Blisko ludziPozytywna egoistka. Jej lekcje, które wyniosła ze śmierci ukochanego, podbijają internet

Pozytywna egoistka. Jej lekcje, które wyniosła ze śmierci ukochanego, podbijają internet

Pozytywna egoistka. Jej lekcje, które wyniosła ze śmierci ukochanego, podbijają internet
Źródło zdjęć: © Facebook/Projekt Egoistka
Aneta Wawrzyńczak
08.09.2015 10:22, aktualizacja: 08.09.2015 19:07

"Jak Tomek chorował, a później umierał, odrobiłam mnóstwo lekcji: akceptacji, elastyczności, porzucenia oczekiwań, przyjmowania tego, co nam daje życie, samotności. Później się tym podzieliłam na Facebooku. Nic nie udawałam, napisałam szczerze, od serca." Dagmara Skalska, znana jako autorka bloga Projekt Egoistka, zamieściła niedawno post na swoim Facebooku, opisujący 19 lekcji, które wyniosła ze śmierci swojego męża. Wpis cieszy się w internecie naprawdę ogromną popularnością.

"Jak Tomek chorował, a później umierał, odrobiłam mnóstwo lekcji: akceptacji, elastyczności, porzucenia oczekiwań, przyjmowania tego, co nam daje życie, samotności. Później się tym podzieliłam na Facebooku. Nic nie udawałam, napisałam szczerze, od serca." Dagmara Skalska, znana jako autorka bloga Projekt Egoistka, zamieściła niedawno post na swoim Facebooku, opisujący 19 lekcji, które wyniosła ze śmierci swojego męża. Wpis cieszy się w internecieogromną popularnością.

WP: : Od kiedy jesteś egoistką?

Dagmara Skalska: Trudno powiedzieć, bo to był proces, ja się nią powoli stawałam. Sam Projekt Egoistka ma pięć lat, zaczęliśmy go realizować z Tomkiem w 2010 roku w wyniku naszych osobistych doświadczeń i testowania różnych modeli życia, filozofii. Bo Tomek był filozofem.

A ty malarką, niby inne dziedziny, ale obie mocno związane z szukaniem i wyrażaniem siebie.

I to nas właśnie połączyło.

Statystycznie szanse na udany związek były nikłe: ty miałaś 18 lat i byłaś dziewczyną z przyszłością, on miał 33 lata i był facetem z przeszłością. I w dodatku po miesiącu znajomości wzięliście ślub!

Faktycznie, nie dawano nam wielkich szans. Nawet przyjaciele Tomka uważali, że to jest tylko jego wybryk, że żeniąc się ze mną chce się odmłodzić. A my się po prostu zakochaliśmy w sobie bez pamięci. Nigdy nie byłam szczególnie romantyczna, zresztą dalej nie jestem, ale jak go zobaczyłam, nie miałam wątpliwośći, świat stanął w miejscu! Od razu wiedziałam, że razem zrobimy coś wyjątkowego.

I tak od razu okazało się, że jesteście pozytywnymi egoistami?

Ależ skąd, mieliśmy sporo problemów, Tomek był od 10 lat sam, miał swoje starokawalerskie przyzwyczajenia, ja byłam upartą nastolatką, zawzięłam się, powiedziałam: choćby nie wiem co, damy radę. To było niesamowicie silne uczucie, które przetrwało bez względu na wszystko, ale fakt, musieliśmy się dotrzeć. Tylko że od samego początku zdefiniowaliśmy to jako pracę i po trzech latach tej pracy postanowiliśmy zrobić Projekt Egoistka.

Skąd w ogóle taki pomysł?

Kiedy przeczytaliśmy, że egoizm to nadmierna miłość własna. To nas zaintrygowało, no bo ile miłości własnej jest w porządku, a ile to już jest zboczenie? Kto to ocenia? I czy w ogóle miłości może być za dużo? Jak zaczęliśmy tę kwestię zgłębiać filozoficznie, nadaliśmy jej nazwę pozytywny egoizm.

Egoizm brzmi negatywnie, nikt nie lubi egoistów.

