Blisko ludziKraj, w którym lepiej nie mówić o tym, że jest się ofiara gwałtu

Kraj, w którym lepiej nie mówić o tym, że jest się ofiara gwałtu

Kraj, w którym lepiej nie mówić o tym, że jest się ofiara gwałtu
Źródło zdjęć: © 14-letnia Sonia, ofiara gwałtu. Fot. Smita Sharma
Katarzyna Gruszczyńska
18.12.2015 14:49, aktualizacja: 18.12.2015 15:46

Co dwie minuty w Indiach jedna kobieta pada ofiarą gwałtu. Zaledwie jeden procent przypadków trafia na policję. Smita Sharma z Indii była molestowana seksualnie. Jej kuzynka została zgwałcona, a później popełniła samobójstwo.

Co dwie minuty w Indiach jedna kobieta pada ofiarą gwałtu. Zaledwie jeden procent przypadków trafia na policję. Smita Sharma z Indii była molestowana seksualnie. Jej kuzynka została zgwałcona, a później popełniła samobójstwo. Sharma postanowiła walczyć z traumą, dokumentując za pomocą fotografii losy ofiar przestępstw seksualnych, które w Indiach są niemal powszechne.

Smita Sharma miała 18 lat, gdy padła ofiarą molestowania seksualnego. Sprawcą był jej nauczyciel. Gdy opowiedziała o tym incydencie, inni wykładowcy i rówieśnicy zbagatelizowali sprawę. W Indiach to powszechna reakcja. Kobiety, które przyznają się do tego, że zostały zgwałcone lub molestowane, dotyka ostracyzm. Kobieta przez 10 lat milczała w cierpieniu.
Gdy jej 17-letnia kuzynka opowiedziała o molestowaniu przez kolegę z klasy, obarczano ją całą winą za zajście. Dziewczyna nie wytrzymała napięcia i popełniła samobójstwo, skacząc z 17. piętra wieżowca.

Smita Sharma nie mogła pogodzić się z niesprawiedliwością. W jej głowie zaczął kiełkować pomysł, by dokumentować te przerażające historie. Wybrała się w podróż po Indiach. Odwiedziła kilkadziesiąt kobiet, które doświadczyły przemocy seksualnej. Były wśród nich te zmuszane do poślubienia swoich oprawców i te, które zostały napadnięte przez gangi nastolatków i wielokrotnie gwałcone. Spędziła godziny w szpitalach, rozmawiając z przerażonymi kobietami.

- Panują tam nieludzkie warunki. Kobiety są przesłuchiwane w obecności innych pacjentów. Wiele z nich skarżyło się na to, że lekarze znęcali się nad nimi psychicznie. Ofiary gwałtu prawie zawsze natrafiały na mur i brak empatii – przyznaje Sharma.

Odwiedzała też małe wioski, gdzie działacze organizacji pozarządowych pomagali jej nawiązać kontakt z ofiarami gwałtów. By nie narażać się na niebezpieczeństwo i zaczepki obcych mężczyzn, często udawała ciężarną.
Nie miała problemów z nawiązaniem kontaktu z ofiarami. Zbliżały je podobne traumatyczne doświadczenia. - Spędzałam z nimi kilka dni, dużo rozmawiałyśmy. Czasami nawet nie wyjmowałam aparatu. Zdarzało się też, że tak płakałam, że nie byłam w stanie ustawić ostrości - przyznaje. Szczególnie poruszył ją los 14-letniej Soni (na zdjęciu powyżej). Dziewczynkę zgwałcono i porzucono w opuszczonym budynku. Oprawca jej nie zabił, ale pragnął, by się wykrwawiła i zmarła. Gdy odzyskała przytomność, udało jej się dotrzeć do domu.
- W ten sposób chcę dać im głos, rozpocząć dyskusję na temat zamiatany pod dywan i znaleźć rozwiązanie tego powszechnego problemu w Indiach. W naszym kraju kobiety są obywatelkami drugiej kategorii. Najpierw są własnością ojca, a potem męża – mówi Smita Sharma.

Smita Sharma promuje swój projekt na portalu crowfundingowym. Internauci wsparli ją kwotą ok. 20 tys. dolarów. W Delhi właśnie trwa wystawa fotografii ofiar gwałtów. Sharma planuje też zrealizować film dokumentalny.

Przypomnijmy o najgłośniejszym incydencie z grudnia 2012 roku, który wstrząsnął opinią publiczną na całym świecie.
W stołecznym autobusie sześciu mężczyzn napadło na 23-letnią Jyoti Singh Pandey. Gwałcili ją na przemian przez kilkadziesiąt minut, a później wyrzucili z jadącego pojazdu. Zmarła po kilkunastu dniach pobytu w szpitalu.

Ten brutalny atak wywołał falę protestów w całych Indiach. Ludzie brali udział w marszach sprzeciwu, domagając się kary śmierci dla sprawców oraz wzmożonej ochrony dla kobiet. Przed rządowymi budynkami doszło do zamieszek. Napastnikom postawiono zarzuty morderstwa, gwałtu i porwania. Pięciu skazano na śmierć, szóstego na trzy lata więzienia.

Nierzadkie są przypadki molestowania kobiet właśnie w środkach komunikacji miejskiej. Maini Mahanta, redaktor naczelna jednego z hinduskich czasopism, przyznaje, że w torebce zawsze nosi chilli w proszku. To jej tajna broń na wypadek, gdyby miała skorzystać z transportu publicznego.

Katarzyna Gruszczyńska/(kg)/(md), WP Kobieta

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (5)
Zobacz także