Blisko ludziMichalina Wisłocka – zakręcone życie słynnej seksuolożki

Michalina Wisłocka – zakręcone życie słynnej seksuolożki

Michalina Wisłocka – zakręcone życie słynnej seksuolożki
Źródło zdjęć: © AKPA
15.01.2016 12:25, aktualizacja: 24.01.2018 12:55

„Sztuka kochania” była w czasach PRL-u jedną z najbardziej rozchwytywanych książek, rozchodzącą się w rekordowych nakładach. Dzięki temu podręcznikowi miliony Polaków odkryło, jak dużą radość można czerpać z seksu. Niekiedy tej radości brakowało jednak samej autorce, która przez całe życie, z kiepskim zwykle skutkiem, poszukiwała miłości, a najdłuższym związkiem Michaliny Wisłockiej okazał się… trójkąt z mężem i przyjaciółką.

Sztuka kochania” była w czasach PRL-u jedną z najbardziej rozchwytywanych książek, rozchodzącą się w rekordowych nakładach. Dzięki temu podręcznikowi miliony Polaków odkryło, jak dużą radość można czerpać z seksu. Niekiedy tej radości brakowało jednak samej autorce, która przez całe życie, z kiepskim zwykle skutkiem, poszukiwała miłości, a najdłuższym związkiem Michaliny Wisłockiej okazał się… trójkąt z mężem i przyjaciółką.

Nie ulega wątpliwości, że biografia autorki kultowej książki, najsłynniejszej polskiej seksuolożki, to wymarzony materiał na ekscytujący film. Na początku stycznia ruszyły zdjęcia do fabularnego obrazu o Michalinie Wisłockiej, w rolę której wcieli się Magdalena Boczarska. „Sztukę kochania” reżyseruje Maria Sadowska, a scenariusz napisał Krzysztof RakRak (obsypany nagrodami za „Bogów”, czyli opowieść o Zbigniewie Relidze).

„Doktor nie bała się rzucić wyzwania patriarchalnemu systemowi i zawsze mówiła wprost, co myśli. Nie dała się zaszufladkować i nigdy nie poddała się w dążeniu do wydania swojej książki. Umiejętność słuchania pacjentek pozwoliła Michalinie Wisłockiej na poznanie najgłębiej skrywanych sekretów Polek. Ten kredyt zaufania spłaciła z nawiązką, rewolucjonizując życie seksualne całego pokolenia” – piszą producenci.
Jeśli film Marii Sadowskiej będzie równie ciekawy, co życie autorki „Sztuki kochania”, możemy spodziewać się wielkiego hitu

* Jej „pierwszy raz*

Urodziła się 1 lipca 1921 r. w Łodzi. Ojciec Michaliny był nauczycielem, a później kierownikiem jednej z miejscowych szkół powszechnych, natomiast matka zajmowała się domem oraz udzielała lekcji języka polskiego. Miała dwóch braci: Andrzeja i Jana. Córka pierwszego z nich, Ewa Braun, jest dziś jednym z najsłynniejszych scenografów filmowych i laureatką Oscara za dekoracje do „Listy Schindlera”.

Już w dzieciństwie ujawniły się cechy charakteru, które miały później stać się znakiem rozpoznawczym Michaliny, a często także przyczyną jej problemów w kontaktach z innymi ludźmi. Dziewczynka nie kryła się bowiem ze swoimi opiniami i „waliła prawdę prosto w oczy”, zazwyczaj nie zdając sobie sprawy, że sprawia komuś przykrość. Dlatego nie była akceptowana przez szkolne koleżanki.

Jej jedyną przyjaciółką była wówczas Wanda, którą przyszła autorka „Sztuki kochania” traktowała jak siostrę. Ciężką próbą dla ich przyjaźni okazało się jednak poznanie przez 12-letnią Michalinę o pięć lat starszego Stanisława Wuttke (kilka lat później zmienił nazwisko na Wisłocki), który chciał mieć ją tylko dla siebie i robił co mógł, żeby odsunąć swoją dziewczynę od Wandy.

14 lipca 1938 r. młodzi ludzie wzięli nieformalny ślub w ruinach klasztoru w Sulejowie i wtedy Michalina przeżyła swój „pierwszy raz”. „Bolało mnie później okropnie ze trzy tygodnie, to było straszne przeżycie, ale i tak go śmiertelnie kochałam” – wspominała po latach.

Dwa tygodnie po wybuchu II wojny światowej stanęli oficjalnie na ślubnym kobiercu, jednak w okupacyjnej rzeczywistości trudno było stworzyć spokojny i szczęśliwy związek. Nie udało się to także Wisłockim.

