GwiazdyNieważne ile zarabiasz. O problemach, które dotyczą każdej z nas, opowiada Izabella Łukomska-Pyżalska

Nieważne ile zarabiasz. O problemach, które dotyczą każdej z nas, opowiada Izabella Łukomska-Pyżalska

Nieważne ile zarabiasz. O problemach, które dotyczą każdej z nas, opowiada Izabella Łukomska-Pyżalska
Źródło zdjęć: © Instagram.com
Helena Łygas
21.03.2018 18:19, aktualizacja: 22.03.2018 11:49

Rozgłos zyskała jako dziewczyna z "Playboya". Dziś ma 40 lat, 6 dzieci i jest jedną z najbogatszych Polek, z majątkiem szacowanym na bagatela 32 miliony złotych. Z Izabellą Łukomską-Pyżalską, prezeską klubu piłkarskiego Warta Poznań rozmawiamy o macierzyństwie.

Helena Łygas, WP: Wysypia się pani?
Mam wprawę (śmiech). Umiem zasnąć wszędzie i w każdej pozycji. 10 sekund i śpię. Dzieci najchętniej spałyby z nami. Rzadko zdarza się, żeby któreś z nich nie przyszło przytulić się w środku nocy. Po tylu latach jestem już przyzwyczajona.

Jest pani jedną z tych kobiet, którym macierzyństwo marzyło się od zawsze?
Kiedyś w ogóle nie chciałam mieć dzieci. Więcej - jako nastolatka to, że mogłabym urodzić, wydawało mi się przerażające. Dzieci? Kojarzyły mi się z wrzeszczącymi bachorami. Myślę, że wiele młodych dziewczyn tak ma.

A potem wszystko się zmieniło...
Do pewnych decyzji po prostu trzeba dorosnąć. Nie ma co zmuszać się do macierzyństwa "bo już czas". Kiedy zdecydowałam się na dziecko, miałam 28 lat. Można powiedzieć, że byłam dojrzała. Na pewno urodzenie pierwszego dziecka to rewolucja. Im dalej w las, tym łatwiej (śmiech).

Mam wrażenie, że z powrotu do "dawnej figury" po ciąży zrobił się w ostatnich latach temat tabu. Anna Lewandowska została zaatakowana za pokazywanie umięśnionego ciała w kilka tygodni po porodzie. Na drugim biegunie mamy Kasię Bigos i jej "pociążową oponkę". Jak było w pani przypadku?
Nie miałam z tym większego problemu. Karmiłam piersią 3-4 miesiąc, potem wracałam do pracy, traciłam pokarm i zaczynałam ćwiczyć. Szczerze powiedziawszy, nie widzę w tym wielkiej filozofii. Nie do końca rozumiem, o co tyle szumu. Jeśli ktoś naprawdę chce schudnąć, to po prostu zaczyna się odchudzać. Albo chcesz naprawdę i to robisz, albo lubisz sobie pogadać i powyobrażać. To przecież też gratyfikacja psychiczna. Zresztą uważam, że to tyczy się większości dziedzin w życiu. Oczywiście nie wszystkie musimy być wiecznie zadbane i szczupłe, nie uważam też, żeby obowiązkiem kobiety był "powrót do dawnej figury". Po prostu drażni mnie podejście z gatunku "chciałabym, ale coś mnie powstrzymuje".

A nie sądzi pani, że młode matki zmagają się coraz silniejszą presją powrotu do dawnej figury?
Ależ oczywiście. Kiedy byłam w pierwszej ciąży, w ogóle nie było w mediach tego tematu. Nikt się z nikim nie porównywał. Presja powinna być wewnętrzna. Wiem, że to łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Zawsze byłam aktywna fizycznie i szczupła. Chyba dlatego tak źle się czuję z nadwagą.

Uważam "powrót do formy" za pusty slogan. Ciało zmienia się nieodwracalnie po każdym dziecku. Niezależnie od tego, ile godzin wpakujemy w ćwiczenia, a ile pieniędzy w kremy. Doprowadzenie ciała do "perfekcji" to mit. Nieosiągalny niezależnie od tego, czy ktoś był w ciąży pięć razy czy jeszcze nigdy.

Skąd decyzja o tak licznym potomstwie? Rozumiem oczywiście powody, dla których pary wolą mieć troje dzieci od jednego, ale żeby aż sześcioro (śmiech)?
Natrafiłam kiedyś na wyniki badań, z których wynikało, że dzieci wykształcają więcej umiejętności społecznych i komunikacyjnych, kiedy chowają się "w parach", najlepiej w rodzinie wielodzietnej. Ta, zgodnie z definicją, zaczyna się od trójki potomstwa. Postanowiliśmy z mężem, że chcemy mieć czworo dzieci. Tyle że czwarta ciąża okazała się ciążą bliźniaczą. Stąd ta szóstka.

