Blisko ludzi"Patrzenie w lustro na moje odkryte ciało boli". Jessica dokonała aborcji w 24 tygodniu ciąży

"Patrzenie w lustro na moje odkryte ciało boli". Jessica dokonała aborcji w 24 tygodniu ciąży

"Patrzenie w lustro na moje odkryte ciało boli". Jessica dokonała aborcji w 24 tygodniu ciąży
Źródło zdjęć: © Instagram.com
21.03.2017 16:49, aktualizacja: 24.03.2017 11:43

Jessica Mccoy ma 27 lat i trójkę dzieci - dwoje pasierbów i jednego biologicznego syna. Ale to o jedno mniej niż oczekiwała. Dla dziewczynki wybrała już imię imię - Evelyn "Evie" Louise. Była w szóstym miesiącu ciąży, kiedy u dziecka zdiagnozowano poważne wady. Jessica zdecydowała się na aborcję. Do tej pory nie może się pogodzić ze stratą dziewczynki. A każdy dodatkowy kilogram i rozstępy przypominają jej o tym, że nosiła dziecko, którego już nie ma.

Dziesięć tygodni po zabiegu kobieta nadal opłakuje córeczkę. Ciąża była planowana, a dziecko bardzo chciane i oczekiwane. Jessica nie może zapomnieć o tragedii, jaka ją spotkała - nie pomaga to, że cały czas walczy z poporodową figurą. Niełatwo pozbyć się dodatkowych kilogramów, które przybyły jej przez te sześć miesięcy, a które stale przypominają o tym, co straciła. Jessica do postu na Instgramie dołączyła zdjęcie w dżinsach i biustonoszu.

Obraz
© Instagram.com

Jessica nie chce współczucia, pragnie tylko wyjaśnić sytuację i pokazać innym, że nie są sami. Jak twierdzi, zbyt często dokonanie aborcji jest źle rozumiane. - Przerwanie chcianej ciąży jest czymś innym niż poronienie czy urodzenie martwego dziecka - pisze na Instgramie. - Ludzie nie są tak mili i przychylni... Jestem tutaj, aby powiedzieć, że opłakuję moją córkę tak samo, jakbym urodziła martwe dziecko. To jest inne doświadczenie, ale mój smutek jest taki sam.

Komplikacje

Podczas drugiego semestru ciąży Jessica dowiedziała się o powikłaniach. Początkowo lekarze stwierdzili rozszczep kręgosłupa. Następstwami tej wady rozwojowej mogą być czasami tylko bóle czy trudności w poruszaniu się, ale również całkowity paraliż. Specjaliści myśleli o operacji płodowej, Evie miała dobre prognozy. Jednak po dalszych testach i badaniach, Jessica i jej mąż dowiedzieli się o kolejnych nieprawidłowościach - tym razem w obrębie chromosomów. Zdaniem lekarzy, z którymi rozmawiali rodzice, mogły one spowodować u dziecka mnóstwo komplikacji, w tym ciężkie wady układu immunologicznego i problemy z sercem. W sumie te ciężkie anomalie utrudniłyby Evie przetrwanie dwóch, a prawdopodobnie trzech zabiegów, które były konieczne, by mogła funkcjonować.

Nawet jeśli Evie przeszłaby przez te operacje, to lekarze zapowiadali, że mała potrzebowałaby całodobowej opieki przez całe życie. - Nie chciałam, żeby cierpiała - powiedziała Jessica o swojej decyzji. - Czułam, że to był mój najlepszy wybór w obliczu tak okropnych opcji. Pragnęłam jej. Była planowana. I kochana ponad miarę. Czasami życie potrafi być bardzo okrutne.

Zanim Jessica z mężem podjęli decyzję o przerwaniu ciąży, minął termin, w którym kobieta mogła legalnie przeprowadzić aborcję. Mieszkają w Missouri, gdzie prawo ogranicza możliwość dokonania aborcji do 21 tygodni i sześciu dni po pierwszym dniu ostatniej miesiączki, chyba że ciąża zagraża zdrowiu lub życiu matki. Jessica musiała opuścić stan, aby znaleźć lekarza, który dokona zabiegu.

Starała się znaleźć klinikę poza stanem, gdzie zabieg przerywania ciąży odbywa się poprzez wywołanie wcześniejszego porodu. Przed skremowaniem kobieta chciała móc potrzymać dziecko. Usłyszała o szpitalu w Kolorado, ale koszt zabiegu wynosił tam 25 tys. dolarów, a Jessicę nie było na to stać. Ponieważ zbliżała się do 24 tygodnia ciąży, kiedy w większości sąsiednich stanów aborcja jest zakazana, musiała działać szybko.

Ostatecznie doradca genetyczny pomógł jej znaleźć klinikę w stanie Illinois. Opłata za zabieg wyniosła 3 tys. dolarów.

