Blisko ludziI że cię nie opuszczę…

I że cię nie opuszczę…

I że cię nie opuszczę…
Źródło zdjęć: © 123RF
Aneta Wawrzyńczak
10.12.2015 11:38, aktualizacja: 10.12.2015 12:32

- Panie prezesie, taka sprawa: szukam małżeństwa, on w więzieniu, ona na wolności, są razem od lat, mimo popełnionych błędów, no i tej rozłąki. Wie pan, żeby to był reportaż o miłości, co pokonuje więzienny mur.

- Panie prezesie, taka sprawa: szukam małżeństwa, on w więzieniu, ona na wolności, są razem od lat, mimo popełnionych błędów, no i tej rozłąki. Wie pan, żeby to był reportaż o miłości, co pokonuje więzienny mur.

- Pani redaktor, ja mam taką parę, co pokonuje nie tylko więzienny mur, ale i ocean. Opowiedzieć pani o nich?
Marek Łagodziński, prezes Fundacji "Sławek", która od 17 lat pomaga więźniom i ich rodzinom, o Grześku i Julii* mówi z lekkim rozrzewnieniem, choć par żyjących "przez kraty" zna przecież wiele. Może dlatego, że Julia do Grześka na widzenia ma najdalej, 9 tysięcy kilometrów. A mimo to przyjeżdża (konkretnie przylatuje) ze Stanów Zjednoczonych regularnie, co trzy miesiące. I tak od prawie dziesięciu lat.

43 sekundy dziennie

Pod Zakładem Karnym nr 1 we Wrocławiu od bladego świtu kręcą się grupki kobiet. Drepcą w miejscu, jedna blisko drugiej, słowa przeplatają dymem papierosowym, wzrok odruchowo kierują na zegarki i wyświetlacze telefonów komórkowych. Cierpliwie czekają.

Procedury są takie, że się trzeba zgłosić najpóźniej 35 minut przed wyznaczonymi godzinami widzeń (od 8 do 15, co półtorej godziny), zarejestrować, zdać dowód osobisty i komórkę, opróżnić kieszenie, przejść przez bramkę bezpieczeństwa, później już można próbować nasycić potwora tęsknoty, w kilkadziesiąt minut próbować nadrobić ostatnie tygodnie, opowiedzieć o problemach i radościach, co się wydarzyło i co się dopiero być może wydarzy.

W przypadku Grześka i Julii wygląda to trochę inaczej. Między innymi dlatego, że Julia nie mówi po polsku wcale. - Dla niej Polska to jest jak dla Polaka Chiny, drugi koniec świata, wszystko inne - wyjaśnia Grzesiek.

Z rozpraw, na których Julia stawiała się 10 lat temu regularnie, nie rozumiała więc ni w ząb, chyba że jej ktoś z rodziny Grześka szepnął na ucho słówko czy dwa, o co chodzi. I że widują się z Grześkiem rzadziej, co, plus minus, trzy miesiące, czyli 2160 godzin (słownie: dwa tysiące sto sześćdziesiąt godzin). Średnio wychodzą 43 sekundy dziennie.

Do ostatniego wejrzenia

W pokoju widzeń wrocławskiego więzienia Grzesiek mówi, że ta miłość nie miała im się przydarzyć.

Mieszkali wtedy w Hollywood, robili w tak zwanym świecie rozrywki, a jaki to świat, to już każdy wie: blichtr, szybkie śluby, jeszcze szybsze rozwody, zdrady, romanse, zakrapiane szampanem i whisky imprezy, no istny szał ciał. - Człowiek często ma nadzieję, że w końcu na swoją miłość trafi. Ale nie tam, przynajmniej ja się jej wyzbyłem. Mówiłem sobie: tutaj znaleźć partnera na życie to jest niemożliwe - wspomina Grzesiek.

Przedstawił ich sobie zupełnie przypadkiem wspólny znajomy. Julia miała wtedy 27 lat, Grzesiek był o rok starszy. Dziś bez mrugnięcia okiem przyznają: to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Ale będzie do ostatniego, tak oboje deklarują, zupełnie niezależnie - to znaczy on w więziennej sali widzeń, ona przez Skype.
Gdy każde z osobna poprosić, żeby to drugie opisało najprościej, w dwóch-trzech słowach, to też wygląda, jakby się zmówili. - Jest niesamowity, to mój najlepszy przyjaciel - mówi o Grześku Julia. - Moja żona? Wspaniała. Mój najlepszy przyjaciel - mówi o Julii Grzesiek.