Myślicie państwo może o siódmym dziecku?
Mój najmłodszy syn, Ernest, ma teraz 3 lata. Co zabawne, strasznie rozczulam się na widok matek z noworodkami. Na jakimś poziomie chciałabym mieć jeszcze jedno dziecko, ale wiem, że to byłoby nierozsądne. Każde dziecko potrzebuje masy uwagi, ciepła, czasu. Już teraz przy trojgu dzieci w szkole, dwojgu w przedszkolu, jednym jeszcze w domu, przy dodatkowych zajęciach popołudniowych, pogodzenie wszystkiego jest wyzwaniem czasowym i organizacyjnym.

Jakie to zajęcia??
Oboje z mężem uwielbiamy sport, on uczy pracy nad sobą, umiejętności przegrywania. To prosty sposób na odreagowanie stresu, złych emocji. Jak się nauczy tego dziecko, to ono jako dorosły człowiek będzie ten sport na podorędziu miało. Nie chodzi o to, żeby dzieci zdobywały tytuły czy wygrywały zawody, ale o wyrabianie przydatnych w życiu postaw. Moje dwie najstarsze córki trenują tenisa, chodzą też do szkoły baletowej. Kiedy dojdzie im więcej obowiązków w szkole, pewnie porzucą którąś z tych "dyscyplin". Muszą już same wybrać którą. Pewnie nikogo nie zdziwi, że nasi synowie grają w piłkę [Izabella Łukomska-Pyżalska jest prezeską kluby piłkarskiego Warta Poznań - przyp. red.].

A inne zajęcia?
Starsze dzieci uczą się też grać na instrumentach. Chodzi o wielotorowy rozwój, nie musza być muzykami. Amelia gra na pianinie, Igor na saksofonie, Anastazja na skrzypcach. Poza tym – mogą wybrać co chcą i co jest osiągalne organizacyjnie. Jeden z moich synów jest wielkim miłośnikiem gry w szachy, więc wożę go na turnieje szachowe.

Jak to jest z motywacją w przypadku tak małych dzieci?
Czasem trzeba wejść w rolę złego policjanta, to bolesne dla rodzica. Wiadomo, że 6-latce raz się chce, raz się nie chce, ale wyraźnie widzimy, że kiedy dziecku zaczyna się udawać coś, co wcześniej było trudne i kiedy zaczyna przyjaźnić się z innymi dziećmi z zajęć, to przeważnie jest zadowolone. Dlatego nie odpuszczamy.

Czy podobnie wspomina pani swoje kolejne ciąże?
W zasadzie tak. Wiadomo, że w pierwszej wszystko mnie dziwiło, miałam mnóstwo pytań i obaw. Starałam się pracować niemal do ostatniego miesiąca. Kiedy ma się własną firmę, nie da się zupełnie zrezygnować z pracy. Pracowałam zdalnie z domu, a nawet ze szpitala. Najlepiej zniosłam trzecią ciążę i poród, chyba dlatego, że najdłużej w niej ćwiczyłam, oczywiście na spokojnie. Polecam gorąco ćwiczenia przyszłym mamom. Wiadomo że nie w każdej ciąży jest to możliwe, ale uważam że ruch jest wówczas jak najbardziej wskazany. Trudne były dla mnie ostatnie miesiące ciąży z bliźniętami, a właściwie dwojakami, bo tak fachowo nazywa się podwójną ciążę w układzie chłopiec-dziewczynka. Wchodziłam na pierwsze piętro i kładłam się, taką miałam zadyszkę. Chociaż nie przytyłam więcej niż w poprzednich ciążach, to brakowało mi tlenu dla dzieci i siebie. Nawet przy małym wysiłku.

Wiele kobiet o porodzie opowiada jak o traumie. Można się "przyzwyczaić", czy za każdym razem przeżywa się ten sam stres i ból?
I tak i nie. Z jednej strony wiesz, co się dzieje, jakie są kolejne etapy, z drugiej – coś może pójść w zupełnie inną stronę niż się spodziewasz. Dla mnie właściwie tylko pierwszy poród był ciężki. Córka była duża, rodziła się sporo po terminie. Siłę czerpałam z myśli o milionach kobiet, które przeszły to samo przede mną. Setki lat temu, w gorszych warunkach, bez pomocy lekarza. To uspokaja, zmienia perspektywę. Nie jestem też fanką cesarki. Kobiety boją się porodu naturalnego tak bardzo, że wybierają cięcie cesarskie, a to jest przecież operacja, poważna ingerencja w ciało. Dochodzi się do siebie dłużej niż po porodzie naturalnym, trudniej zajmować się samodzielnie dzieckiem.

