Blisko ludziAneta Kręglicka: nie jestem człowiekiem show-biznesu

Aneta Kręglicka: nie jestem człowiekiem show-biznesu

Aneta Kręglicka: nie jestem człowiekiem show-biznesu
Źródło zdjęć: © AKPA
08.11.2013 16:16, aktualizacja: 12.11.2013 08:13

Piękna, zdolna i przedsiębiorcza. Po tym, jak wygrała tytuł Miss World, wycofała się z show-biznesu. Ten jednak ciągle się o nią upomina. Ona jednak uważa się za kobietę biznesu, która twardo stąpa po ziemi i wie, czego chce.

Piękna, zdolna i przedsiębiorcza. Po tym, jak wygrała tytuł Miss World, wycofała się z show-biznesu. Ten jednak ciągle się o nią upomina. Ona jednak uważa się za kobietę biznesu, która twardo stąpa po ziemi i wie, czego chce. Jak żyje teraz Aneta Kręglicka i jak udało jej się odnieść tak wielki sukces?

WP.PL: Ponoć jest pani modelką, celebrytką i bogatą singielką?
Aneta Kręglicka: A do tego nie pracuję, nie mam domu i rodziny, za to mam anoreksję. Śmieję się, gdy czasem czytam o sobie takie bzdury. Nie wiem, skąd ludzie biorą te informacje. Podejrzewam, że to wynika z tego, że stosunkowo rzadko udzielam się w mediach, nie opowiadam o swoim życiu prywatnym, nie wpuszczam do domu, nie chwalę się, jakich klientów obsługuje moja firma i jakimi budżetami obracamy. Na szczęście nie muszę o tym wszystkim opowiadać, ponieważ nie jestem człowiekiem show-biznesu.

Ale jest pani w nim obecna.

Czasem się pojawiam. Najczęściej w związku z określonymi projektami, w które się angażuję. Bywam również na pokazach mody moich przyjaciół, ale to nie jest moja praca. Zarabiam inaczej, pracuję gdzie indziej. Na szczęście mam swoje miejsce zawodowe, w którym się realizuję i gdzie całkiem sporo już osiągnęłam.

Mówi pani o swojej agencji reklamowej. Skąd w młodej, dwudziestoczteroletniej dziewczynie pomysł na założenie firmy?

Przed firmą była fundacja. Jako Miss World dostałam propozycję pracy jako modelka. Zgodziłam się. Pomyślałam, że to będzie nowe doświadczenie, które mnie czegoś nauczy, ale w głębi duszy w ogóle tego nie czułam. Nigdy nie chciałam być modelką. W czasie, kiedy agencja w Nowym Jorku przygotowywała mi dokumenty, bym mogła legalnie pracować, na kilka miesięcy wróciłam do Polski. Byłam wtedy bardzo popularna i starałam się tę popularność wykorzystać w pożyteczny sposób. Założyłam więc fundację, która zajmowała się promocją zdrowego stylu życia wśród młodzieży. Organizując imprezy sportowe i sponsoring promowaliśmy aktywność fizyczną, przy okazji wspomagając finansowo wiele szkół i wyposażając ich sale gimnastyczne, budując boiska itp. Wtedy też zaczęły się wokół nas pojawiać firmy, którym sponsoring nie wystarczał, potrzebowały szerszej, kompleksowej obsługi reklamowo-promocyjnej. Podobało im się, jak my na tym polu działamy w fundacji i proponowali nam współpracę.

Odpowiedziała więc pani na zapotrzebowanie rynku?

Tak. Wtedy w Polsce rynek reklamy dopiero raczkował. Powstawały filie światowych agencji, natomiast ja, w 1992 roku, założyłam jedną z pierwszych polskich agencji reklamowych.

I zaczęło się życie na wysokich obrotach?

Nawet na bardzo wysokich. To była praca od rana do wieczora, po kilkanaście godzin dziennie. Rynek reklamy w Polsce właśnie się tworzył. Wszyscy uczyliśmy się na swoich błędach, niejednokrotnie walcząc o kontrakty z firmami zagranicznymi prowadzonymi przez ekspertów. Przez długie lata poświęcałam pracy dziewięćdziesiąt procent swojego czasu. Jeździliśmy po całym kraju, proponując kolejnym firmom przygotowanie kampanii reklamowych, wygrywaliśmy przetargi i pozyskiwaliśmy nowych klientów.

Kobiecość w tym pomaga?

Niektórym kobietom być może tak. Natomiast ja nigdy tego nie wykorzystywałam. Powiedziałabym nawet, że w tych kwestiach jestem przesadnie zasadnicza.