Tak się dzisiaj wydaje. Gdybyśmy jednak sięgnęli do korzeni słowa egoista to okaże się że oznacza ono znawcę ego, nie zaś wyznawcę przez analogię finansista to znawca finansów a nie wyznawca. Nie chodzi więc o patologiczne uwielbianie siebie lecz o poznanie siebie – a to zasadnicza różnica. Tomek zawsze mawiał, że pierwszym egoistą był Sokrates, który twierdził, że ma swojego dajmoniona- wewnętrzny głos, który mówi mu co ma w życiu robić. Dopiero w XIX wieku August Comte nadał egoizmowi znaczenie pejoratywne poprzez zestawienie go z altruizmem. My dotarliśmy do tych źródeł i zaczęliśmy pokazywać ludziom ten egoizm w odmitologizowanym, prawdziwym znaczeniu.

No to mi odczaruj ten egoizm.

Chodzi o to by odkryć to kim jesteśmy, by stać się autentycznym, rozpoznać siebie. W procesie wychowania społeczeństwo nas kształtuje, chociażby poprzez określanie nas w kategoriach grzeczny chłopczyk, grzeczna dziewczynka. Przez całe życie nabierać różnych przekonań na temat siebie i świata, wchodzimy w różne role społeczne, zakładamy maski, a przez to – często zatracamy swoją autentyczność. I przychodzi moment, kiedy w wieku 30 lat nie wiemy, kim jesteśmy, potrafimy się tylko określać poprzez role społeczne: matki, żony, studentki itd. Problem w tym, co się z tobą stanie, kiedy przestaniesz pełnić którąś z tych ról.

Brzmi skomplikowanie.

Wprost przeciwnie! Okazuje się, że nie musimy się niczego uczyć, tylko odrzucać - te ograniczające przekonania o świecie i o nas , które podsuwa nam nieustannie umysł. Weźmy na przykład miłość: tak naprawdę niewiele osób doświadcza jej bezwarunkowo. Spotkałam wiele kobiet, które macierzyństwo nieświadomie postrzegają tak: poświęcam 20 lat swojego życia, żeby dziecko wychować i oczekuję, że jak będę potrzebować pomocy, to ono się mną zajmie. A jeśli się nie zajmuje, to pojawiają się wyrzuty, poczucie bycia oszukaną. To jest w zasadzie niepisana umowa, rodzaj kontraktu, toksycznego układu, który z miłością niewiele ma wspólnego. Jeśli tego nie odrzucisz zauważysz a następnie nie odrzucisz, nie doświadczysz miłości. Dopiero jak usuniesz ograniczenia i jesteś autentyczna, możesz budować relację z innymi.

Musisz kochać siebie, żeby móc kochać innych.

Tak na logikę: jak nie kochasz siebie, to nie wiesz, na czym to uczucie polega. To jak masz nim obdarzyć kogoś innego?
Jak zaczęłam się nad tym zastanawiać, to doszłam do wniosku, że się rodzimy jako egoiści, mamy swoje potrzeby i najważniejsze jest ich zaspokojenie. Dopiero z czasem uczymy się, że mamy je ograniczać.
Ego zaczyna się kształtować około trzeciego roku życia, wtedy my się wydzielamy ze świata, co dla rodziców jest trudne.

Bunt trzylatka?

Tak, wtedy się ten etap budzenia ego zaczyna i trwa do siódmego roku życia, kiedy wchodzimy w kolejny etap, według koncepcji rozwoju Wilbera i Graves’a, którą z Tomkiem się posługiwaliśmy, to znaczy ujarzmiania ego, uczenia się dyscypliny, zasad, porządku społecznego. Problem w tym, że rodzice nie mogąc wytrzymać tego trudnego okresu buntu, bardzo szybko przeskakują do drugiego etapu, nie pozwalając, by ego się wykształciło. Przez to zresztą przeszedł Tomek, bardzo szybko stał się grzecznym chłopcem,nie wykształcił silnego ego.. Jako dorosły mężczyzna musiał ten etap świadomie przejść. Ja z kolei miałam zupełnie inny problem: bardzo dużo swobody i bardzo silne ego, przez co w dzieciństwie nie przerobiłam etapu dyscypliny. I też musiałam później tę lekcję odrobić.