Ona o nim dorzuci jeszcze, że jest bardzo troskliwy, wobec niej, rodziny, przyjaciół. I wierny swoim zasadom, honorowy. On o niej krótko: bezcenna. Albo, jak sam to określa, trochę filmowo: - Minuta z nią na wolności jest warta tysiąca lat niewolnictwa.

Zbrodnia i kara

Z ziarna znajomości szybko wykiełkowała przyjaźń, po kilku miesiącach zaczęła już pączkować miłość. Ale zanim mogła rozkwitnąć, Grzesiek wziął Julię na poważną rozmowę i powiedział jej o tym, co się stało w Polsce. Że jest poszukiwany. Że była zbrodnia. Że pewnie będzie i kara. - Jak się ma do kogoś szacunek i się nie chce go zranić, to tak trzeba zrobić, jest się mu to winnym - mówi Grzesiek.

Julia z kolei najpierw dyplomatycznie: - Każdy z nas popełnia błędy, bez wyjątków.
A za chwilę: - Doceniłam jego szczerość. Dla mnie w ten sposób pokazał, że szanuje mnie i to uczucie, które się między nami narodziło.
Grzesiek jeszcze dodaje: - Julia wtedy stwierdziła, że to była moja karta przetargowa. Że po tym, co powiedziałem - i że w ogóle to powiedziałem - już nie ma wyjścia, musimy być razem.

I razem byli, przez pięć lat. Aż do początku 2006 roku, kiedy Grzesiek został aresztowany. To była tylko kwestia czasu. - Nie ukrywałem się specjalnie, mogłem zmienić nazwisko albo przyjąć po żonie, może by mnie nie znaleźli. Ale wiedziałem, że kiedyś będę musiał za to, co zrobiłem, odpowiedzieć - wyjaśnia Grzesiek.

Dalej było osiem miesięcy w amerykańskim więzieniu, ekstradycja do Polski, proces. Wyrok: 25 lat więzienia.

Miłość bezwarunkowa

Julia przyznaje, że to był dla niej szok. - Chociaż wiedziałam, pod skórą czułam, że ten dzień prędzej czy później przyjdzie, że będziemy musieli się z tym zmierzyć, nie dopuszczałam do siebie myśli, że Grzesiek kiedyś wyląduje za kratkami.

Jakby go zostawiła, na samym początku, gdy jej o wszystkim powiedział, to by Grzesiek zrozumiał. Albo później, jak został aresztowany na lotnisku. Albo jeszcze później: jak była ekstradycja, kolejne rozprawy w Polsce, jak zapadł wyrok. Wszystko by Grzesiek zrozumiał i nawet by wtedy nie cierpiał, bo - jak mówi - ich miłość jest bezwarunkowa. - Moja filozofia życiowa jest taka: jak się kocha bezwarunkowo, to człowiek nigdy nie zostanie ze złamanym sercem - mówi Grzesiek.

Ale Julia odejść nie zamierzała i Grzesiek doskonale o tym od samego początku wiedział. - To już ja chciałem, żeby odeszła. Bo jak kogoś kochasz, to po pierwsze pragniesz dla niego szczęścia - wyjaśnia Grzesiek.

Wtedy jednak, po pierwszych miesiącach w więzieniu w Polsce, Grzesiek nie był jeszcze taki tego wszystkiego pewny. Jak Julia w końcu dostała zgodę na pierwsze widzenie, po trzech miesiącach, to wystarczyło jej jedno spojrzenie na męża, żeby wiedzieć, że w środku się już cały rozsypał. "Jak sobie zrobisz krzywdę, to będziesz miał nas oboje na sumieniu, bo i ja sobie zrobię", tak mu powiedziała.

- Miałem takie myśli, żeby coś sobie zrobić, żeby odciążyć rodzinę, zmyć piętno. Ale jej obiecałem. A jak jej, to i sobie. U mnie słowo droższe od pieniędzy - mówi Grzesiek.

No, no

Jak się ludzie z boku tej Grześka i Julii miłości przez kraty i ocean przyglądają, to się zawsze prędzej czy później zdziwią. "Ona jeszcze młoda, ledwo czterdziestka jej stuknęła, ładna, ambitna, życie by sobie mogła ułożyć", tak sobie mogą myśleć. Niektórzy do tego zdziwienia dorzucają, coś jeszcze - podziw. "No, no, tyle lat, a ona wciąż do niego lata", tak to można by ubrać w słowa.