Życie w trójkącie

Początkowo Michalina mieszkała z rodzicami w Łodzi, ale już w październiku 1939 r. razem z nimi została wysiedlona ze szkoły, którą władze okupacyjne przerobiły na szpital. Rodzinę wywieziono do Krakowa. „Siedzieliśmy tam trzy miesiące, mało nie umarliśmy z głodu. Niemcy przydzielali nas do mieszkań, jedni gospodarze byli sympatyczni, inni żałowali kawałka chleba” – wspominała Wisłocka, która niedługo później pożegnała rodziców i wyjechała do męża, do Warszawy. Oboje dostali pracę w Państwowym Instytucie Higieny (Stanisław był utalentowanym mikrobiologiem). Michalina musiała własną krwią karmić wszy, z których później produkowano szczepionki przeciw tyfusowi. W tej samej placówce zatrudniona była również Wanda, która pomogła Wisłockim, gdy trafili do niemieckiego obozu po upadku powstania warszawskiego. Przyjaciółka kilkakrotnie odwiedzała komendanta tej jednostki i w końcu wyprosiła zwolnienie małżeństwa.

To wtedy zaczął rozkwitać niezwykły trójkąt pomiędzy Michaliną, Stanisławem i Wandą, którego pomysł zrodził się w… głowie Wisłockiej.
Kobieta zdawała sobie sprawę z nieujarzmionego temperamentu męża i jego skłonności do uganiania się za spódniczkami. Aby zapobiec ewentualnym skokom w bok partnera chciała dodać pikanterii związkowi, a ponieważ sama nie przepadała wówczas za seksem, postanowiła wykorzystała przyjaciółkę, która miała duże doświadczenie łóżkowe. Nieświadoma tego planu Wanda chętnie bywała u Wisłockich, a gdy Michalina trafiła do szpitala z powodu zarażenia tyfusem, faktycznie wskoczyła Stanisławowi do łóżka.

Jednak gdy Michalina zaproponowała życie w trójkącie, przyjaciółka była początkowo w szoku. Za to Stanisław chętnie się zgodził na taki układ. Trwał on przez następne kilka lat, choć – jak wspominała Wisłocka – nigdy nie uprawiali wspólnie seksu. „Zawsze to było dwa na dwa” – zapewniała.

Po wojnie cała trójka klepała biedę. Nie mieli w co się ubrać, chodzili głodni, mieszkali w wynajętym pokoju. Michalina zaczęła studiować medycynę, a Wanda – farmację. Pierwsza głównie poświęcała się nauce, druga zajmowała się domem i… mężem Wisłockiej.

Powrót z bliźniakami

Michalina już na studiach odkryła potrzebę seksualnego uświadamiania konserwatywnego społeczeństwa. Na czwartym roku założyła kółko ginekologiczne i zaczęła jeździć po Polsce z pogadankami o antykoncepcji, często narażając się na nieprzyjemności.
„To było w latach 50., klub wiejski pod Warszawą. Zaprosili nas z profesorem Lesińskim. Mówiłam, żeby mieć dzieci tyle, ile trzeba: przerywać stosunki albo używać prezerwatyw. Ci, co przyszli, byli nastawieni na nie i chcieli nas obrzucić zgniłymi świństwami, które sobie wcześniej przygotowali. Profesor Lesiński był bardzo partyjny i ZMP-owcy, którzy nas zaprosili, wyprowadzili nas tylnym wyjściem, bo byłby skandal” – wspominała w jednym z wywiadów.

Michalina i Wanda zaszły w ciążę w tym samym roku, oczywiście ze Stanisławem. Przyjaciółka Wisłockiej chciała początkowo poddać się aborcji, obawiała się bowiem opinii „panny z dzieckiem”, ale dała się przekonać Michalinie.
Przed rozwiązaniem obie wyjechały na wieś. Gdy wróciły do Warszawy Wisłocka występowała oficjalnie jako matka bliźniaków, choć urodzona przez nią córka w ogóle nie była podobna do syna Wandy.

Znana seksuolożka nie była typem „matki-Polki”. Dziećmi początkowo opiekowała się matka Wisłockiej, a później podrzucała córkę serdeczniej przyjaciółce-lekarce. Wanda oraz jej syn zniknęli już wówczas z życia Wisłockich. Kobieta chciała bowiem założyć wreszcie prawdziwą rodzinę i mieć swój dom.
Kiedy poznała pewnego mężczyznę, postanowiła do niego odejść. Stanisław chciał ją zatrzymać obietnicą rozwodu z Michaliną i poślubienia Wandy, która jednak odrzuciła propozycję, a następnie opowiedziała o w wszystkim Michalinie. W konsekwencji obie kobiety zdecydowały się rozstać ze Stanisławem.

Po rozwodzie Wisłocka ciężko zachorowała, zmagając się m.in. z zapaleniem mięśnia sercowego. Niedługo później poznała jednak mężczyznę, który uwolnił jej seksualność i zainspirował do napisania „Sztuki kochania”.