Czyli różnica wieku między wami to był najmniejszy problem. Na poziomie psychologicznym starliście się na zupełnie różnych etapach rozwoju.

No tak. Ale to nam paradoksalnie pomogło, zwłaszcza w pracy. Tomek opracował specjalne narzędzie, dzięki któremu możesz zbadać, w którym z ośmiu etapów rozwoju masz jakieś luki, i obrać świadomie kierunek rozwoju,. Pamiętając że teoria dopiero zastosowana w praktyce daje efekt transformacji. Życie to jest poligon umiejętności. Możesz wszystko przeczytać, tak jak Tomek, on miał w bibliotece sześć tysięcy książek, wszystkie przeczytane, a i tak powiedział, że wiedza nic nie znaczy, jeśli jej nie zastosujesz w praktyce - dopiero wtedy staje się mądrością. Dzięki niej możesz się wyzwolić. Zauważyć pęknięcia wewnętrzne, przez które ucieka nasza życiowa energia.

Pozytywny egoizm jest taką łatą na tym pęknięciu?

Zawsze masz wybór: dostajesz od życia coś, co jest lekcją, jesteś pilnym uczniem i ją odrobisz, możesz iść dalej. A jeśli tego nie zrobisz, powtarzasz klasę dopóty, dopóki nie zaliczysz tego materiału. W życiu takie sytuacje będą wracać pod różną postacią. Całą filozofię pozytywnego egoizmu można w skrócie określić jako pracę z naszym umysłem, której celem jest to, byśmy stali się autentyczni, nie musieli nikogo udawać. Ludzie lgną do tych osób, które są prawdziwe.

To dlatego ten twój słynny już wpis na Facebooku, z 19 lekcjami, jakie wyciągnęłaś ze śmierci Tomka, zrobił takie wrażenie?

Jak Tomek chorował, a później umierał, odrobiłam mnóstwo lekcji: akceptacji, elastyczności, porzucenia oczekiwań, przyjmowania tego, co nam daje życie, samotności. Później się tym podzieliłam na Facebooku. Nic nie udawałam, napisałam szczerze, od serca. A ludzie są tak spragnieni tego we współczesnym, plastikowym świecie, gdzie cały czas kogoś gramy.
Cała istota polega na tym, żeby każdy z nas stał się autentyczny. Chociażby dlatego, że jak ktoś nie jest autentyczny, to znajduje partnera, który na tę jego nieautentyczność odpowiada. I później całe życie musi grać, bo boi się, że jak pokaże prawdziwego siebie, to ta druga osoba odejdzie.

I to jest nieszczęście. Bo według ciebie nieszczęście ma trzy źródła: bycie kimś, kim się nie jest, związanie się z kimś, z kim się nie chce wiązać i robienie czegoś, czego się robić nie chce.

I wszystkie wynikają z tego, że nie jesteśmy autentyczni. A pozytywny egoizm, najprościej mówiąc, jest na to odpowiedzią, zachęca: stań się znawcą siebie, bądź autentyczny.

To od kiedy jesteś autentyczna?

To jest proces, który trwa przez całe życie. Nie można stać się autentyczną raz na zawsze, bo życie cały czas funduje nowe sytuacje, stawia przed nami nowe wyzwania, a umysł generuje nowe fikcje. Najprostszy przykład: wspominanie i fantazjowanie. Pierwsze jest osadzeniem w przeszłości, drugie - w przyszłości, a przecież ani jedno, ani drugie realnie nie istnieje. Tymczasem okazuje się, że większość czasu spędzamy właśnie w przeszłości albo przyszłości.

Dobra, wy też trochę o przyszłości myśleliście, bo mieliście kredyt we frankach.

