Stanisława Ryster - ikona polskiej telewizji

Stanisława Ryster - ikona polskiej telewizji

Stanisława Ryster jest jedną z ikon polskiej telewizji
Stanisława Ryster jest jedną z ikon polskiej telewizji
Źródło zdjęć: © AKPA
oprac. KPL
05.05.2023 12:46, aktualizacja: 16.06.2023 17:26

Profesjonalizm, elegancja i… posągowe nogi. Tak zapamiętali Stanisławę Ryster fani "Wielkiej gry". Prezenterka prowadziła program 31 lat, zawsze z wielkim wdziękiem i taktem zadając pytania i egzekwując odpowiedzi.

Nie tolerowała niechlujstwa, nie wpuszczała uczestników do studia bez marynarki: "Nie przychodzi się w niedzielę z wizytą do telewidzów w rozchełstanej koszuli, z tłustym brzuchem na zewnątrz" – mawiała. Mimo statusu gwiazdy telewizji fortuny się nie dorobiła, a wszystko, co zarabiała, z przyjemnością wydawała. "Przynajmniej wiem, że żyłam" – żartuje dziś.

Urodziła się w 1942 r. we Lwowie w dobrze sytuowanej rodzinie lekarza dermatologa. Niewiele jednak pamięta z okresu dzieciństwa. "Nie mam sentymentów. Wyjechałam stamtąd zaraz po wojnie. Od razu do Katowic. Pamiętam tylko, że dywan, na którym się bawiłam, był biały…" – mówiła w wywiadzie.

W Katowicach skończyła szkołę podstawową i II Liceum Ogólnokształcące im. Marii Konopnickiej. Chciała zostać adwokatem, więc od razu po maturze wyjechała na studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim. "Myślę, że byłabym dobrym adwokatem – opowiadała o swych wyborach i ich przyczynach. – Tyle że – gdy kończyłam studia – nie można było od razu iść do adwokatury. Trzeba było przejść przez sąd albo milicję. Właściwie to chciałam iść do tej milicji. »Będę nosić broń!« – myślałam, to mi imponowało. Ale dziewczynom proponowali funkcję starszego dochodzeniowego, który nie jeździł na miejsca wypadków, tylko siedział za biurkiem. Nuda, więc się zniechęciłam".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ale praktykę w sądzie odbyła. "Miałam 19 lat, a tak trafiłam, że były tam wtedy same zgorzkniałe, stare panny – trzeba było widzieć, z jaką niechęcią na mnie patrzyły! Jedna z tych pań kazała mi za sobą na salę rozpraw togę i łańcuch nosić. A jak nie będę nosić, to mi nie zaliczy. Poszłam do przewodniczącego wydziału. On się tylko uśmiechnął i podpisał".

Miała 24 lata, gdy usłyszała, że telewizja będzie przesłuchiwać kandydatki na prezenterkę pogody. "Profesor mojego pierwszego męża, wykładowca z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, powiedział: »Zwrócili się do mnie, żebym podesłał kilka osób. Robią konkurs na kogoś od pogody, żeby Wicherek nie był sam, żeby doszły młode dziewczyny. Idź«". Poszła. I tak trafiła na mały ekran, choć nie została pogodynką. Prowadziła za to programy i teleturnieje młodzieżowe.

W tym czasie podjęła bardzo trudną życiową decyzję: rozwiodła się. "W wieku lat 20 człowiek nie ma skrystalizowanego charakteru. Ten cud zdarza się raz, że małżeństwa szkolne trwają latami. Wszyscy po wykładach szli tu, tam, a mój mąż: »Do domu«. On miał 24 lata. Lepiej się wyszumieć, dojrzeć. Ta wolność bez papierka jest fajna" – tłumaczyła po latach spokojnie, choć wtedy, wbrew pozorom, bardzo przeżywała rozstanie.

"Ciągle uważałam, że rozwód to tragedia życiowa, jakaś przegrana. A potem powiedziałam: »A co, ja za karę żyję?«. Nie ma zgodności charakteru, sposobu bycia, to nie można na siłę. Pomyślałam: »To moje jedno życie«. I od tamtej pory mówię: »Bisów nie ma, choćbyś miał miliardy«. Trzeba życie przeżyć tak, żeby nie zrobić komuś krzywdy, ale maksymalnie z niego brać. Bo to dar od Boga jeden jedyny" – opowiadała.

Jednak gdy w 1975 r. zaproponowano jej prowadzenie "Wielkiej Gry", nie od razu wyczuła, że to jej życiowa szansa. Przeciwnie. Tak bardzo nie chciała prowadzić teleturnieju, że aż się rozpłakała. "Rzewnymi łzami – mówi. – Wiedziałam, co to za utrapienie program cykliczny – nie ma »zmiłuj«. Nawet znalazłam kogoś, kto by mnie chętnie zastąpił, ale propozycja była nie do odrzucenia – polecenie służbowe". Nie było wyjścia, propozycję przyjęła.