Na krawędzi pornografii

O tajemniczym kochanku Wisłockiej wiadomo niewiele. „Jurek taki wielki, kudłaty i umięśniony jak bokser. Ten niedźwiedź klęczał przy łóżku, patrzył i szeptał jakieś cudowne słowa, zaklęcia czy prośby i delikatnie pieścił wargami moją skórę, jak coś niezmiernie pięknego i kruchego” – zanotowała w pamiętniku. Mężczyzna był marynarzem, ale zarabiał jako organizator imprez rozrywkowych w ośrodkach wczasowych.

Wisłocka zaczęła wówczas pisać „Sztukę kochania” – książkę, która wywoływała emocje jeszcze przed publikacją. Wielu recenzentów oceniło ją bardzo krytycznie (profesor Mikołaj Kozakiewicz pisał: „Zalecam redukcję gadulstwa i smakoszostwa trącącego dla czytelnika erotomanią. Nadmiar recept ośmiesza autorkę, oscyluje na krawędzi pornografii i jest zbędny”), a wydawcy obawiali się, że dzieło jest zbyt odważne, jak na pruderyjne standardy PRL-u, gdzie temat seksu oficjalnie nie istniał.

„Gdy książka wreszcie trafiła do cenzury, czepiali się, że zdjęcia pozycji są za duże, a były wielkości pocztówki. Zmniejszaliśmy, aż się zrobiły maleńkie jak znaczek pocztowy. Co im zrobiłam mniejszy, to miał być jeszcze mniejszy. I tak na okrągło. W końcu jak już był taki mały, że nie było wiadomo, kto baba, a kto chłop, to mówię do naszego grafika: Panie, zrób pan chłopa czarnego, babę białą, albo odwrotnie, żeby było widać, czyje nogi, czyje ręce, bo przecież to wszystko razem jest do niczego. Zrobił i rzeczywiście bardzo czytelne są te rysunki. Więc potem pytali: Ale dlaczego biała kobieta z Murzynem?” – wspominała Wisłocka.

Wydana w 1978 r. książka niemal od razu stała się bestsellerem, błyskawicznie znikała z księgarskich półek i długo była dostępna tylko w skserowanych pirackich broszurach oferowanych na bazarach. Do 1985 r. sprzedano blisko siedem milionów egzemplarzy „Sztuki kochania”, która wyprzedziła „Pana Tadeusza” a nawet „Biblię”.

Miłość jak wiatr

„Wróćmy do radosnej zabawy we dwoje w łóżku i nie tylko w łóżku. Trzeba wreszcie zrozumieć, że szczęście leży na drodze, a nie u celu, i im mniej za nim gonimy, tym na koniec więcej otrzymujemy” – zachęcała w swojej książce Wisłocka.

Choć była krytykowana z różnych stron, także przed środowisko naukowe oskarżające ją o grafomanię, autorka „Sztuki kochania” stała się prawdziwą gwiazdą. Do tygodnika „Razem”, w którym Wisłocka publikowała felietony, przychodziły worki listów od czytelników.

Po 1989 r. jej sława zaczęła przygasać, ponieważ seks przestał być tematem tabu i stał się wszechobecny. Przez ostatnie lata życia prawie nie wstawała z łóżka. Okazało się, że ma uszkodzoną lewą komorę serca, które nie wytrzymywało nawet niewielkiego wysiłku.

Autorka jednego z największych książkowych bestsellerów w dziejach Polski mieszkała w 30-metrowej kawalerce na warszawskiej Starówce. Pomagała jej tylko gosposia, sąsiedzi, a także przyjaciele z branży, m.in. Andrzej Jaczewski i Zbigniew Izdebski, który podsyłał Wisłockiej studentów, by miała z kim porozmawiać.

Do końca nie przestała interesować się przystojnymi mężczyznami. W szpitalu zauroczyła się młodym lekarzem.
„Kiedy kilka dni przed jej śmiercią przyjechałam do niej do szpitala na Solcu, powtarzała, że miłość wieje jak wiatr. Nigdy nie wiadomo, kiedy na nas spadnie, bo nie zna wieku. Zauważyłam, że jest ożywiona. Miała już 84 lata, ale kiedy wszedł przystojny lekarz po czterdziestce, w muszce, i zaczęła strzelać do niego tymi swoimi „przyścipnymi”, jak sama mówiła, oczkami, wszystko było jasne” – opowiadała w „Vivie” Krystyna Bielewicz, córka Wisłockiej.
Autorka „Sztuki kochania” zmarła 5 lutego 2005 r.

Rafał Natorski/(gabi)/WPKobieta

_ Korzystałem z książki Violetty Ozminkowski „Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki”_

ZOBACZ TAKŻE:

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (135)
Zobacz także