Blisko ludziEkstremalna odwaga 21-letniej Polki. Ocaliła kobietę przed gwałtem

Ekstremalna odwaga 21‑letniej Polki. Ocaliła kobietę przed gwałtem

Ekstremalna odwaga 21-letniej Polki. Ocaliła kobietę przed gwałtem
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Marianna Fijewska
19.10.2018 13:42, aktualizacja: 19.10.2018 14:47

- Siedział na niej okrakiem, miał rozpięte spodnie. Zapytałam tę dziewczynę, czy wszystko w porządku. Wtedy spojrzała na mnie i powiedziała: "Pomóżcie mi, proszę" - opowiada Karolina Smaga. 21-letnia Polka ocaliła Niemkę przed gwałtem i doprowadziła do ujęcia napastnika.

Karolina Smaga jest Polką, która od 11 lat mieszka w Niemczech razem ze swoją mamą. W sobotę, 13 października bawiła się w klubie w mieście Bielefeld razem ze swoją przyjaciółką - Lindą Cariglia. W niedzielę nad ranem dziewczyny wracały do domu. Nagle usłyszały dziwne odgłosy dobiegające z krzaków nieopodal chodnika. O tym, co działo się później rozpisują się dziś największe niemieckie media.

Uderzył ją w twarz i ugodził nożem
- Dochodziła szósta nad ranem, szłyśmy w stronę stacji kolejowej, żeby złapać pociąg powrotny. Nagle usłyszałyśmy dziwne jęki, w pierwszej chwili zaczęłyśmy się śmiać, myślałyśmy, że jakaś para uprawia seks - opowiada Linda.

Po chwili tknięte złym przeczuciem, postanowiły jednak sprawdzić, czy nie dzieje się nic złego. Zboczyły z drogi, podążając za odgłosami i zobaczyły leżącą na ziemi parę.

- Siedział na niej okrakiem, miał rozpięte spodnie. Zapytałam tę dziewczynę, czy wszystko w porządku. Wtedy spojrzała na mnie i powiedziała: "Pomóżcie mi, proszę". Wiedziałam już, że to próba gwałtu – mówi Karolina, która długo się nie zastanawiała. Natychmiast zaczęła działać. - Krzyczałam "Złaź z niej!", ale on dalej ją napastował. Wtedy siłą zwaliłam go na ziemię - relacjonuje.

Linda, która towarzyszyła Karolinie, wspomina, jak przyjaciółka podniosła dziewczynę, jednocześnie przytrzymując oprawcę. - Pchnęła zapłakaną ofiarę w moją stronę, przytuliłam ją i wyciągnęlam telefon. Zadzwoniłam na policję, ale byłam w szoku, nie umiałam określić naszej lokalizacji. Podałam telefon Karolinie, wtedy się zaczęło - mówi Linda. Mężczyzna wyrwał telefon Polce, a gdy ta próbowała go odzyskać, uderzył ją pięścią w twarz i uciekł. - Po drugiej stronie ulicy stała grupka chłopaków, krzyczałyśmy do nich, żeby nam pomogli, ale oni tylko się patrzyli - mówi Linda.

Kiedy Karolina ocknęła się z pierwszego szoku, pędem pobiegła za oprawcą. - Ja nie myślałam. Ja po prostu chciałam go dorwać – mówi. – Biegliśmy chodnikiem w stronę dużego parkingu, po drodze mijaliśmy ludzi, krzyczałam do nich, żeby pomogli mi zatrzymać tego faceta, że on przed chwilą chciał zgwałcić kobietę. I wiesz co? Wszyscy tylko patrzyli. Nikt nic nie zrobił.

Gdy dobiegli do parkingu, mężczyzna chwycił za jeden z zaparkowanych tam rowerów i chciał odjechać. Ale Karolina była szybsza. Złapała za bagażnik i pociągnęła, zrzucając napastnika na ziemię.

- Spojrzał na mnie. Wyjął z nerki, którą miał przewieszoną w pasie nóż i zaczął nim wymachiwać. Ugodził mnie w rękę, ale ja nawet nie czułam bólu. Zaczął dalej uciekać… a ja za nim. Niestety, po kilkunastu metrach straciłam go z oczu.