(śmiech) To chyba raczej nie myśleliśmy! To była jedna z naszych fikcji, znak tego, że mieliśmy świat źle zorganizowany, że uwikłaliśmy się w różne sytuacje, które ograniczały naszą wolność. Kiedy zdaliśmy sobie z tego sprawę, stwierdziliśmy, że trzeba coś z tym zrobić, bo coraz bardziej czujemy się jak w klatce. I wielu ludzi tak się czuje, z kim nie rozmawiam, ten motyw się powtarza. Warto zwrócić uwagę na fakt, że to nie życie jest złe czy niesprawiedliwe. To co nas spotyka jest konsekwencją naszych wyborów, oczekiwań, przekonań – słowem zawartością naszego umysłu czy wnętrza. Jeśli więc zmienimy się wewnętrznie, otworzymy na samych siebie, poznamy samych siebie, to i warunki zewnętrzne się zmienią bo my będziemy dokonywać innych wyborów. Gdy dopuścisz do siebie taką myśl przestajesz dramatyzować, tylko zaczynasz akceptować to, co się dzieje wokół ciebie, wykorzystywać okazje, które podsuwa ci życie, wiesz że ponosisz za nie odpowiedzialność.

A co, jeśli wykorzystanie tej szansy będzie oznaczało przejście po trupach?

Co masz na myśli?

Jeśli mój pozytywny egoizm stanie w konflikcie z twoim.

Pozytywny egoizm to nie są sztywne granice, które ja ustanawiam, to nie jest bycie agresywnie asertywnym. Pozytywny egoizm to jest bycie autentycznym. Jak się spotyka dwoje ludzi autentycznych, którzy będą otwarci, szczerzy, wyzbyci z oczekiwań, za to z poczuciem pewności siebie zbudowanym na swoim wnętrzu, nie na opinii innych ludzi, to nie bardzo jest przestrzeń, żeby zaistniał konflikt. Związek dwóch pozytywnych egoistów jest najlepszy na świecie, ponieważ nikt się na nikim nie uwiesza, nie oczekuje od drugiej strony, że mu zapewni poczucie pewności siebie, bo ma je sam w sobie. Tymczasem w wielu związkach te oczekiwania są olbrzymie, na przykład kobieta oczekuje, że mężczyzna da jej miłość, spełnienie i…

Bezpieczeństwo.

Bo ona nie ma tego sama. Zresztą, mężczyźni oczekują tego samego. A efekt jest taki, że nikt tego nie ma, więc i nie może tego drugiej stronie dać. I rodzi się patowa sytuacja. Dlatego musimy zrozumieć, że możemy się podzielić tylko nadmiarem: dale przykładu mam 5 proc. potencjału miłości, resztę mam zablokowaną, nie jestem zdolna się otworzyć, mam mnóstwo lęków, przekonań i oczekiwań. Nim nie uwolnię się od nich niewiele mam do oddania drugiej stronie Więcej: sama oczekuję, że druga osoba da mi poczucie bezpieczeństwa, doda pewności siebie, sprawi, że poczuję się kimś wartościowym. A jeśli partner nie jest w stanie tego zrobić, bo sam jest zblokowany, to rodzą się pretensje, obie strony czują się nieszczęśliwe i winią za to drugą osobę.

**Nie zawstydziłaś się trochę, co by Tomek powiedział, skoro tyle lat nad tym pracowaliście, a i tak wpadłaś w tę pułapkę umysłu? Czyli praca nad sobą polega na ciągłym dostrzeganiu, kiedy i w jakie pułapki wpadasz? Dokładnie. Chodzi o to, żeby na bieżąco to namierzać. Jeśli jesteś w stanie do tego dotrzeć, to już jest bardzo dobrze. To jest cała praca, bo uruchamiasz świadomość i możesz coś z tym zrobić.

A jaki jest twój stosunek do Tomka dzisiaj?

Tomek trafił na właściwe miejsce, jest obecny w moim życiu poprzez książki i projekt, którego jest współtwórcą. Będzie w moim życiu zawsze obecny, ale to nie wywołuje we mnie smutku i frustracji. Wręcz przeciwnie mam wielką wdzięczność za tę miłość, której doświadczyliśmy i za wspaniałe osiem lat życia.

Zastanawiałaś się, jak wyglądałoby twoje życie, co byś robiła, gdybyś nie poznała Tomka? Czy Projekt Egoistka w ogóle by powstał?