Raczej nie była to jedyna przyczyna jej niechęci. Możliwe, że nie chciała podzielić losu poprzednich prowadzących. Pierwszy, Ryszard Serafinowicz, który sprowadził "Wielką grę" do Polski, po antysemickiej nagonce (choć nie miał żydowskich korzeni) wyemigrował w 1969 r. do Kanady. Jego następczyni, Joanna Rostocka, była lubiana przez widzów za okazywanie na wizji emocji (potrafiła podskakiwać, gdy ktoś wygrał), lecz po 4 latach została zdjęta z anteny przez Macieja Szczepańskiego za założenie naszyjnika z krzyżykiem. Trzeci prowadzący, Janusz Budzyński, zabawił w programie tylko dwa lata…

Stanisława Ryster przez wiele lat prowadziła "Wielką Grę"
Stanisława Ryster przez wiele lat prowadziła "Wielką Grę"© AKPA

Pani Stanisława podjęła jednak wyzwanie i wywiązała się z powierzonego jej zadania najlepiej, jak potrafiła. Na planie wszystko przygotowywała sama. "Nie miałam nigdy asystenta. Dlaczego miałby ktoś inny dzwonić do eksperta, jeśli to ja chciałam go zaangażować? Dzwoniłam, przedstawiałam się, mówiłam dokładnie, czego oczekuję merytorycznie. Następnie przekazywałam słuchawkę Andrzejowi Madrjasowi, producentowi, który mówił, ile ekspert będzie zarabiał. Ile dostanie, kiedy przyjdzie do studia, a temat się nie zmieści, ile, jeśli gra zostanie przerwana, ile za pytania na eliminacje. Wszystko było jasne" – zdradzała kulisy swej pracy.

Później przez kilka godzin omawiała z ekspertami tematy. "»A jak odpowie tak, co z tą odpowiedzią zrobić?«. »A czy to według ciebie pytanie trudne, czy łatwe?«. Wszystko na mnie wisiało" – tłumaczyła. Pytania spisywała ręcznie. Nie chciała, żeby ktoś je znał. "Obowiązywała tajemnica pytań" – mówiła. A poza tym łatwiej jej było poprawiać, modyfikować i uzupełniać po sobie niż po kimś.

Eliminacje do programu przyciągały nawet kilkaset osób. Tylko raz zdarzyło się, że nikt się nie pojawił. "Wszystko przez temat z Zosią Nałkowską, który nikomu nie przypadł do gustu – wyznała prezenterka. – A dlaczego na wielkie podboje arabskie w VII i VIII wieku przyszedł dziki tłum ludzi? Bo ja po tylu latach nie wiem. Podobnie na Prousta, choć temat wydawał mi się bardzo trudny". W pierwszych latach program kręcony był na żywo, później z pewnym wyprzedzeniem, ale zawsze bez montażu i powtórek, a pani Stanisława, nawet gdy już była taka możliwość, nie korzystała z pomocy komputera ani promptera.

Kolejni włodarze TVP miewali czasem zgoła dziwne pomysły na ulepszanie sztywnej i – według nich – nudnawej formuły programu. "Jeden z moich szefów zaproponował: »Wiesz, zrobimy szum w programie, ogier będzie główną nagrodą«. Powiedziałam: »To ty będziesz koło tego ogiera stał. Bo ja do niego nie podejdę«. Zresztą, ja takie pomysły już przerabiałam. Kiedyś Sobiesław Zasada zaoferował się, a ja na to poszłam, że jako nagrodę dodatkową ufunduje małego mercedesa. Takie to było maleńkie, dla dzieci, ale z normalnym silnikiem i jeździło. Wygrał jeden facet, akurat temat był samochodowy. Wiesz jak on płakał? Nie miał tego czym przewieźć, a sam nie mógł w to wsiąść".

Po kilku latach od rozwodu po raz drugi wyszła za mąż. Z tego związku ma jedyną córkę, Martę. Choć małżeństwo z jej ojcem także nie przetrwało próby czasu, pani Stanisława mówi, że z drugim mężem pozostali w przyjaźni. "Rozstaliśmy się, ale bardzo się lubimy" – przyznawała w wywiadzie.

Tymczasem córka wyrosła na kobietę o silnym charakterze. "Marta jest o wiele rozsądniejsza ode mnie. Z nas dwóch to ona jest ta dorosła" – opowiadała pani Stanisława, która kochała wydawać pieniądze, zwłaszcza na buty. Na szczęście córka pilnowała rodzinnego budżetu. Założyła mamie konto w banku i nauczyła odkładania pieniędzy, wydzielając rozsądną sumę na szaleństwa.

Oszczędności się przydały, gdy w 2006 r. prezenterka z mediów dowiedziała się, że "Wielka gra" po 44 latach znika z anteny. Nie kryła żalu do władz stacji, ale pogodziła się z decyzją. Wtedy jej córka miała już rodzinę. Na świecie pojawiły się wnuki i pani Stanisława z radością weszła w rolę babci. Rozpieszczała 21-letnią dziś Lenę i 17-letniego Olafa do granic możliwości. Dziś dawna gwiazda niechętnie pokazuje się na ekranie. Nie chciała wręczać TeleKamer, odmawia udziału w programach. Chętnie za to gra w brydża i… ogląda telewizję.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:Magazyn Retro
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (10)
Zobacz także