Najdziwniejsze triki urodowe wiktoriańskich kobiet
Wściekamy się na obowiązujące ideały piękna oraz standardy kosmetyczne, do których nierzadko nie mamy cierpliwości. Obawiamy się toksycznych składników naszych kremów, kosmetyków do makijażu czy past do zębów. Czasem wystarczy jednak zmienić punkt widzenia, by dostrzec, że mamy szczęście żyjąc w XXI, a nie w XIX wieku. W epoce wiktoriańskiej standardy kosmetyczne wiązały się bowiem z ogromnym ryzykiem. Choć stosowano wtedy i miód, i wodę różaną, w użyciu nie brakowało składników mogących doprowadzić nawet do śmierci.
Wściekamy się na obowiązujące ideały piękna oraz standardy kosmetyczne, do których nierzadko nie mamy cierpliwości. Obawiamy się toksycznych składników naszych kremów, kosmetyków do makijażu czy past do zębów. Czasem wystarczy jednak zmienić punkt widzenia, by dostrzec, że mamy szczęście żyjąc w XXI, a nie w XIX wieku. W epoce wiktoriańskiej standardy kosmetyczne wiązały się bowiem z ogromnym ryzykiem. Choć stosowano wtedy i miód, i wodę różaną, w użyciu nie brakowało składników mogących doprowadzić nawet do śmierci.
Sadza jako mascara
Tusz do rzęs ze szczoteczką to zdecydowanie jedno z największych odkryć kosmetycznych w historii. Długie, pogrubione i ciemne rzęsy w cenie były jednak zawsze. Jak ratowały się kobiety w epoce wiktoriańskiej? Cóż, trzeba powiedzieć wprost: malowanie rzęs niewiele miało wspólnego z higieną i bezpieczeństwem. Za tusz służyło im połączenie wosku pszczelego i sadzy, a więc od starożytności do drugiej połowy XIX wieku w makijażu rzęs właściwie niewiele się zmieniło.
Małgorzata Mrozek / AK / Kobieta WP