Myślę, że nie. Gdy ludzie łączą się w pary to ich energia się podwaja innymi słowy jeden plus jeden nie równa się dwa, tylko cztery. W naszym przypadku połączenie naszych sił dało Projekt Egoistka. Ale każde z nas osobno nigdy by tego nie zrobiło.

I kompletnie nie masz pojęcia, jaką drogą byś poszła?

Nie można na to pytanie odpowiedzieć. Wybierasz jakąś opcję, jakaś bramka ci się otwiera, wchodzisz w nią i dzieje się. Weszłabyś w inną i zadziałoby się coś innego.

I nie można nic zmienić, kiedy okaże się, że w bramce jest czarny kot. A nie, to ja poproszę jednak bramkę numer trzy.

(śmiech) No nie, nie da się cofnąć czasu, dlatego tak ważne jest dokonywanie wyborów w sposób świadomy, nie pod presją.

A co w sytuacji, kiedy wyboru nie ma?

Zawsze masz wybór.

Jak powiedziałaś, że wybór jest zawsze, to chciałam ci przerwać, wtrącić, że gdy okazało się, że Tomek ma raka, to wyboru żadnego nie mieliście. Ale to nieprawda. Tomek wybrał na przykład, by nie przyjmować morfiny, zachować świadomość do końca.

Wolna wola to jest największy potencjał człowieka. W każdej sytuacji mamy wybór: jak ją odbierzemy, co z nią zrobimy. Życie jest fantastyczne nie dlatego, że się dzieje coś dobrego albo złego.

Tylko że się w ogóle coś dzieje?

Właśnie. To jest fantastyczne, że możesz wszystkiego doświadczać, a każde doświadczenie cię transformuje. Przyjemnie jest mi patrzeć wstecz i widzieć, jak bardzo się rozwijam, jak jestem coraz bardziej autentyczna, jak coraz pełniej doświadczam życia.
Nie segreguję: to jest dobre, a to złe. Nie zamykam się, biorę wszystko jak leci. Mogłabym nie być tu gdzie jestem, gdybym ze śmierci Tomka uczyniła dramat; mogłabym siedzieć, płakać, przeżywać żałobę. Ale wtedy nie wydawałabym we wrześniu kolejnej książki, nie pomagałabym tylu osobom, w ogóle projekt mógłby umrzeć. Dzięki zrozumieniu tego co mnie spotkało mogę żyć nadal wypełniona miłością i dzielić się tym co wartościowe ze światem.

Powiedzmy sobie szczerze: te twoje 19 lekcji na Facebooku, to są tak naprawdę truizmy, każdy o tym wie, nic odkrywczego nie powiedziałaś. A mimo to w trzy dni miałaś 12 tysięcy udostępnień i dwa razy tyle „lajków”. Niby gdzieś w środku to wiemy, ale musi nam to powiedzieć ktoś z zewnątrz?

To, co ważne, wcale nie jest odkrywcze. Te moje lekcje są stare jak świat, ludzie o tym wszystkim wiedzą, tylko wkładają do odpowiedniej szufladki w swojej głowie i to sobie tam leży. Problem polega na tym, że niewiele osób czyni z tych „truizmów” praktykę. Dlatego mój wpis poruszył ludzi, bo pojawiła się osoba, która to zastosowała w życiu.

Ciekawi mnie, ilu ludzi słuchając cię, widząc twój uśmiech i radość, puka się w głowy i myśli: czego ta dziewczyna się naćpała!

Każdy z nas jest na innym etapie rozwoju, choć wszyscy pragną w gruncie rzeczy tego samego: czuć się wolny, nieskrępowanym, szczęśliwym. Popatrz na dzieci, one są w naturalny sposób radosne, emocje takie jak złość czy smutek przez nie przepływają, szybko się z nich otrząsają i wracają do naturalnego stanu, czyli nieskrępowanej radości. Z czasem, o czym mówiłyśmy wcześniej, tracimy tę zdolność. Większość ludzi chciałaby ją odzyskać, stąd 58 tysięcy obserwatorów Projektu Egoistka na Facebooku, kolejne książki, warsztaty, na których spotkaliśmy się już z 10 tysiącami kobiet. Ale są i tacy, którzy pozytywny egoizm deprecjonują, nie dopuszczają do siebie tej myśli, bo to pokazuje jakąś prawdę o nich. I to, że nie można winy za życiowe niepowodzenia zrzucać na okoliczności czy innych ludzi.

