Blisko ludziŻeby uciec, podała dzieciom leki nasenne. Uchodźcy opowiadają o życiu z ISIS

Żeby uciec, podała dzieciom leki nasenne. Uchodźcy opowiadają o życiu z ISIS

Żeby uciec, podała dzieciom leki nasenne. Uchodźcy opowiadają o życiu z ISIS
Źródło zdjęć: © Eastnews
Magdalena Drozdek
07.01.2016 12:20, aktualizacja: 07.01.2016 12:32

- Ryzyko jest lepsze niż życie w ciągłym strachu – powtarzają wszyscy, którzy w ostatnim czasie uciekli z terenów kontrolowanych przez ISIS. Do obozu pod Bagdadem dotarło już tysiące Irakijczyków. Wśród nich jest Nada Saleh, która z obawy przed tym, że terroryści znajdą kryjówkę jej rodziny, podawała dzieciom środki nasenne.

- Ryzyko jest lepsze niż życie w ciągłym strachu – powtarzają wszyscy, którzy w ostatnim czasie uciekli z terenów kontrolowanych przez ISIS. Do obozu pod Bagdadem dotarło już tysiące Irakijczyków. Wśród nich jest Nada Saleh, która z obawy przed tym, że terroryści znajdą kryjówkę jej rodziny, podawała dzieciom środki nasenne.

Odkąd w Ramadi zaczęły się działania wojsk irackich przeciw ISIS, Nada Saleh używała pigułek nasennych, by oderwać się choć na chwilę od ciągłego bombardowania. Wreszcie razem z mężem postanowiła, że nie mogą zostać w mieście. Resztę pigułek dała dzieciom, by ich płacz nie zaalarmował żołnierzy. – Musiałam dać im te środki, bo od razu wydałyby naszą kryjówkę – mówi w materiale CNN.

Reporterce stacji opowiedziała, jak żołnierze ISIS spalili jej dom i jak grożono jej mężowi.

- Chcieli, żeby wszystkie rodziny przeniosły się do jednego dystryktu. ISIS chowało się za tymi ludźmi, używając ich jako żywe tarcze. Gdyby nie mój mąż, nie byłoby nas tutaj – mówi. Zanim dotarli do obozu dla uchodźców, przez kilka dni ukrywali się w ruinach zniszczonych budynków. Jak wspomina, ostatniego dnia nie byli w stanie rozpalić ogniska, choć dzieci trzęsły się z zimna. – Gdy zbliżaliśmy się do obozu, wzięłam jasny szalik córeczki i machałam nim w powietrzu. Wtedy myślałam, że zginiemy. Albo idziemy w stronę śmierci, albo nowego życia. Musieliśmy zaryzykować. Nawet teraz, gdy słyszę przejeżdżający obok samochód, podrywam się z miejsca. Żyjemy w ciągłym strachu, choć zaoferowano nam pomoc – dodaje.

W Ramadi, według ostatnich szacunków wciąż uwięzione jest blisko 1000 rodzin. Inna kobieta, której udało się z uciec opisuje, jak wygląda życie w pogrążonym wojną mieście. - Nie mieliśmy dostępu do jedzenia przez dwa miesiące, wody nie było przez ostatnie 10 dni. Kiedy opuściliśmy swój dom, widzieliśmy tylko zniszczone budynki. Miasto wyglądało zupełnie inaczej. Wszędzie na ulicach leżały martwe ciała. To, co zostało z żołnierzy, zjadały zwierzęta – mówi.

Umm Mustafa biegła ponad 4 godziny wzdłuż linii frontu, by ocalić rodzinę przed wojną. Na rękach niosła kilkuletniego synka. – Nie wierzyliśmy w to, że uda nam się przetrwać. To, że trafiliśmy do obozu, to cud – opowiada dziennikarzom „Wall Street Journal”. Do obozów na obrzeżach kraju trafiają najczęściej same kobiety i dzieci. Ostatnio mówiło się o ponad 3 tys. uchodźców tylko z Ramadi. Mężczyźni, zanim dołączą do swoich rodzin, są przesłuchiwani przez wojsko. Sprawdza się, czy nie są powiązani z tzw. Państwem Islamskim.

- W mieście nie było żadnego lekarza, jedzenia i wody. Żyliśmy w skrajnej beznadziei, ale nie mogliśmy nic powiedzieć, bo zabiliby nas. Członkowie ISIS powtarzali nam, że iracka armia nas zamorduje, i że jedynym wyjściem jest trzymanie się razem. Teraz wiem, że robili wszystko, byśmy ich osłaniali – dodaje.

md/ WP Kobieta

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (9)
Zobacz także