W Sejmie od dłuższego czasu toczą się dyskusje, żeby nie powiedzieć – walki – o zmiany w prawie aborcyjnym. Jest pani za liberalizacją czy za zaostrzeniem ustawy?
Za kompromisem, z całą świadomością, jak bardzo jest on trudny. Jako matka sześciorga dzieci jestem przeciwniczką aborcji. Oczywiście każdy musi to rozważyć we własnym sumieniu, ale dla mnie to jest zabijanie. Tak, zarodek nie jest człowiekiem, ale nim będzie. Mimo wszystkich argumentów padających w tej dyskusji, uważam, że aborcja na żądanie promuje nieodpowiedzialne zachowania seksualne. Zdaję sobie sprawę, że są setki, tysiące wyjątków. Nie zmienia to faktu, że są też kobiety, które na dziecko stać, mają stałych partnerów, ale "nie są pewne". Dla mnie to nie jest wystarczający powód do przerwania ciąży. Kwestia legalnego dostępu do aborcji i edukacja seksualna to naczynia połączone, nie mielibyśmy aż takich problemów, gdybyśmy od najmłodszych lat uczyli dzieci, jak zapobiegać niechcianej ciąży.

A co z ciążami, które zagrażają życiu matki, albo takich, w których wiadomo, że dziecko nie będzie w stanie samodzielnie funkcjonować. W takich przypadkach również jest pani przeciwna aborcji?
Nie chciałabym być źle zrozumiana. Jestem przeciwniczką przymuszania kobiet do rodzenia. Karania za dokonanie aborcji – tym bardziej. Karanie nic nie zmieni, edukacja tak. Co do Pani pytania, to mogę powiedzieć tylko, że ja we wspomnianych przypadkach prawdopodobnie zdecydowałabym się na zatrzymanie ciąży.

*Co by pani powiedziała kobietom, które myślą o tak licznym potomstwie? Dlaczego fajniej mieć sześcioro dzieci niż na przykład troje? *
Każde dziecko to oddzielny mikrokosmos, osobowość, talent, który można pomóc rozwijać. Mnie to fascynowało i fascynuje, uwielbiam patrzeć, jak dzieci się zmieniają, uczą nowych rzeczy. Przy tak licznym potomstwie odkrywa się, ile miłości człowiek ma w sobie i że ona się nie dzieli, nie kończy. Naprawdę trudno to wyjaśnić. Kiedy widzę, jak wszystkie moje dzieci bawią się razem spokojnie, to ogarnia mnie poczucie harmonii, ale i duma. One zawsze będą miały siebie, dużą, silną "grupę wsparcia". Jeśli masz sześcioro dzieci, nigdy się nie nudzisz, zresztą – one raczej też nie (śmiech).

Jak organizują sobie państwo wakacje?
Widzi pani, szóstki dzieci nie da się podrzucić dziadkom (śmiech). Zawsze jeździmy razem, co oczywiście szokuje ludzi, niezależnie od szerokości geograficznej. Kilka razy celnicy machnęli ręką i nawet już tych wszystkich dokumentów nie sprawdzali. Ludzie oglądają się za naszą gromadką, niektórzy pewnie myślą, że należymy do jakiejś sekty (śmiech). Nie wyobrażam sobie wakacji bez dzieci. Prawdopodobnie bym nawet nie odpoczęła, tylko zamartwiała się, co u nich.

Wygląda pani na znakomicie zorganizowaną. Miałaby pani jakieś uniwersalne rady dla rodziców ginących pod natłokiem obowiązków?
Zapisywać. Wszystko, zawsze, wszędzie i najlepiej na papierze. On się nie rozładuje (śmiech). Nawet, jeśli papier kolorowy i nożyczki na plastykę trzeba przynieść za miesiąc, a mecz będzie za pół roku. Żaden rodzic tego nie spamięta, nawet przy dwójce dzieci. Mi dotychczas tylko raz zdarzyło się zapomnieć o stroju galowym dla syna.

Sześcioro dzieci zmienia relacje z mężem?
Nie tyle dzieci zmieniają relacje z partnerem, co staż małżeństwa. Związki mają wiele odcieni, wydaje się już, że wiesz o drugim człowieku wszystko, a tu nagle zaskoczenie. Mój mąż okazał się wspaniałym ojcem. Etap kolacji przy świecach, uniesień i ogromnych bukietów się kończy, potem przychodzi proza życia i w niej się trzeba odnaleźć, bo ona dopada wszystkich. Dzieci cementują związek, jak mało co. Mój mąż znalazł kiedyś artykuł, z którego wynikało, że małżeństwa, w których jest pięcioro dzieci i więcej, praktycznie się nie rozwodzą. Coś w tym jest.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (487)
Zobacz także