Nic nie mówiła. Ciągle płakała
Karolina wróciła na miejsce zdarzenia. Chwilę później nadjechała pomoc. Wszystkie trzy kobiety zostały zabrane na komisariat, gdzie złożyły zeznania. - Ta dziewczyna ciągle płakała, nie mogła się uspokoić. Nie była w stanie powiedzieć nic prócz: "Dziękuję, uratowałyście mi życie". Tak okropnie było mi jej szkoda – wspomina Karolina.

Policja zaalarmowana przez Lindę podjęła natychmiastową akcję, dzięki której oprawca został złapany kilkaset metrów od miejsca, w którym Karolina zrezygnowała z pościgu. Okazało się, że był to 25-letni imigrant z Maroka. Został zatrzymany.

"To było bardzo nieodpowiedzialne"
- Gdy moja mama dowiedziała się o wszystkim, była w szoku… Powiedziała, że mogłam zginąć i że to było bardzo nieodpowiedzialne - mówi Karolina. - Nawet dziennikarzom mówiła, że zachowałam się nierozsądnie. Ale później… później powiedziała mi, że jest dumna i że sama zrobiłaby to samo – dodaje.

O niezwykłej "Polce na obcasach" rozpisują się media w Niemczech. Informacja o bohaterskim czynie przyjaciółek rozchodzi się także w mediach społecznościowych. "Dziękujemy dziewczyny!", "Wielu facetów nie dorasta wam do pięt", "Bohaterki" - komentują z zachwytem niemieccy internauci.

W sprawie głos zabrała rzeczniczka policji w Bielefeld - Sarah Siedschlag. - Te młode kobiety wykazały się ogromną odwagą, w przeciwieństwie do innych osób, które były na miejscu i zignorowały sytuację – mówiła Siedschlag w rozmowie z dziennikarzami "Neue Westfälische". - Trzeba jednak powiedzieć, że same również naraziły się na wielkie niebezpieczeństwo. Ta sytuacja mogła skończyć się dużo gorzej. Pamiętajcie, by ratując kogoś innego, nie zapominać także o swoim bezpieczeństwie – apelowała rzeczniczka policji.

Granice bezpieczeństwa
Podczas naszej rozmowy Karolina zapewnia mnie, że ani przez chwilę się nie bała. Czuła natomiast przypływ ogromnej adrenaliny i narastającą złość. - Czy myślałam o możliwych konsekwencjach? Nie. Wiesz, ja byłam zła. Tak potwornie zła… że ten facet chciał zgwałcić kobietę, że mogło mu się to udać i że nikt nie reagował. To było uczucie nie do opisania - opowiada Karolina, która nie odpuściła pościgu, nawet wtedy, gdy zauważyła, że napastnik jest uzbrojony.

- W sytuacji kryzysowej trudno jest myśleć racjonalnie. Górę biorą emocje. Gabaryty i możliwości fizyczne są drugorzędne, gdy organizm mówi "walcz!" - komentuje psycholog Iza Kobierecka. - Najwidoczniej Karolina niezwykle emocjonalnie zaangażowała się w sprawę tej dziewczyny. Było dla niej bardzo ważne, by temu człowiekowi przestępstwo nie uszło na sucho. Tylko to się dla niej liczyło. Nie było miejsca na kalkulacje, na myślenie: "Co się stanie, jeśli mnie zaatakuje?". Oczywiście, że bezpieczniej jest oszacować możliwe konsekwencje naszego działania, ale z drugiej strony, w sytuacji tak silnego pobudzenia emocjonalnego jest to szalenie trudne. Możemy apelować do ludzkiego rozsądku, ale nieraz to właśnie zbyt rozsądne myślenie jest przyczyną tego, co nazywamy społeczną znieczulicą - mówi Kobierecka.

Ekspertka dodaje, że w opisanej sytuacji doszło do klasycznego rozproszenia odpowiedzialności. Przechodnie nie reagowali, prawdopodobnie myśląc, że ktoś już zaangażował się w pomoc lub zastanawiając się nad kontekstem - czy aby na pewno to nie pijana grupa znajomych, którzy się pokłócili.

- W takich sytuacjach warto nie tylko wołać o pomoc, ale wskazać konkretną osobę. "Pan w czerwonej bluzie, tak pan. Niech pan pomoże mi zatrzymać tego człowieka" - apeluje Kobierecka. - Często dzięki temu doprowadza się do przerwania społecznej znieczulicy, a ludzie zaczynają angażować się w natychmiastową pomoc.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1533)
Zobacz także