Na polityków, lekarzy, korporacje, imigrantów.

Ja się nie rozsypałam w tak trudnej, ekstremalnej sytuacji, jak śmierć ukochanego męża, czym pokazuję, że tak naprawdę świat zewnętrzny cię nie warunkuje, źródło wszystkich problemów tkwi w tobie. A to nie jest wygodne. Jak my reagujemy na coś nowego, coś nieznanego, co budzi w nas poczucie niewygody, zagrożenia?

Lękiem, który wyraża się poprzez agresję albo ucieczkę?

Ja pokazuję w wyraźny sposób: jesteś odpowiedzialny za swoje życie. A to, co sceptycy mówią czy myślą, nieszczególnie mnie interesuje, bo nie buduję swojego poczucia wartości na świecie zewnętrznym, okolicznościach, opiniach innych ludzi. Po prostu dzielę tym, czego doświadczyłam i czego się dowiedziałam o sobie. W książce „Szambala - święta ścieżka wojownika” jest napisane, że wojownik wybiera ze swojego doświadczenia to, co najbardziej wartościowe i najbardziej użyteczne dla innych i się tym dzieli. Ja to po prostu robię.

Warsztatów bez Tomka jeszcze nie robiłaś?

No nie, to będą pierwsze bez niego.

I dasz radę, czujesz, że to udźwigniesz?

Mówię o swoim doświadczeniu, jak pracuję ze sobą, jak pracowaliśmy z Tomkiem. Ludzie mają dosyć plastikowych trenerów, którzy przychodzą z prezentacjami, wyczytali coś z książek. Za mną stoi pewna historia i ona jest inspirująca.

Ty się boisz czegoś?

byłam zawsze byłam odważna, ale miałam jeden zasadniczy lęk: że stracę Tomka, że gdy on zniknie ja zniknę razem z nim. Gdy go straciłam okazało się, że to nie jest takie straszne, jak się wydaje, nie zabiło mnie to, przecież siedzę tu z tobą. Przekroczyłam swój lęk. Jak przekroczysz ten lęk, który jest w tobie najsilniejszy, uwolnisz się od niego zyskujesz wielką siłę. Mam pełne zaufanie do siebie w tej chwili, wiem, że sobie poradzę w każdej sytuacji.

Dlaczego akurat projekt nazywa się egoistka, nie egoista? Bo kobiety mają większy problem z wyzwoleniem się?

Coraz więcej mężczyzn do mnie pisze, ale faktycznie, 90 proc. osób na warsztatach to kobiety. Ta tęsknota za poczuciem autentyczności jest uniwersalna, bez względu na płeć, ale na początku wybraliśmy kobiety, bo na nie nacisk społeczny jest szczególny, muszą istnieje stereotyp, że kobieta powinna siępoświęcać: dla rodziny, dla dzieci, dla sprawy. Przez to jesteśmy bardziej zblokowane. Praca z kobietami była punktem wyjścia, mieliśmy plan, żeby rozwijać projekt na mężczyzn. I ja go będę realizowała, bo widzę, że mężczyznom też jest to bardzo potrzebne.

Oni też są bardzo mocno osadzeni w rolach społecznych: żywiciela rodziny, zapewniającego wikt, opierunek, bezpieczeństwo. I nie wolno im płakać.

Szczerze? Nie zazdroszczę mężczyznom wcale, bo obecnie kobiety mają wobec nich nierealistyczne oczekiwania, mają być jednocześnie czuli, opiekuńczy, zaradni… Po śmierci Tomka dostawałam od ludzi pełne oburzenia maile, jak on wiedząc, że umrze, mógł mnie nie zabezpieczyć finansowo. To dopiero byłaby miłość! Ja odpowiadam: nie, kochani, miłość polega na tym, że Tomek nie musiał się mną zajmować gdy chorował, że stworzyłam mu przestrzeń do tego, by mógł zdrowieć. Ale jest takie oczekiwanie społeczne wobec mężczyzn: mają zabezpieczyć kobiety.