Ale trudno udawać, że nie jest się kobietą.

Nie ukrywam tego i workiem się nie zasłaniam, natomiast nie epatuję kobiecością. Ubieram się stosownie do sytuacji, nie podkreślam swoich kobiecych atutów. Staram się wyglądać biznesowo. Nie idę przecież na randkę, tylko na spotkanie zawodowe

Co pani pomaga w biznesie?

Nie lubię, gdy ktoś zwraca mi uwagę, że coś źle zrobiłam. Dlatego staram się zawsze bardzo dobrze przygotować, tak, żebym nie musiała spuszczać głowy i przyznawać komuś racji. Jestem bardzo odpowiedzialna i pryncypialna i te cechy zawsze bardzo pomagały mi w biznesie. Nigdy nie pracowałam dla kogoś. Wszystko, co osiągnęłam zawodowo, zawdzięczam własnej pracy, dlatego też bardzo trudno przychodzi mi podporządkowywanie się komukolwiek. Mówię tutaj zarówno o klientach, jak i sytuacjach. Jeśli w jakimś projekcie mam podporządkować się komuś lub czemuś, z czym się nie zgadzam, nagiąć się do zasad, które mi nie odpowiadają, nie wchodzę w to. Jeśli po trzecim spotkaniu czuję, że wciąż nie mamy wspólnej wizji projektu, nie odbieramy na tych samych falach, po prostu rezygnuję.

Zawsze tak było?

Mocny charakter miałam zawsze. Już jako młoda dziewczyna, jeśli coś sobie założyłam, realizowałam to. Natomiast oczywiście na początku swojej kariery zawodowej musiałam wykazać się większą elastycznością, ulegałam więc sytuacjom, które nie do końca mi odpowiadały. Wtedy jednak nie miałam wyjścia. Chciałam zdobywać doświadczenie, zarobić pieniądze, rozwijać firmę i utrzymać pracowników. Dziś sytuacja jest inna. Moja firma jest stabilna, nie startuję już w przetargach, klienci sami mnie znajdują, a ja jako niezależny konsultant zajmuję się tym, co lubię najbardziej, czyli komunikacją zewnętrzną i budowaniem strategii marek. Wychodzę z założenia, że teraz chcę robić rzeczy, które mnie rozwijają i sprawiają mi frajdę. Nie muszę się już zmuszać do ludzi i klientów, którzy mi nie odpowiadają.

Mówi im to pani wprost?

Rzeczywiście zdarza się, że nie jestem dyplomatyczna. Oczywiście nikogo nie obrażam, to nie leży w mojej naturze, ale jeśli coś mi nie odpowiada, potrafię powiedzieć o tym wprost i zakończyć współpracę. Może w dzisiejszych czasach powinnam być bardziej elastyczna i dyplomatyczna, ale to chyba wynika z mojego charakteru, którego teraz, po czterdziestce, już raczej nie zmienię.

Czy każda kobieta może prowadzić firmę?

Płeć nie ma tutaj znaczenia. Firmę może prowadzić każdy, kto ma do tego odpowiednie predyspozycje: potrafi zorganizować pracę swoją i innych, umie określić zadania, weryfikować je, ale także delegować i egzekwować. Ważne jest też poczucie odpowiedzialności. Prowadzenie własnej działalności przysparza wielu problemów, o których ludzie, którzy nigdy tego nie robili, nie mają pojęcia. Łatwo jest stać z boku i mówić „ja też mógłbym to robić”, a trudniej zabrać się za to i wytrwać.

Jeśli ma się pasję, jest łatwiej?

Obawiam się, że pasja jest zupełnie oddzielnym tematem. Kiedy zakładałam firmę, wiedziałam, że lubię pracować. Natomiast wybrałam reklamę nie dlatego, że ona była moją wielką pasją. Oczywiście podróżując po świecie jako miss świata i biorąc udział w różnych projektach, również reklamowych, przyglądałam się rządzącym nią mechanizmom i wiedziałam, że to mi się podoba. Pomyślałam, że z moją uporządkowaną głową, poczuciem odpowiedzialności i pryncypialnością, mogłabym się tym zająć. Ale nie wynikało to z pasji. Wcześniej zastanawiałam się nad założeniem agencji turystycznej. Myślę, że sytuacja, kiedy ludzie zakładają firmę kierując się pasją, częściej dotyczy osób trzydziesto- czy czterdziestoletnich, które przewartościowują swoje życie i zaczynają robić rzeczy, które naprawdę lubią, które ich pasjonują i satysfakcjonują. Zakładając firmę w wieku dwudziestu lat te motywacje są inne. Natomiast rzeczywiście potem praca stała się moją pasją i miejscem, w którym bardzo lubiłam spędzać czas.

