Blisko ludzi"Tajemnice pielęgniarek". Fragment książki Marianny Fijewskiej

"Tajemnice pielęgniarek". Fragment książki Marianny Fijewskiej

"Tajemnice pielęgniarek". Fragment książki Marianny Fijewskiej
Źródło zdjęć: © East News
Paulina Brzozowska
22.01.2019 11:37, aktualizacja: 24.01.2019 15:02

- Kasia zmarła. Aleks zmarł. Kubuś zmarł. Ale mnóstwo dzieci przeżywa, choć było na skraju śmierci. Widzisz dziecko w stanie niemal agonalnym, a kilka tygodni później obserwujesz, jak z uśmiechem na twarzy i pluszowym dinozaurem pod pachą opuszcza szpital - opowiada jedna z pielęgniarek Mariannie Fijewskiej.

Marianna Fijewska jest dziennikarką Wirtualnej Polski. Zadaje trudne pytania, odkrywa fakty i zbiera opinie w najbardziej gorących, poruszających tematach społecznych. Prowadzi też cykl wywiadów wideo #11Pytań. Poniższy tekst pochodzi z książki "Tajemnice pielęgniarek" autorstwa naszej redaktorki. Opublikowany przez nas fragment stanowi przekrój wypowiedzi pielęgniarek pracujących z dziećmi. W rozmowach z Marianną Fijewską kobiety wspominały swoich najmłodszych pacjentów.

Najmłodsze dziecko, które trafiło do nas po próbie samobójczej, miało 12 lat. Chłopczyk próbował się powiesić w swoim pokoju, ale mama w porę ściągnęła go ze sznura. To było śliczne, grzeczne, mądre dziecko. I ten straszny widok ciemnosinej pręgi, która pozostała na jego szyi.
Katarzyna, 33-letni staż, dziecięcy SOR, szpital publiczny, woj. mazowieckie


Chłopcy zazwyczaj skaczą z budynków i mostów albo się wieszają. Dziewczynki połykają tabletki. Tną się jedni i drudzy, niezależnie od płci. Gdy badasz dziecko całe poharatane żyletkami, nie masz pojęcia, czy ta krwawiąca rana, z którą trafiło na SOR, to kolejny sznyt, czy próba samobójcza.
Alicja, 20-letni staż, SOR, szpital publiczny, woj. wielkopolskie


Ile lat miał najmłodszy pijany pacjent?
Cztery.

Jak to cztery?!
Dziewczynka wyciągnęła wódkę z lodówki i zaczęła pić. Na szczęście nie było tego dużo, mała musiała zwyczajnie odespać. Innym razem przyjechali przerażeni rodzice, bo trzymali w butelce po wodzie rozpuszczalnik. 7-letni synek dał 3-letniemu bratu do wypicia, a później sam się napił. Dzieciakom cudem nic się nie stało.
Angelika, 10-letni staż, dziecięcy SOR, szpital publiczny, woj. wielkopolskie


Przyjęliśmy na oddział otyłą 14-latkę z silnymi bólami brzucha. Szybko okazało się, że to poród! Dziecko urodziło się u nas na SOR-ze. Matka tej dziewczyny była kompletnie zaskoczona.
Aleksandra, 15-letni staż, dziecięcy SOR, szpital publiczny w Warszawie


Przyszła do mnie matka w trakcie sprawy rozwodowej. Dziecko spędziło u ojca weekend i wróciło z zaczerwienieniem w okolicach odbytu. "Jestem zaniepokojona, nie wiadomo, do czego mógł się posunąć mój były partner" – mówiła taka dziwnie spokojna. Zbadaliśmy dziecko. Oczywiście, było całe i zdrowe. Nie pojmuję, do czego to może posunąć się rodzic w walce z drugim rodzicem…
Krystyna, 33-letni staż, dziecięcy SOR, szpital publiczny, woj. mazowieckie


Na OIOM trafiła 9-latka z poważną wadą serca. Musiała natychmiast jechać na zabieg, którego mogła nie przeżyć. Wywozimy ją z lekarzem na salę, a ona pyta, dokąd jedziemy. W tym momencie odzywają się rodzice: "Nigdzie, kochanie, zaraz wrócisz". Osłupieliśmy. Lekarz pyta: "Przepraszam, to państwo nie powiedzieli dziecku, że ma zabieg?". Oni zmieszani tłumaczą, że nie, bo psycholog im zabronił. Wyobrażasz sobie, co by czuła ta mała, budząc się po kilku godzinach, obolała, z rurkami wystającymi z brzucha i buzi? Lekarz się strasznie zdenerwował, powiedział rodzicom, że nie będzie oszukiwał dziecka. Oboje wytłumaczyliśmy małej, że jedzie na operację.

Jak zareagowała?
Bardzo dobrze. Powiedziała, że jeśli później będzie zdrowa, to zgadza się, rozumie i jest gotowa. Całe szczęście operacja się powiodła, ale rodzice niczego się nie nauczyli. Kilka dni później zobaczyłam, że dziewczynka płacze. "Ja chyba umrę" – powiedziała. Zapytałam, skąd ten pomysł. "Bo mama i tata cały czas mówią przy mnie szeptem". Codziennie patrzę na rodziców, którzy traktują własne dzieci jak debili. A one często rozumieją więcej niż dorośli.
Justyna, 2-letni staż, oddział kardiologii dziecięcej, szpital publiczny, woj. śląskie


