Blisko ludziOlsztyńska seksafera w ratuszu. W tej historii nie ma happy endu

Olsztyńska seksafera w ratuszu. W tej historii nie ma happy endu

Olsztyńska seksafera w ratuszu. W tej historii nie ma happy endu
Źródło zdjęć: © PAP
Ingrid Hintz-Nowosad
20.12.2016 17:02, aktualizacja: 20.12.2016 19:53

Informacją o tym, że prezydent Olsztyna zgwałcił ciężarną urzędniczkę, a inne molestował, rozpoczęła się w 2008 roku olsztyńska seksafera. Minęło osiem lat, a jej końca nie widać. Decyzją sądu proces w tej sprawie rozpocznie się od początku. - To fatalne orzeczenie dla kobiety, która będzie te traumatyczne sytuacje przeżywała od nowa – mówi WP mecenas Andrzej Rogoyski, pełnomocnik jednej z oskarżycielek posiłkowych. - Nie byłem na publikacji wyroku. Nie wiem jeszcze, czym kierował się sąd podejmując taką decyzję.

Sąd Okręgowy w Elblągu zadecydował właśnie, że były prezydent Olsztyna, Czesław Małkowski, odpowiadający za gwałt i usiłowanie gwałtu ponownie stanie przed sądem. Poprzedni wyrok został uchylony. Uzasadnienie wyroku jest niejawne.

- To nie jest żadna telenowela, ani reality show. Tego się nie wyłączy, nie przełączy, nie przewinie. Tu nie ma lepszego zakończenia. Te przeżycia, które są we mnie, pozostaną do końca życia – powiedziała jedna z pokrzywdzonych kobiet. - W tej historii nie ma happy endu.
Jest mężatką, ma dwoje dzieci. Jest główną oskarżycielką w ratuszowej seksaferze. Chce pozostać anonimowa. W mediach występuje jako Anna.

Pod koniec lat 90 zapisała się do SLD. Na jednym z partyjnych zebrań poznała Czesława Małkowskiego, który w tym czasie pełnił funkcję sekretarza rady wojewódzkiej SLD. On miał zainteresować się nią pod koniec 2001 r. Była wtedy organizatorka jednej z imprez. - Na partyjnym zebraniu siedział przy stole naprzeciwko mnie i puszczał sygnały z komórki – opowiadała w wywiadach z 2008 roku, gdy seksafera wybuchła na dobre. – Dziwiło mnie jego zachowanie. On był już wtedy przecież prezydentem.
Z opowieści Anny wynika, że Małkowski zaczął do niej wydzwaniać i proponować spotkania. - Telefony odbierał mąż, ja starałam się go unikać.
W połowie 2002 r. brała udział w spotkaniu dla lewicowych działaczy. To wtedy miał ją zgwałcić po raz pierwszy. Poprosił, aby przyniosła coś z jednego z pokoi, poszedł za nią, przewrócił na stół... Kobieta nie powiedziała o tym nikomu. Chciała zapomnieć.

Biłam go, kopałam i gryzłam

Jednak w maju 2003 r. Anna zaczęła pracę w olsztyńskim ratuszu. To Małkowski miał jej zaproponować etat. - Na początku był wzorowym, tolerancyjnym szefem, choć zdarzało się przytrzymywanie za rękę. Było tak dwa, może trzy miesiące – wspominała w wywiadach w 2008 roku. Potem miał ją gwałcić. Opowiadała, że gdy protestowała, straszył ją, że straci pracę i nie znajdzie innej w Olsztynie. - Nie wiedziałam, co z tym robić. Biłam go, kopałam i gryzłam. Ale to go jeszcze bardziej nakręcało. Czułam się bezradna. Jej zdaniem w tym samym czasie prezydent utrzymywał kontakty także z innymi kobietami - mówiła w "Gazecie Wyborczej".

Latem 2006 r. zaszła w ciążę. - Myślałam, że on da mi wtedy spokój. Myliłam się. We wrześniu znów miał ją zgwałcić. Anna poszła na zwolnienie lekarskie.
Pod koniec marca 2007 r. urzędniczka była w dziewiątym miesiącu ciąży. - Zadzwonił do mnie przed południem. Spytał, gdzie jestem i z kim. Odpowiedziałam, że jestem sama w domu. On na to: to otwórz drzwi. Okazało się, że już stał pod domem. – opowiadała w rozmowie z TVN24. - Zaczął się do mnie dobierać. Ja mogłam tylko mówić, żeby tego nie robił i prosić… Nie mogłam się bronić. W każdej chwili mogłam urodzić. Prosiłam go, żeby tego nie robił, bo jestem tuż przed porodem.
Po południu pojechała do ginekologa. Zawiózł ja mąż. Nie powiedziała mu, co się stało. - Opowiedziałam o gwałcie lekarzowi. Nie przyznałam się, kto to zrobił.
Lekarz sam powiadomił prokuraturę. Na jej zlecenie policjantka przesłuchała urzędniczkę. Podczas rozmowy nazwisko sprawcy nie padło.Bez wniosku o ściganie prokuratura umorzyła postępowanie. Ale materiał genetyczny i inne dowody, które śledczym przekazał lekarz, zabezpieczyła.