To się zmieniło, kiedy urodziła pani dziecko.

Przez ponad dziesięć lat żyłam w ciągłym napięciu. Zatrudniałam kilkadziesiąt osób, pracowałam po kilkanaście godzin na dobę, miałam ciągły ból brzucha, który zaczynał się w niedzielę po południu, a kończył w piątek wieczorem. Kiedy zaszłam w ciążę, wiedziałam, że w takim tempie i pod taką presją długo nie wytrzymam, postanowiłam więc przewartościować swoje życie. Uspokoiłam się, złapałam dystans, zaczęłam uważniej wybierać projekty, w które się angażuję. Obecnie robię tylko te rzeczy, które mnie rozwijają i interesują.

Program „Projektanci na start”, w którym jest pani przewodniczącą jury, to jedna z nich?

Ten projekt zainteresował mnie z kilku powodów. Na co dzień zajmuję się przede wszystkim budowaniem strategii marek i ich komunikacji dla dużych klientów. A ludzie, którzy zgłosili się do programu „Projektanci na start”, chcą tworzyć swoją markę i pracować na własny rachunek. Interesowało mnie, w jaki sposób chcą to zrobić. Bo talent, pasja, wrażliwość i poczucie estetyki są ważne, ale w efekcie liczy się sprzedaż. Wszystko trzeba poddać prawom marketingu. Chciałam skonfrontować moją wiedzę z ich oczekiwaniami. Jestem też w takim etapie życia, że szukam nowych inspirujących projektów, a praca z młodymi i utalentowanymi ludźmi jest niewątpliwie ciekawym doświadczeniem.

I co wyszło z tej konfrontacji?

Okazało się, że to są bardzo ciekawi ludzie, którzy kochają modę, a wielu z nich rozumie rządzące nią mechanizmy. Mają też pewne pomysły marketingowe, tylko brakuje im doświadczenia, odpowiednich środków finansowych oraz przewodnika, managera, a z tym w Polsce, w dalszym ciągu jest bardzo trudno. Na uczestnictwo w programie zgodziłam się także dlatego, że Fox Life to dosyć kameralna stacja, co bardzo mi odpowiada. Nie ukrywam też, że bardzo ważny był fakt, że do jury zaproszono nie celebrytów, tylko osoby, które w branży są rozpoznawalne i które mogą wspomóc tych młodych ludzi swoją wiedzą i doświadczeniem. Poza tym jest to pierwszy program modowy produkowany w Polsce, udział jest więc dla nas wszystkich wyzwaniem. Producenci podobnych programów będą mieli już łatwiej.

Nie obawia się pani, że osoba, która wygra, tylko na chwilę pojawi się w mediach jako zwycięzca kolejnego show, a potem słuch o niej zaginie?

Mam nadzieję, że tak nie będzie, natomiast rzeczywiście istnieje takie ryzyko. Dlatego szukam sposobu, by tym młodym osobom pomóc. Moda, poza talentem i wizjonerstwem, jest biznesem, który musi się liczyć z twardymi prawami rynku. Być może nie każdy z tych młodych ludzi jest na to gotowy. Ale to szybko zweryfikuje życie.

Jaką pani jest szefową?

Wymagającą. Aktywnie uczestniczę we wszystkich projektach i prezentacjach. Nigdy nie podnoszę głosu, choć wiem od pracowników, że czasem woleliby, bym nakrzyczała, niż mówiła tym swoim niezadowolonym tonem. Ani w pracy, ani w związku nie toleruję nieodzywania się i obrażania się. Lubię dobrą atmosferę, dlatego jeśli jestem z czegoś niezadowolona, mówię otwarcie o co chodzi i zaraz potem przechodzę nad tym do porządku dziennego. Osoby, z którymi pracowałam, podkreślają zawsze, że nauczyły się u mnie jakości. Rzeczywiście, jeśli się za coś bierzemy, musimy być najlepsi, śpiewamy tylko wysokim C. Tak było w szkole, tak jest w domu i w pracy. Jeśli czuję, że czemuś nie podołam, że nie mam odpowiednich umiejętności – nie biorę się za to. Lubię z dumą podpisywać się pod tym, co zrobiłam. Jeśli ktoś dla mnie pracuje, musi przyjąć mój sposób pracy, bo tak naprawdę ja za to wszystko odpowiadam.

Mąż to wytrzymuje?

