstawały podczas długoletnich badań i chronione są patentami. I tak na przykład: co z tego, że podróbka ma w swoim składzie witaminę C, jeśli jest ona chemicznie niestabilna i nie ma zdolności głębokiej penetracji skóry, szybko traci swoje właściwości przez co kosmetyk nie spełnia swojej funkcji antyoksydacyjnej i ochronnej – mówi Urszula Chodorska-Lema.

Pochodzące z niewiadomego źródła kosmetyki kolorowe, perfumy oraz specyfiki do pielęgnacji skóry to nie torebki, które nosimy na ramieniu, ale produkty, które nakładane np. na usta dostają się do wnętrza organizmu. Najczęściej powodują one wysypki, zapalenie skóry, infekcje oka czy nasilenie trądziku, jednak długotrwałe narażenie na niektóre szkodliwe substancje chemiczne może mieć toksyczny wpływ także na organy wewnętrzne.Wśród długoterminowych problemów zdrowotnych wynikających ze stosowania podróbek wymienia się m.in. wysokie ciśnienie krwi i niepłodność. Do tej pory odnotowano także przypadki oparzeń i oszpeceń.

Jeśli więc ktokolwiek zastanawia się, czy aby w tej chwili nie ma do czynienia z podróbką, w pierwszej kolejności powinien pomyśleć o swoim zdrowiu. - Szukanie okazji przy kupowaniu kosmetyków może się bardzo źle skończyć dla naszej skóry! Mogą wystąpić takie dolegliwości, jak: pieczenie, swędzenie, zaczerwienienie, a nawet obrzęk, mogą zaostrzyć się dotychczasowe problemy ze skórą, co może skończyć się wizytą u dermatologa. W najlepszym razie sięgając po podróbkę, paradoksalnie, chcąc oszczędzić – przepłacimy. Kupujemy bowiem „zwykły krem”, który moglibyśmy kupić za dużo mniejszą cenę i to pewny, przebadany produkt, od znanego producenta, z niższej półki cenowej – wyjaśnia Urszula Chodorska-Lema.

W obronie zdrowia i wizerunku

Podrabianie kosmetyków to globalna epidemia – obwieścił w rozmowie z magazynem „Cosmopolitan” Gregg Marrazzo z Estée Lauder Companies. Jedną z najczęściej podrabianych marek jest bowiem MAC Cosmetics, a konkretniej wprowadzone przez nią podkład Studio Fix Fluid, kredka do ust Spice Lip Pencil oraz kultowa czerwona szminka Ruby Woo. Straty marek kosmetycznych nie ograniczają się oczywiście do pieniędzy. Jest też druga strona medalu. Na podróbkach traci również wizerunek marek, niekiedy ocenianych nie przez pryzmat swoich oryginalnych produktów, a podrobionych, które nie dość, że nie są skuteczne, to jeszcze szkodzą.

Przedstawiciele MAC Cosmetics podkreślają, że popularność podrabianych kosmetyków to nie tylko problem firmy, ale także bezpieczeństwa i zdrowia publicznego. I tak też zjawisko powinnyśmy traktować. Nie chcesz nadszarpnąć zdrowia – nie kupuj podróbek. - Osobom, którym zależy na wysokiej jakości, ale też i na dobrej cenie, bardzo polecam czytanie etykiet, porównywanie składów.Przy niewielkim wysiłku można znaleźć kosmetyki-perełki, produkty tańszych marek, których skład nie odbiega bardzo od preparatów wiodących producentów – podpowiada Urszula Chodorska-Lema. Jednak, choć oferta kosmetyków gabinetowych i aptecznych stale się poszerza, nie wszystkie produkty dostępne są w Polsce.

- Coraz więcej sklepów internetowych z Wielkiej Brytanii, USA czy Azji wysyła do Polski. Zresztą odkąd pamiętam, istnieje Strawberrynet.com. Co prawda były jakieś wątpliwości odnośnie kosmetyków tam oferowanych, ale moim głównym zastrzeżeniem w przypadku takich zakupów z daleka (czyli de facto z innego kontynentu) byłby czas transportu. O ile kosmetyki z boots.co.uk przyjdą do mnie do domu w ciągu 2-3 dni od zamówienia i jest to niewielka odległość, to wysyłka z USA czy Azji może zająć kilka tygodni, podczas których przesyłka nie znajduje się w kontrolowanej temperaturze. A to może ujemnie wpłynąć na jakość kosmetyku – zauważa Anna Gidyńska.

Cena, produkty niedostępne w normalnej dystrybucji, pojemności różne od oferowanych przez oficjalne sklepy – to wszystko powinno budzić naszą czujność. A jeśli wahamy się, czy odnalezione na aukcjach internetowych kosmetyki bądź perfumy są oryginalne, wybierzmy najbezpieczniejsze rozwiązania. Odwiedzajmy oficjalne strony internetowe marek kosmetycznych, zaglądajmy do stacjonarnych, sprawdzonych perfumerii i drogerii, a w ostateczności – gdy kosmetyki są niedostępne w Polsce – kupujmy je na lotniskach lub podczas pobytu w innym kraju, osobiście albo przez znajomych.

Małgorzata Mrozek / Kobieta WP

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (12)
Zobacz także