To się wydaje karkołomne zadanie, pracować nad sobą 24 godziny na dobę, każdą emocję analizować skrupulatnie!

Kiedyś mówiliśmy ludziom o świadomym oddychaniu na warsztatach i jeden mężczyzna powiedział do Tomka: „chłopie, ja ci współczuję, ty się musisz na tym koncentrować, ile cię to energii kosztuje! Ja to robię automatycznie”. Tak się tylko wydaje, bo gdy nabierzesz trochę wprawy, to proces oglądania wlasnego wnętrza będzie się dziać w sposób bezwysiłkowy. Ja teraz równolegle funkcjonuję przez cały czas na dwóch poziomach. Żyję w świecie zewnętrznym i jednocześnie zauważam co dzieję się w moim wnętrzu. Jakie myśli się pojawiają, emocje itd. Nie muszę się szczególnie koncentrować na tym procesie, po prostu widzę: oho, pułapka. Nazywam ją w głowie, rozpoznaję i już wiem, co robić. Znacznie więcej energii pochłania zmaganie się z tym, czego nie rozumiemy, wewnętrzna walka czy ucieczka przed sobą. Dla przykładu rozpatrzmy sytuacje gdy dwoje ludzi zaczyna się kłócić. Pomyśl ile energii by zaoszczędzili, gdyby od razu doszli do konsensusu, zrozumieli źródło problemu? Ale to robi się rzadko, każdy do końca zaciekle
broni swojej racji.

Aż zapominają, o co się pokłócili.

A gdyby mieli tę świadomość, mogliby ten spór już na starcie ukrócić. Tylko że świadomość jest jak mięsień, wymaga treningu. Jeżeli nie jesteś w stanie utrzymać spokojnego umysłu przy zmywaniu naczyń, to nie łudź się, że to zrobisz, jak cię spotka jakaś tragedia życiowa.
Myśmy z Tomkiem praktykowali codzienne zimne prysznice, żeby wzmocnić naszą silną wolę. Tak to tłumaczymy na warsztatach: jeżeli nie jesteś w stanie wytrzymać trzech sekund pod zimnym prysznicem, to jak przetrwasz, gdy życie ci taki prysznic zafunduje, ale nie będzie można zakręcić kurka?

To ile mam wytrzymać pod prysznicem?

Zacznij od pół minuty, jak wytrzymasz, to już jest dobrze. Zobaczysz, jak się będziesz świetnie czuła. To pokazuje, jaką mamy słabą wolę, że nie umiemy kilku sekund wytrzymać w strefie dyskomfortu. Jesteśmy bardzo wygodni i chcielibyśmy, żeby w życiu zdarzały nam się tylko pozytywne rzeczy, wyeliminować negatywne.

A jak będziesz lawirować tak, żeby uciec od drobnych problemów, to gdy trafisz na potężną przeszkodę, będzie dramat?

Gdy sobie zdasz z tego sprawę, przestaniesz przed tym uciekać, nauczysz się przebywać w tej strefie dyskomfortu, w której jest ci smutno, źle. Ja w niej dużo przebywałam po śmierci Tomka, pojawiały się różne emocje, co jest naturalne, tylko ja nie brałam wszystkiego tak na serio. Ten stan się da osiągnąć, to jest tylko kwestia pracy z własnym umysłem. Smutek z ciebie wypływa? To znaczy, że w tobie był. I dobrze, że wypływa.

Odkręcasz kurek?

To jest genialne, bo się z destrukcyjnych emocji w ten sposób oczyszczasz. Im więcej ich ze mnie wychodzi, tym jestem szczęśliwsza, bo destrukcyjne stany blokują radość, miłość. A oczyszczając się, robię na te dobre emocje miejsce. Można to osiągnąć na różne sposoby: świadomym oddychaniem, medytacją, psychoterapią. Pozytywny egoizm to jest po prostu takie życiowe BHP.

Aneta Wawrzyńczak/(gabi)/WP Kobieta

POLECAMY:

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (48)
Zobacz także