Anna twierdzi, że o złożeniu zawiadomienia zaczęła myśleć po urodzeniu dziecka. Wtedy zaczęła nagrywać bardzo intymne rozmowy z Małkowskim, opowieści o wspólnym wejściu na wieżę ratusza, które potem były emitowane we wszystkich mediach. Kobieta tłumaczy dziś, że musiała zrobić to wszystko, by prezydent nie domyślił się, że zbiera na niego dowody. Robiła mu też kompromitujące zdjęcia - np. siedzącego w swoim gabinecie z opuszczonymi spodniami.

W połowie stycznia 2008 r. "Rzeczpospolita" opisała sprawę molestowania urzędniczek olsztyńskiego ratusza i zgwałcenia jednej z nich przez prezydenta Olsztyna. Kilka dni wcześniej sprawą gwałtu ponownie zainteresowała się olsztyńska prokuratura. - Kobieta w chwili gwałtu była w ciąży, zachodziło, więc prawdopodobieństwo odniesienia przez nią uszczerbku na zdrowiu. A to podlega ściganiu z urzędu – mówił wtedy Cezary Kamiński, szef Prokuratury Okręgowej w Olsztynie. - Dostałem informację, że to może dotyczyć prezydenta. Ale pewności nie miałem. Nigdy wcześniej nie dostawaliśmy sygnałów o tym, żeby prezydent molestował urzędniczki.

Ne zachowuje się jak zgwałcona kobieta

Małkowski od samego początku wszystkiemu zaprzeczał. Śledztwo przejęła prokuratura w Białymstoku. Wniosek o ściganie Czesława Małkowskiego złożyły wtedy dwie kobiety. Jeden z nich pochodził od petentki, która oskarżała prezydenta o usiłowanie gwałtu, drugi - od urzędniczki ratusza, którą miał molestować. "Rzeczpospolita" podała wtedy także, że nasienie, które ginekolog pobrał od urzędniczki oskarżającej prezydenta o gwałt, należy do Czesława Małkowskiego.

Seksafera to nie tylko sprawa gwałtu na jednej urzędniczce, to także podejrzenia o molestowanie innych kobiet. Nie wszystkie złożyły wnioski o ściganie, jednak zeznały, że do niego dochodziło, a prezydent miał wykorzystywać swoje stanowisko, by składać im niemoralne propozycje. Od intymnego kontaktu miała zależeć nawet zgoda na urlop, awans czy praca w urzędzie.

Śledztwo ciągnęło się ponad trzy lata. Prokuratorzy uzyskali trzy sprzeczne opinie biegłych (psychologów i seksuologów) z Warszawy, Poznania oraz Krakowa. Jedna z nich wykluczała, by były olsztyński prezydent miał cechy gwałciciela. Ponadto, zdaniem biegłych, oskarżająca go urzędniczka "nie zachowuje się jak zgwałcona kobieta".

Olsztyńska afera była punktem wyjścia do scenariusza filmu "Miłość" Sławomira Fabickiego z 2012 roku.

Proces od nowa

We wrześniu 2015 r. - po trwającym 4 lata procesie - Sąd Rejonowy w Ostródzie skazał Małkowskiego na karę 5 lat pozbawienia wolności bez zawieszenia i zakazał mu zajmowania przez 6 lat kierowniczych stanowisk w jednostkach samorządu terytorialnego. Były prezydent został uznany za winnego zgwałcenia urzędniczki, która była w ostatnich tygodniach ciąży, oraz usiłowania gwałtu. W ocenie sądu - czynu tego miał się dopuścić, wykorzystując relację zależności. Z powodu przedawnienia umorzone zostały natomiast zarzuty dotyczące molestowania i ciężkiego naruszenia praw pracowniczych.

Od wyroku sądu pierwszej instancji odwołały się obie strony. Prokuratura złożyła apelację, bo uznała, że wyrok jest za niski. Obrona zaskarżyła wyrok w całości - zarówno w części skazującej, jak i dotyczącej umorzenia z uwagi na przedawnienie czynu. Czesław Małkowski, ponownie stanie przed sądem. Tak (20.12.2016) orzekł Sąd Okręgowy w Elblągu, który uchylił poprzedni wyrok.

Małkowski był prezydentem Olsztyna od 2001 r. przez prawie przez dwie kadencje, do 2008 r., gdy mieszkańcy Olsztyna odwołali go w referendum lokalnym po wybuchu tzw. seksafery w ratuszu.
Były prezydent Olsztyna zgodził się na publikację swojego wizerunku oraz podawanie jego danych osobowych.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (177)
Zobacz także