CZAS NA LUZ
Gdy w pierwszych tygodniach ciąży leżałam na kanapie i modliłam się, by zapaść w śpiączkę i obudzić już w drugim trymestrze, który miał być „łatwiejszy”, Instagram stał się moim głównym kompanem. Czasem szczerze go nie znosiłam, bo pokazywał mi zdjęcia roześmianej Ani Lewandowskiej, która w piątym miesiącu mogła góry przenosić. Innymi razy go uwielbiałam. Zwłaszcza wtedy, gdy natknęłam się na konto @theyoungmummy prowadzone przez australijską blogerkę, Sophię Cachia. Sophia była w końcówce swojej drugiej ciąży, gdy wrzuciła do sieci zdjęcie w czarnej sukience, z fantastycznym makijażem i fryzurą godną Kate Middleton. Posypały się komentarze i wyrazy uznania: „Chciałabym wyglądać tak, jak ty!”. Dziewczyna, choć mile połechtana, poczuła się w obowiązku co nieco wytłumaczyć. Kolejne zdjęcie, jakie wrzuciła, wyglądało tak:
Trwa ładowanie wpisu: instagram
I opatrzone było długim opisem. Sophia tłumaczyła, że choć ma 26 lat i bardzo lubi o siebie dbać, nie wygląda perfekcyjnie każdego dnia. Wręcz przeciwnie – zdjęcia jakie wrzuca do sieci są efektem ciężkiej pracy, odrobiny szczęścia i ogromnych fotograficznych umiejętności jej męża. Przez większość czasu wygląda to zupełnie inaczej. „Jestem kobietą w 33 tygodniu ciąży, której jest strasznie niewygodnie. Mam zęby jak koronki, linię bikini, której nie widziałam od miesiąca i która pewnie desperacko potrzebuje dobrej depilacji woskiem i jakimś cudem mój pot pachnie tak, że szkoda słów. Oto ja w całej mojej opuchniętej okazałości. Robię pranie w staniku i majtkach, bo komu potrzebne są ubrania, gdy siedzisz w domu i jesteś w ciąży. Z tym mój mąż musi zmagać się każdego dnia i jakimś cudem, nadal każdego dnia się do mnie dobiera,” przeczytałam w poście. Bloggerka namawiała ciężarne kobiety, i nie tylko, by dały sobie prawo do nie perfekcyjności, do bycia sobą, by przestały obsesyjnie porównywać się do innych. Nie prowadzi to do niczego dobrego. I to właśnie słowa 26-latki z Australii zrobiły na mnie większe wrażenie, niż wszystkie przykazania Heidi Murkoff, autorki biblii ciężarnych „W oczekiwaniu na dziecko”. Murkoff mówi w zasadzie to samo, co Cachia, a może nawet więcej. Ale nie robi tego pozując do zdjęć z ogromnym brzuchem i w samym staniku. Pewnie dlatego, chwilę zajęło zanim pojęłam, że w ciąży warto sobie odpuścić. Marta Niedźwiecka, sex-coach w rozmowie o ciążowych perypetiach powiedziała mi kiedyś, że te dziewięć miesięcy to boski czas, bo wszystko możesz, nic nie musisz. To co musi się stać, stanie się i tak: dziecko będzie się rozwijało, rosło i funkcjonowało, bez względu na to, czy mama poświęci 8 godzin w nocy na sen czy na przygotowanie kolejnego raportu dla wymagającego szefa. Konsekwencje tej decyzji odczuje ona sama, nie zaś jej potomek, którego w brzuchu nie obchodzą dedlajny, wymagania i to, czy mama chodzi w rurkach czy dresach. A ciążowy blask? Można wyczarować makijażem, pielęgnacją, wspomóc odpowiednią ilością snu, ruchu i dobrą dietą. Ale najbardziej spektakularny będzie wtedy, gdy zrozumiesz, że ciąża to czas dla ciebie, bez względu na to, czy jesteś diwą jak Beyonce, czy matką Polką.