Blisko ludziMały biust – jak żyć? Normalnie, a na plaży opalać się topless

Mały biust – jak żyć? Normalnie, a na plaży opalać się topless

Mały biust – jak żyć? Normalnie, a na plaży opalać się topless
Źródło zdjęć: © Instagram.com
Lidia Pustelnik
30.06.2017 15:42, aktualizacja: 01.07.2017 11:50

Jak żyć, kiedy sąsiadka wygrzewająca się obok mnie na ręczniku koloru bzu, prezentuje się skandalicznie dobrze w swoim obcisłym bikini z miseczkami rozmiaru małych beczek do wina? Jak żyć, kiedy kolejna sukienka wiązana na szyi, którą z nadzieją zawlokłam do przymierzalni, wisiała na mnie jak worek po ziemniakach, zamiast apetycznie opinać "kobiece" kształty? Jak żyć, gdy słońce praży, a cienki, bawełniany stanik pod jeszcze cieńszą bluzką nie pozostawia wątpliwości co do tego, że jeśli chodzi o biust, bliżej mi do figury Keiry Knightley niż spektakularnych krągłości Kim Kardashian? No to powiem wam jak – normalnie.

Jakoś tak się porobiło, że rozmiar kobiecych piersi przestał być prywatną sprawą każdej z nas, a stał się przedmiotem publicznych debat. Co ciekawe, nie rozmawia się na przykład o wystających łokciach, palącą sprawę dużych albo małych palców u stóp też pomija się milczeniem. A ile razy uczestniczyliście w dyskusji na temat wydatnych płatków uszu? Ja raz. Niemniej, jeśli chodzi o biust, wszystkie chwyty są dozwolone.

– Co ty tam sobie włożyłaś – podczas spotkania w jednym z klubów w Berlinie.
– Nie wstydź się i tak nic tam nie masz – kryjąc się pod parasolem nad Bałtykiem.
– Sam zafundowałbym ci powiększenie cycków, gdybym miał kasę – zasłyszane w komunikacji miejskiej.
– Ale ona ma balony – fraza wyświechtana jak chusteczka alergika, słyszana przeze mnie jakieś ćwierć miliona razy w co najmniej pięciu językach. Raz nawet w stosunku do mnie. No cóż, nie w Kolumbii, a w Chinach...

Jeśli chce się gdzieś znaleźć problem, to z pewnością się go znajdzie. O doświadczenia związane z posiadaniem biustu raczej w rozmiarze A i B niż C i D, zagaduję koleżanki.

– Nigdy nie miałam problemu z rozmiarem biustu – mówi Karolina. – Ale był taki okres, kiedy porównywałam się z innymi dziewczynami, na tle których wypadałam dość słabo… I nie będę oryginalna, kiedy powiem, że akceptacja stanu rzeczy przyszła z wiekiem – dodaje.

– Nigdy nie słyszałam komentarzy na ten temat, więc nie miałam też kompleksów – opowiada mi dwudziestosześcioletnia Asia. – Nawet się cieszę, że mam mały biust, bo nie przeszkadza mi na przykład, kiedy biegam – stwierdza.

– Przecież łatwo kupić taki stanik, żeby biust wyglądał dobrze – zauważa kolejna.

– Nie bez znaczenia było to, że zobaczyłam Keirę Knightley w "Piratach z Karaibów". Małe piersi nie przeszkadzały jej w rozkochaniu Orlando… – dodaje po chwili Karolina.

Każda z moich rozmówczyń jest pomiędzy 20. a 39. rokiem życia, czyli w wieku, w którym według badań Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Przyrodniczego, Uniwersytetu Szczecińskiego oraz Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego z 2012 roku, kobiety najczęściej decydują się na powiększanie piersi. Co ciekawe, to samo badanie pokazało, że tylko około jedna czwarta kobiet wykonuje zabieg powiększania biustu za namową partnera. Zdecydowana większość z nas (72 proc.) robi to z własnej inicjatywy.

Dlaczego? Bo nie akceptujemy swojego ciała, bo mamy kompleksy, bo chcemy być bardziej jak te piękne gwiazdy. Bo potrzebujemy zmiany. Bo chcemy sobie poprawić humor.

Ale humor można poprawić sobie w bardzo różny sposób. Na jeden z lepszych wpadły niedawno trzy białoruskie dziewczyny. Zaczęło się od żartu jednej z nich, Aleny Skarabahatowej, że fajnie byłoby zrobić galerię z dziewczętami noszącymi małe rozmiary staników. Pomysł tak się spodobał internautom, że Alena zaproponowała koleżankom, fotografkom Darji Sapranieckaji i Kaciarynie Baruszce, żeby pomogły jej w zrealizowaniu projektu – i tak powstała seria "Taka, jaka jestem".

Fotografie Białorusinek jeszcze raz przypominają nam, że piękno jest różne, a coś takiego, jak "jedynie słuszne wymiary" to wymysł. Dowód? Ani inicjatorkom projektu, ani bohaterkom zdjęć nigdy nie przyszłoby do głowy, że mały biust to powód do wstydu ani nawet, że trzeba go bronić – gdyby nie seksistowska wypowiedź dyrektora firmy produkującej damską bieliznę! Jak podaje portal Belsat.eu, niejaki Jauhen Zujew, zarządzający Milavitsa, stwierdził, że kobiety noszące miseczkę A nie mają szans, by zostać twarzami tej marki, bo tak mały biust jest nieestetyczny.

Okazuje się, że kwestia małego biustu trochę inaczej wygląda u nas. Są co prawda gwiazdy, które udają, że spuchły od nadmiaru bąbelków w szampanie, ale gdzie takich nie ma? Co ciekawe, wbrew stereotypom również polscy mężczyźni w większości są zdania, że małe jest równie piękne, co duże. Brytyjski "The Sun" opublikował w marcu wyniki ankiety przeprowadzonej w wielu europejskich krajach, w której pytano mężczyzn, jaki biust uznają za idealny. Podczas gdy w Europie Zachodniej dominującą odpowiedzią było "w rozmiarze C", Polacy (jako jedyni obok Węgrów) za idealny wskazali rozmiar B. Chyba trochę na przekór, bo to samo badanie wykazało, że w Polsce średnia wielkość biustu to miseczka C, a w Europie Zachodniej – B.

Nie muszę przekonywać żadnej właścicielki małego biustu, jakie korzyści płyną z takiej budowy ciała – jest to cecha, jak każda inna, z którą wiążą się udogodnienia, a czasami, jeśli na przykład pragnie się jakiegoś kawałka odzieży, ale on całkiem nie współgra z naszą figurą, również niedogodności.

Albo na przykład, kiedy jesteś Keirą Knightley i każdego ranka przed rozpoczęciem zdjęć do "Piratów z Karaibów" przez 45 minut malują ci dekolt, by wyglądało, że twój ciasny gorset opina bardziej obfite kształty. Jeśli jednak nie walczysz akurat z oderwanymi od rzeczywistości holywoodzkimi wyobrażeniami na temat kobiet, przez większość czasu możesz ze swoim małym biustem żyć. Tak, jak mówiłam, całkiem normalnie.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (73)
Zobacz także