Blisko ludziJak się kochać bez grzechu?

Jak się kochać bez grzechu?

Jak się kochać bez grzechu?
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos
14.03.2011 13:38, aktualizacja: 14.03.2011 21:52

Dyskusja zamiast seksu, grzech posiadania spiralki i zakaz masturbacji. Tego uczą trenerzy w „szkole aktów seksualnych” w sanktuarium w Licheniu. Do tej pory Kościół koncentrował się na intymności narzeczonych, przygotowując ich do życia bez grzechu w małżeństwie. Okazało się, że to nie wystarczy, więc zabrał się za edukację seksualną mężów i żon.

Dyskusja zamiast seksu, grzech posiadania spiralki i zakaz masturbacji. Tego uczą trenerzy w „szkole aktów seksualnych” w sanktuarium w Licheniu. Do tej pory Kościół koncentrował się na intymności narzeczonych, przygotowując ich do życia bez grzechu w małżeństwie. Okazało się, że to nie wystarczy, więc zabrał się za edukację seksualną mężów i żon.

W Sanktuarium Matki Boskiej Licheńskiej została otwarta poradnia naprotechnologii, czyli jednej z metod diagnozowania i leczenia niepłodności. Natural Procreative Technology (metoda naturalnej prokreacji), bo tak brzmi pełna nazwa, polega na prowadzeniu dokładnych obserwacji organizmu kobiety i za pomocą modelów płodności Creightona, tworzeniu indywidualnych wytycznych dla pary.

Czy jest skuteczna? Lekarze pozostają sceptyczni. Metoda daje lepsze rezultaty niż kilka zwykłych wizyt u ginekologa, które często kończą się na „próbujcie dalej”, ale wyklucza możliwość poczęcia w przypadku pacjentów, którzy cierpią na poważniejsze zaburzenia. Najlepszy naprotechnolog nie sprawi, że mężczyzna z poważną kryptozoospermią (śladowa ilość plemników w ejakulacie) będzie w stanie zapłodnić kobietę.

Brzmi bardzo medycznie, więc nasuwa się pytanie, co ma naprotechnologia do Kościoła i dlaczego specjaliści w tej dziedzinie wykładają w sanktuarium? Otóż ten sposób leczenia niepłodności nie budzi wątpliwości moralnych. Etycy katoliccy uważają, że metoda szanuje godność człowieka, o którą księża tak zacięcie walczą. Przez Kościół uznawana jest za skuteczną alternatywę dla barbarzyńskiego in vitro.

Edyta Gietka w „Polityce” przyjrzała się uważniej naukom licheńskich specjalistów. Wiernym, którzy zgodnie z religią zachowali czystość do ślubu, wydaje się, że od momentu, gdy złożą przysięgę, w sprawach seksu wolno im wszystko. Nic bardziej mylnego! Dlatego duchowni postanowili edukować małżeństwa, które nie chcą żyć w grzechu.

Historie o nakazach współżycia przez dziurkę w prześcieradle, by nie zobaczyć zbyt dużo albo o tym, że partnerce nie wolno zbyt mocno poruszać się (najlepiej gdyby leżała jak kłoda) podczas aktu, wydają się śmieszne. Niestety, niektóre teorie na temat katolickiego seksu nie odbiegają daleko.

Prawdziwą rewolucję przeprowadził Ojciec Ksawery Knotz z klasztoru Braci Mniejszych Kapucynów. Teolog orgazmów (tak jest nazywany) wprowadził do katolickich łóżek odrobinę erotyki. Seks po „bożemu” stał się czymś więcej niż tylko aktem prokreacji. Otwarcie mówi o tym, że nie istnieje coś takiego jak pieszczoty dozwolone i niedozwolone, a mąż powinien zawsze doprowadzać żonę do orgazmu.

