Równouprawnienie
- Miał pan kiedyś takie poczucie, że kwiaciarz to babski zawód? – pytam.
- Do dzisiaj zdarzają się sytuacje, że przychodzi klientka i jest zaskoczona, bo „o, mężczyzna za ladą”. Czasami żartuję sobie i proponuję, by usiadła, bo jeszcze zemdleje – mówi. – Albo przychodzi klient i nawet jak żona jest zajęta, a ja jestem za ladą, to on do niej mówi. Mnie nie widzi nawet. Niech się dziwią, a prawda jest jednak taka, że praca w kwiaciarni to brudna robota – podsumowuje.
Do kwiaciarni wchodzi jedna pani.
- Poproszę siedem różowych tulipanów – mówi.
- O to „Gabrielki” – mówi pan Jacek. - "Na golasa" pani chce, czy ozdobić? – pyta.
- Papier tylko – odpowiada ona.
- Starczy siedem czy dać jedenaście, a policzymy za dziesięć? Tydzień będą stały - negocjuje pan Jacek.
- Dobrze – podsumowuje transakcję klientka, płaci i wychodzi z bukietem różowych tulipanów.
- Wie pani co? Ja wolę kobiety obsługiwać, bo mnie jest łatwiej sprzedać kobiecie to, co ja chcę. Bardziej są skłonne do negocjacji. Poza tym, kobiety lubią kwiaty - mówi.
- Pan tak lubi ten żużel, co pan był dał takiemu Tomkowi Golobowi? – pytam.
- O... tyle zrobił dla polskiego żużla, daj Boże, żeby miał go kto zastąpić – odpowiada pan Jacek i aż mu się oczy świecą. - Jak Tomek Golob, to zdecydowanie czerwone róże, bo to rogata dusza, byk w pełnym tego słowa znaczeniu. Krwisty kolor dla ostrego wojownika!
- Czyli pan by wręczył kwiaty panu, a jaki kwiat kojarzy się panu z Warszawą? – **dopytuję.
- Frezje – subtelne, delikatne, pachnące, ale jednocześnie mają charakter – odpowiada po dłuższym namyśle i podchodzi do wazonu z kolorowymi kwiatami. - To moje miasto.