Związki wtedy
Co wieczór wyjesz w poduszkę, bo mama mówiła, że dopóki nie schudniesz, to nikt cię nie zechce – no chyba, że pastor-misjonarz, najlepiej niewidomy. Kiedy wreszcie trafiasz na mężczyznę wystarczająco miłosiernego, żeby pokazać się z tobą i twoimi wałeczkami w miejscu publicznym, stawiasz go na piedestale i trzymasz go tak kurczowo, że aż drętwieją ci paluszki.
To nie jest taki znowu wielki problem, że robi ci wykłady o zdrowiu żłopiąc piątego browara. Możecie razem pożartować z tego, że ślub nie wchodzi w grę, bo gdyby miał przenieść cię przez próg, to wbiłby się w podłogę.