Julia stwierdza na to: - Wiem, to nie zdarza się często. Ale on na moje wsparcie zasługuje. To dobry człowiek, dobra dusza, która pobłądziła, wplątała się w trudną sytuację.

Przyznaje też, że wielu ludzi zastanawia się, dlaczego Grześka nie zostawiłam. - Ale tylko ci, którzy go nie znają. Bo już nasi przyjaciele to doskonale rozumieją. Po pierwsze, ze względu na niego, to, jakim jest człowiekiem. A po drugie ze względu na mnie, taka po prostu jestem.

Grzesiek: - Ludzie po prostu tego nie rozumieją, a jak nie rozumieją, to znaczy, że nigdy nie kochali naprawdę.

W-S-Z-Y-S-T-K-O

Historia Julii i Grześka jest wyjątkowa też dlatego, że się starają o dziecko - ale nie w tzw. pokoju widzeń miękkich (czyli intymnych), tylko klinice in vitro, Grzesiek jest być może pierwszym w Polsce więźniem, który dostał dwie specjalne przepustki na wizyty w klinice, jeszcze gdy wyrok odsiadywał w Warszawie.

Za pierwszym razem się nie udało, za drugim Julia w ciążę zaszła, ale poroniła. Teraz będą próbować trzeci raz, już Grzesiek złożył stosowne papiery.

Zza krat nie będzie przecież dziecka karmił, przewijał, kąpał, pewnie nie zobaczy jego pierwszego uśmiechu, ząbka, kroku, nie usłyszy pierwszego słowa, przynajmniej nie na żywo, może na zdjęciu, może na filmie, jak już wyjdzie. I tego Julia będzie trochę żałowała, bo jak ma ocenić, co jest w tej ich miłości przez kraty i ocean najtrudniejsze, to powie, że wspólne momenty, których po prostu nie ma.

I niczego więcej. - Odsiadka Grześka nie będzie przecież trwała wiecznie, to tylko kilka lat… Nie jestem sama, mam rodzinę i przyjaciół, bardzo wspierają mnie bardzo i wiem, że mi we wszystkim pomogą. I wiem, że wszystko będzie dobrze - zapewnia Julia. - A wiesz dlaczego? Bo miłość, taka prawdziwa, przetrwa wszystko. W-S-Z-Y-S-T-K-O.

Jak się człowiek podnosi

Grzesiek może nie będzie musiał odsiadywać wyroku do końca. Jeden z funkcjonariuszy mówi o nim krótko, ale konkretnie: - Inteligentny facet, wygadany, pracuje, dobrze rokuje.

To ważne, bo Grzesiek stara się też o przeniesienie do Stanów Zjednoczonych, żeby tam mógł odbyć resztę kary, a przede wszystkim - być bliżej Julii. Póki co bezskutecznie, choć nawet polskiego obywatelstwa jest się w stanie dlatego zrzec, z Kancelarii Prezydenta dostał decyzję odmowną. Dlaczego? Tego już Grzesiek nie rozumie, sam mówi, że przecież zrobiłby przysługę społeczeństwu, które psioczy nieraz, że darmozjadów za kratkami musi ze swoich podatków utrzymywać (choć Grzesiek akurat w więzieniu pracuje). - Może się boją, że tam będę miał lepsze warunki albo mnie wcześniej wypuszczą? Moim zdaniem to jest łamanie praw człowieka - mówi.

Póki co więc ogląda zza krat wrocławskiego więzienia brukowane chodniki, czerwone ściany, kota wałęsającego się po podwórku. Tak jak te żony, co wystają pod murami, czeka. Ale nie bezczynnie, dużo czyta, jeszcze więcej myśli, analizuje, dojrzewa.

- Grzesiek zmienił się, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. I tylko dzięki sobie samemu. Wielu rzeczy mu brakuje, jak to w więzieniu, właściwie nie ma tam niczego, więc docenia każdą chwilę, z każdym dniem staje się silniejszy, widzę to. Ja też się zmieniłam, zaczęłam doceniać każdą spędzoną chwilę z bliskimi - mówi Julia. Grzesiek tę swoją zmianę też widzi. - Dużo zrozumiałem przez więzienie, spokorniałem, ale i chyba ze wszystkich kompleksów się wyleczyłem. Bo ważniejsze niż to, jak człowiek upada, jest to, jak się z tego upadku podnosi.

Aneta Wawrzyńczak/(gabi)/WP Kobieta

* Imiona bohaterów i niektóre fakty zostały zmienione.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (69)
Zobacz także