Myślę, że się przyzwyczaił. Lubię być człowiekiem orkiestrą, odpowiadać za wszystko, organizować. To mi daje poczucie bezpieczeństwa, bo wiem, że jeśli sama wszystkiego dopilnuję, nic się nie posypie. Oczywiście cieszy mnie, gdy mąż mówi, że coś zorganizował czy załatwił. Może nie wszystko jest wtedy po mojej myśli (śmiech), ale wiem, że się starał i chciał dobrze. Lubię, gdy łapie mnie za rękę i prowadzi jak małą kobietkę. Nie chodzi przecież o to, że cały czas mam być panią dyrektor. Mam jednak bardzo silne poczucie niezależności i nie wyobrażam sobie, że musimy się ze wszystkiego tłumaczyć. Jesteśmy rodziną, jesteśmy razem, wszystkie ważne decyzje podejmujemy razem, natomiast każde z nas musi zachować poczucie wolności i wartości. To działa u nas w obie strony.

To poczucie wartości przyszło z czasem?

Nie. Jak miałam dwadzieścia lat, byłam taka sama. To mnie nawet zaskakuje, że tak niewiele zmienił mi się charakter. Kiedyś myślałam, że z wiekiem będę bardziej tolerancyjna, ale nie, nadal wykańcza mnie głupota, ludzka zawiść i nieszczerość. Dlatego tak bardzo dbam, by otaczać się ludźmi, których lubię. Nie mam czasu na powierzchowne znajomości, nie ma mnie na Facebooku, bo nie chcę dzielić się z setkami dalszych znajomych swoim życiem prywatnym, nie pokazuję też syna, choć od dłuższego czasu męczy mnie, bym go zabrała na pokaz Maćka Zienia.

Co syn w pani zmienił?

Totalnie przewartościował moje życie. Uspokoiłam się, zdystansowałam, nie skupiam się już tylko na pracy, przestałam ryzykować, na przykład podczas bardzo szybkiej jazdy samochodem czy jazdą na nartach. Mam bardzo bliski kontakt ze swoim dzieckiem. Nie można o mnie powiedzieć, że jestem matką niedzielną. Wręcz przeciwnie, jestem matką bardzo codzienną. Alek ma już trzynaście lat i mam poczucie, że towarzyszę mu we wszystkich ważnych momentach. Uczestniczę w różnych wydarzeniach w szkole, organizuję dodatkowe zajęcia, wyszukuję jakieś ciekawe wykłady. Generalnie staram się go motywować. Ostatnio, żeby zmobilizować go do nauki francuskiego, zaczęłam się razem z nim uczyć tego języka.

Odpowiada mu to?

Nie zawsze, bo jestem też matką bardzo wymagającą. Zdarza się, że syn mówi do męża: „Tato, ale mama na pewno się na to nie zgodzi”. I rzeczywiście, nie na wszystko się godzę.

Jak z tym pokazem Macieja Zienia?

Myślę, że w końcu go na ten pokaz zabiorę. Natomiast nie wychowuję go na celebrytę. O tym nie ma mowy! Skupiam się przede wszystkim na jego edukacji i wrażliwości. Chcę go wychować na samodzielnego, mądrego i dobrego mężczyznę, który będzie też umiał kochać kobiety i okazywać im szacunek. Czy mi się to uda? Życie pokaże.

Aneta Kręglicka – właścicielka i dyrektor zarządzający agencji reklamowej Hannah Hooper. Swoją firmę, agencję reklamową ABK Kręglicka, założyła w 1992 roku mając 24 lata. Kilka lat później, po rozstaniu z życiowym i biznesowym partnerem, zmieniła jej nazwę na Hannah Hooper. Jest także współwłaścicielką studia filmowego St. Lazaret. Urodziła się w Szczecinie, od 12. roku życia mieszkała w Gdańsku. Absolwentka Wydziału Ekonomii Uniwersytetu Gdańskiego, ukończyła też studia doktoranckie w Szkole Głównej Handlowej z zakresu zagadnień Unii Europejskiej i stosunków międzynarodowych. W 1989 r. zdobyła tytuł Miss Polonia, Wicemiss International i Miss World. Lubi sport, podróże i gotowanie. Na własne potrzeby projektuje meble. Dużo czyta, a w wolnych chwilach pisze felietony i powieść. Choć miała już propozycje jej wydania, twierdzi, że na razie nie ma takiej potrzeby. Mąż, Maciej Żak, jest producentem i reżyserem filmowym. Mają syna Aleksandra. Od 30 października na kanale FOX Life będzie ją można oglądać w roli
przewodniczącej jury w talent show „Projektanci na start”.

Rozmawiała Agnieszka Sadowska

POLECAMY:

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (138)
Zobacz także