Jennifer Lopez wciąż lubi chwalić się ciałem
Naked dress, czyli sukienka-nic, strój, który więcej odkrywa niż zasłania, a jednak zdobi ciało. Niektóre gwiazdy nie wyobrażają sobie bez niej żadnej gali, bo to świetny sposób na przyciągnięcie uwagi, pochwalenie się zadbanym ciałem lub po prostu zszokowanie publiczności i zapewnienie sobie miejsca na pierwszych stronach gazet.
Jednak, jak wszystko, naked dress miewa za sprawą celebrytek swoje lepsze i gorsze chwile. I myli się ten, kto sądzi, że została wylansowana przez lubiącą szokować Lady Gagę czy Miley Cyrus, choć to faktycznie największe fanki nagości na czerwonym dywanie. Prawdopodobnie w pierwszej naked dress wystąpiła publicznie Marylin Monroe i to właśnie w tej kreacji zaśpiewała słynne "Happy Birthday" dla Johna F. Kennedy'ego. Jednak prawdziwy skandal wywołała dopiero w 1993 roku Kate Moss, przychodząc na imprezę zorganizowaną przez Elite Model Look w kompletnie przezroczystej halce. Na czerwony dywan naked dress wprowadziła dopiero w 2000 roku Jennifer Lopez. Dzięki słynnej już zielonej sukni od Versace, skradła całe show rozgrywające się podczas rozdania nagród Grammy. Ten sukces udało sie powtórzyć rok później Toni Braxton. Co ciekawe, piosenkarka udowodniła, że nie potrzeba ciała modelki, by pokazać się półnago na scenie, jej kreacja odsłoniła bowiem sporo niedoskonałości.
Dziś nie ma gali, na której co najmniej jedna gwiazda nie próbowałaby rzucić gości na kolana kolejną wariacją na temat naked dress (sama Jennifer Lopez wraca do niej bardzo często). Były już ciała odziane w same kryształki, łańcuszki, pióra czy... karty kredytowe. Były nagie piersi, odkryte sutki i obnażone pośladki. Jednak są gwiazdy, które nawiązując do przebojowej kreacji Marylin Monroe pokazują, że naked dress wciąż może być elegancka. Wystarczy spojrzeć chociażby na Blake Lively czy Bellę Hadid, które zachwyciły w Cannes.