Personel medyczny skierował kobietę i męża do osobnego pokoju. - Byli bardzo wrażliwi i troskliwi - dostaliśmy prywatny pokój, ponieważ wiedzieli, że ciąża była chciana, a my zdruzgotani - wyznaje Jessica. Zaproponowano parze odcisk stopy dziecka jako pamiątkę.

- Wszystko, co mi pozostało, to właśnie te odciski i mleko, które odciągam, a którym ją powinnam karmić - mówi z goryczą Jessica.

Obraz
© Instagram.com

Żałoba po Evie

Jessica nie wróciła z noworodkiem, a jej ciało cały czas przypomina jej o stracie. W czasie ciąży przytyła ok. 7 kilogramów, które niestety nie zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zrozpaczona kobieta w kolejnych tygodniach zyskała kolejne kilogramy. O 10 kilogramów cięższa i dwa rozmiary większa niż przed poczęciem postanowiła wyjaśnić na Instagramie, dlaczego nie może pogodzić się ze swoim wyglądem, tak jak po urodzeniu syna. - Fakt że jestem większa niż zwykle i nie mam dziecka, tylko to utrudnia. Nie kocham swojego ciała, jestem na nie zła. Nie mogę być teraz pozytywnie nastwiona do własnego ciała. To zbyt ciężkie i za bardzo boli - pisze Jessica. - Każdego dnia wkładam rzeczy, które są za ciasne. I każdego dnia przypomina mi to, że moje dziecko rosło przez sześć miesięcy, a potem umarło.

Nie pomaga także świadomość tego, jak fantastycznie czuła się w czasie ciąży. - Nie sądzę, żebym kiedykolwiek czuła się bardziej piękna niż wtedy, gdy nosiłam w sobie moją kochaną Evie - wyznaje.

Na Instagramie Jessica wyjaśnia, że hormony utrudniają jej utratę wagi. Aby przyspieszyć odchudzanie i pozbyć się bólu, zatrudniła osobistego trenera. - Naprawdę mam nadzieję, że to pomoże, ponieważ patrzenie w lustro na moje odkryte ciało boli - napisała Jessica.

- Mając świadomość, że pomagam innym mamom w podobnej do mojej sytuacji, działa na mnie uzdrawiająco - mówi, dzieląc się swoją historią. - Czuję, że im bardziej się tym dzielę, a ludzie wiedzą, że Evie istniała, tym lepiej czuję. Jej życie coś znaczyło.

Psycholog wyjaśnia

Specjalnie dla WP psycholog Beata Zadumińska tłumaczy, jak strata dziecka może odbić się na psychice kobiety.

Strata po śmierci dziecka - bo tak ta kobieta o tym myśli - to sytuacja bardzo ostrej, masywnej traumy. Dlatego też syndrom poaborcyjny wykreślono z inwentarza chorób, bo uznano, że jest to typowa reakcja posttraumatyczna związana z procesem radzenia sobie z utratą i żałobą. Różnicowanie na przykład między urodzeniem martwego dziecka a dokonaniem aborcji w sensie psychologicznym jest tu bardzo trudne.

To, że kobieta patrząc w lustro, stale przypomina sobie o tragedii, z jednej strony pogłębia jej stan, ale z drugiej - paradoksalnie pomaga. Człowiek w ciężkich sytuacjach może dokonać tzw. separacji zewnętrznej, czyli unikać miejsc czy osób, które przypominają mu o dramacie, albo uruchomić mechanizm wewnętrznego wyparcia. Jednak ciało "jest" zawsze z nami, jest czymś dotykalnym, czego nie możemy porzucić. Jeżeli jest ono zmienione przez ciążę, to siłą rzeczy jest takim bolesnym wspomnieniem, na tyle dotykalnym i naocznym, że nie jesteśmy w stanie uruchomić typowych mechanizmów radzenia sobie. Zmian cielesnych nie możemy wyprzeć albo się od nich odciąć. Z jednej strony jest to taka rana, która przypomina nam o stracie, ale z drugiej pozwala nam sobie radzić z żałobą. Bo mechanizm wyparcia na pewnym etapie jest dobry, ale jeżeli całkowicie zaprzeczymy realności utraty pod względem psychologicznym nie będzie to korzystne.

Taka sytuacja postkryzysowa może trwać sześć tygodni, ale też i rok. Trauma jest bardzo złożona, skomplikowana i wieloaspektowa. Żal po stracie to bardzo bolesny i długotrwały proces. Przy czym należy pamiętać, że istnieje też coś takiego jak żałoba rocznicowa. W okresie, w którym doszło do poronienia czy aborcji, pojawiają się różne myśli, różne uczucia. Można powiedzieć, że tak ostre traumy są niezbywalne - gdy mamy gorszy okres w życiu czy pojawiają inne trudności, one się reaktywują.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (41)
Zobacz także