Obraz
© WAB

Wchodzę na czwarte piętro do nastolatki na wózku, ma sparaliżowaną połowę ciała. Ledwo się doczłapałam do jej mieszkania, bo dzień wcześniej dałam sobie porządny wycisk na siłowni. Dziewczyna otwiera i pyta: "A co pani taka zasapana?". Odpowiadam: "Mięśnie mnie bolą po treningu, poruszam się jak jakiś paralityk". Dziewczyna śmieje się, a do mnie nagle dociera, co właśnie powiedziałam. Całą wizytę biję się z myślami: przeprosić ją czy nie przeprosić. Dopiero później dostrzegłam wartość tej sytuacji. To dobrze, że nie patrzę na podopiecznych przez pryzmat ich niepełnosprawności. Normalne podejście do pacjenta jest szalenie ważne.
Ela, 12-letni staż, pielęgniarka środowiskowa, woj. mazowieckie


12-letnia Kasia umiera na raka. Z dnia na dzień jest coraz gorzej, ale jej matka nie przyjmuje do wiadomości, że stan córki jest terminalny i trzyma to przed nią w tajemnicy. Dziecko jest przerażone, bo nie wie, dlaczego czuje się tak źle. Wczoraj matka dzwoni do mnie, mówi, że mała się trzęsie i że ona chciałaby podać jej dodatkową dawkę morfiny. Poprosiłam, żeby się wstrzymała i zadzwoniłam do lekarza. Uzgodniliśmy, że trzeba podać środki uspokajające, bo drgawki nie są kwestią bólu. Zadzwoniłam do matki i najłagodniej jak tylko mogłam powiedziałam, co ma zrobić. "Co pani może wiedzieć? Dziecko potrzebuje morfiny!" – krzyknęła i rzuciła słuchawką. Dzwonię do lekarza. "Niech poda Kasi jedną dawkę paracetamolu prócz leków uspokajających. Małej nie zaszkodzi, a kobieta się opanuje" – powiedział. Znów zadzwoniłam do matki i powiedziałam, żeby na wszelki wypadek podała oba środki. "No wreszcie!" – powiedziała zirytowana i znów rzuciła słuchawką. Czułam się tak, jakby ktoś wytarł mną podłogę, choć wiem, że postąpiłam właściwie.
Ania, 20-letni staż, hospicjum dziecięce, woj. dolnośląskie


Przywieziono nam półroczną dziewczynkę z domu samotnej matki. Pracowniczka socjalna zauważyła guza na główce i wezwała karetkę. Okazało się, że dziecko ma strzaskaną połowę czaszki. Pamiętam tę matkę. Tłumaczyła, że mała uderzyła się w czasie kąpieli o brzeg wanienki, później twierdziła, że o ścianę w czasie przewijania. Do nas trafiają dzieci, które rodzice niechcący upuszczają na podłogę i nic im nie jest. Doskonale wiemy, z jaką siłą trzeba uderzyć, żeby strzaskać dziecku główkę.

Co się stało z matką?
Policja aresztowała ją następnego dnia. Nie wiem, czy prokuratura udowodniła jej celowe działanie, wiem jednak, że ta mała ma zniszczone życie – to może być niepełnosprawność intelektualna, zaburzenia neurologiczne. To może być też śmierć.
Katarzyna, 29-letni staż, SOR, szpital publiczny, woj. mazowieckie


WSPOMNIENIA STUDENTKI PIELĘGNIARSTWA
Ośrodek preadopcyjny. Tutaj trafiają dzieci odebrane z patologii. Wiele rodzi się z zespołem FAS (choroba, która jest skutkiem działania alkoholu na płód w okresie prenatalnym), HIV-em i alkoholem we krwi. Opiekowałam się tam półroczną Wiktorią, która odziedziczyła cały zestaw wad genetycznych po upośledzonych rodzicach. Wiadomo, że nie dożyje więcej niż 20 lat. Obok Wiki leżał trzymiesięczny Maks – miał poparzony brzuszek i nóżki, bo podpaliła go matka schizofreniczka. Zapamiętałam tego chłopca dlatego, że tak jak Wika bardzo źle znosił samotność. Za każdym razem, gdy odkładaliśmy ich do łóżeczek, strasznie płakali. Musiałby zdarzyć się cud, żeby ktoś zdecydował się na adopcję Wiki lub Maksa. Choć tak bardzo boją się samotności, będą jej mieli w życiu jesz- cze bardzo dużo.
Ewelina, V rok studiów, Warszawski Uniwersytet Medyczny


Gdy dziecko czeka na transplantację serca, nie możemy przewidzieć, czy przeżyje. Serduszko albo wytrzyma, albo nie. Każdego dnia, gdy przychodzę do pracy, nie wiem, czy ktoś, kto przez ostatnie miesiące mówił do mnie "ciociu", właśnie nie odszedł.

Dlaczego chcesz to robić?
Kasia zmarła. Aleks zmarł. Kubuś zmarł. Ale mnóstwo dzieci przeżywa, choć było na skraju śmierci. Widzisz dziecko w stanie niemal agonalnym, a kilka tygodni później obserwujesz, jak z uśmiechem na twarzy i pluszowym dinozaurem pod pachą opuszcza szpital. I wiesz, że przyczyniłaś się do tego, by to dziecko znów mogło być dzieckiem. To bardzo wdzięczna praca.
Justyna, 2-letni staż, oddział kardiochirurgii dziecięcej, szpital publiczny, woj. śląskie


PREMIERA KSIĄŻKI 13 LUTEGO. ZAMÓW EGZEMPLARZ KLIKAJĄC TUTAJ.

Obraz
© (c)pixandme
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (34)
Zobacz także