„Seks oralny nie jest grzechem, gdy małżonkowie mają intencję zakończyć go pełnym aktem. Należy sobie zadać pytanie: czy staraliśmy się doprowadzić do tego, aby wytrysk miał miejsce w pochwie? Jeżeli już męża bolą jądra, trzeba mu w tym ulżyć i się popieścić”. To jeden z wpisów na forum Ojca Knotza przytoczonych przez „Politykę”. Odpowiedział żonie, która „o mało nie zgrzeszyła” ze strachu przed zdradą.

Nauki Ojca Ksawerego wydają się być bezpruderyjne. Czy to samo można powiedzieć o szkoleniach w licheńskim sanktuarium? Niezupełnie. Specjaliści dokształcani w USA skupiają się głównie na prokreacji, a nie przyjemności. Choć w Polsce jest kilkudziesięciu trenerów, część wiernych specjalnie udaje się do Lichenia. Tłumaczą, że otuchy dodaje im bliskość Matki Boskiej i mnisi modlący się w imieniu udanego zapłodnienia. 100 złotych wpłacane wedle sumienia na konto sanktuarium nie wydaje się wielkim wydatkiem (zwłaszcza w porównaniu do kosztów zapłodnienia in vitro).

Katoliccy nauczyciele, zanim przystąpią do edukacji, dbają o to, by dobrze poznać parę. Poświęcają im czas i uwagę. Na koniec małżeństwo zaopatrzone zostaje w kartę, na której będzie przyklejać naklejki, odpowiadające poszczególnym dniom cyklu kobiety: dni płodne zaznaczone są obrazkiem z dzidziusiem.

Mimo że głównym celem naprotechnologii jest rozwiązanie problemów z zajściem w ciążę, licheńscy nauczyciele akceptują fakt, że nie wszyscy starają się o dziecko. „Rolą trenera jest uświadomienie grzechu antykoncepcji i jakichkolwiek zastępczych kontaktów genitalnych w okresie z naklejką z dzidziusiem” pisze Edyta Gietka.

A co z nagłymi porywami namiętności? Nauki wykluczają wzajemne zaspokajanie żądz, które nie jest zakończone pełnym aktem płciowym. W zamian Kościół proponuje dyskusję… Czy sama rozmowa wystarczy, by rozładować napięcie?

Stanowisko nauczycieli z Lichenia w sprawie masturbacji i zachowań seksualnych nie kończących się pełnym aktem, doskonale oddaje treść piosenki śpiewanej przez kabaret Monty Pytona:

„Każda sperma święta, każdej broń jak lew. Każda sperma śnięta, budzi boski gniew. Spermą zlewać ziemię, zwyczaj wrażych hord. Pan Bóg je rozliczy za plemników mord.” (Sens życia wg Monty Pyhtona)

Oczywiście cytat nie widnieje na żadnej ulotce, a skojarzenie jest jak najbardziej luźne, jednak przekaz trenerów jest jasny. Osoby uczestniczące w szkoleniach dowiedzą się między innymi, jak bez grzechu pobrać nasienie do badań. Nie ma mowy o żadnych słoiczkach, można to zrobić wyłącznie podczas pełnego aktu seksualnego. Mężczyzna podczas stosunku przyodziany jest w coś na kształt prezerwatywy, tyle że z otworkami i małym zbiorniczkiem. W ten sposób, zgodnie z naukami Kościoła, pobiera się materiał bez szkody dla potencjalnego zapłodnienia.

Antykoncepcja to dzieło szatana. Seks oralny? Tylko jeśli kończy się pełnym aktem. Analny? Zabroniony, bo wykorzystywany jest układ pokarmowy, nie płciowy. Masturbacja? Absolutnie zakazana. Co w seksie można, a czego nie wg prawa kanonicznego? Nigdzie nie ma przepisów regulujących kwestie współżycia. Sprawy łoża małżeńskiego i tego co w nim robimy, powinny być rozstrzygane wyłącznie w naszym sumieniu.

(sg)

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (354)
Zobacz także