Seks dla świętego spokoju. Ekspertka: "Płacimy za niego wysoką cenę"
– Część osób nie odmawia seksu tylko dlatego, że boi się reakcji partnera: chłodu, złości. Myślą, że tak trzeba, w przeciwnym wypadku nie będą "dobrą partnerką". To szkodliwy mit – mówi psycholożka i seksuolożka Lidia Stanisławska. W rozmowie z Wirtualną Polską tłumaczy, gdzie kończy się świadoma zgoda, a zaczyna przekraczanie granic, oraz jak odmawiać, aby nie ranić drugiej osoby.
Ewa Podsiadły-Natorska, Wirtualna Polska: Czy w swoim gabinecie spotyka się pani z osobami, które przyznają, że uprawiają seks "dla świętego spokoju"?
Lidia Stanisławska, psycholożka i seksuolożka: Tak, choć rzadko to sformułowanie pojawia się wprost. Pacjenci częściej mówią o "powinności" – np. że w ich związku dawno nie było seksu, więc pewnie "wypadałoby", aby się zgodzili. Albo że partner czy partnerka "marudzi", więc dobrze byłoby coś z tym zrobić – w domyśle właśnie poprzez seks. Zdarza się też, że stoi za tym obawa przed odrzuceniem lub konfliktem: "Jeśli odmówię, będą pretensje, kłótnia albo jeszcze większa presja". Wszystko to mieści się w kategorii "seksu dla świętego spokoju".
Dużo złego w tym kontekście robi wiara w stereotypy?
Niestety tak. Wiele osób ma w sobie głęboko zakorzenione przekonanie, że "dobry partner" musi zaspokajać potrzeby drugiej strony – nawet gdy nie ma na to ochoty. Ten stereotyp jest wciąż bardzo silny. Trzeba przy tym podkreślić, że to problem nie tylko kobiet.
Tłumią w sobie pożądanie. "Wielu kobietom wpojono, że to wstyd"
Właśnie. Słyszałam o mężczyźnie, który zmuszał się do seksu, choć miał mniejsze potrzeby niż jego partnerka, ale bał się łatki "oziębłego".
To bardzo ważny przykład. Mężczyźni słyszą, że "powinni zawsze chcieć", być gotowi na seks w każdej chwili – a jeśli nie chcą, to ich męskość jest kwestionowana. Zadręczają się: "Co sobie pomyśli o mnie partnerka, gdy odmówię seksu?". Po obu stronach mamy więc przekazy kulturowe, które odbierają ludziom prawo do asertywności czy po prostu do wyrażonej wprost odmowy. Kobiety zazwyczaj czują, że muszą "dbać o potrzeby partnera"; oczekiwanie, że nie powinny robić z seksu problemu, nie przemija. A przecież seks z założenia powinien być dobrowolny. To nie obowiązek! Problem zaczyna się, gdy ktoś unika rozmowy o swoich potrzebach i granicach, bo boi się ewentualnych konsekwencji.
"Seks dla świętego spokoju" bywa sposobem na uniknięcie konfliktów?
Zdecydowanie. Partner czy partnerka może odebrać odmowę jako odrzucenie, zamiast przyjąć do wiadomości, że druga osoba może mieć trudny dzień, być zmęczona, przytłoczona obowiązkami. W takich momentach łatwo o nieporozumienia. Seks staje się wówczas narzędziem "utrzymywania spokoju", nie wyrazem bliskości. Warto podkreślić, że czasem ktoś świadomie decyduje się na seks z rożnych motywacji np. aby sprawić przyjemność drugiej osobie, i robi to z pełną zgodą ze sobą, świadomością, dobrowolnością, entuzjazmem i poczuciem bezpieczeństwa oraz z wiedzą, że zawsze zgodę na seks może cofnąć. Czymś zupełnie innym jest sytuacja, w której czujemy presję, nacisk, że musimy albo powinniśmy to zrobić.
Gdzie więc kończy się świadoma zgoda, a zaczyna przekraczanie granic?
Kiedy pojawia się przymus, presja, poczucie, że nie można odmówić. Kiedy boimy się reakcji partnera, a seks przestaje być wyborem. Jeśli słyszymy komunikat: "Od miesiąca nie uprawialiśmy seksu, co z nas za partnerzy", może być to forma wymuszania. Różnica między dobrowolnością a koniecznością jest ogromna i dość łatwo ją wyczuć. Co ważne, tyczy się to nie tylko związków. Zdarza się, że mężczyźni "idą na całość", mimo że wcale tego nie chcą, ale robią to np. pod naciskiem kolegów.
Do czego może prowadzić takie wielokrotne zmuszanie się do zbliżeń?
Do obniżenia poczucia bezpieczeństwa, poczucia bycia wykorzystanym, utraty sprawczości, niskiej samooceny. Często pojawia się niechęć do samego współżycia, unikanie go, a także osłabienie satysfakcji z relacji i trudności komunikacyjne. Płacimy za to wysoką cenę, a skutki są długofalowe.
To jak powiedzieć "nie mam ochoty", żeby nie zranić drugiej strony?
Najlepiej poprzez komunikat JA: "Jestem zmęczona/y", "Potrzebuję odpoczynku", "Chciał(a)bym dziś bliskości, ale nie seksu". Warto też dodać: "Nie odrzucam cię". I zaproponować alternatywy – przytulenie, masaż, rozmowę, wspólne oglądanie filmu. Seks to nie tylko penetracja, w relacji istnieje wiele form intymności. Ważne jest przy tym, aby osoba słysząca odmowę nie oceniała partnera i nie atakowała: "Znowu nie chcesz?!". Zamiast tego można zapytać: "To może dzisiaj się poprzytulamy?".
Przypomniała mi się historia kobiety, której mąż pracował za granicą i podczas comiesięcznych przyjazdów oczekiwał seksu bez względu na jej samopoczucie oraz stan zdrowia. Doszło do tego, że zaczęła bać się jego przyjazdów.
To klasyczny przykład przekraczania granic i presji. Jeżeli partner ignoruje informacje o braku ochoty, zmęczeniu, bólu czy chorobie, a ten ktoś wbrew sobie godzi się na seks, to pojawiają się konsekwencje, o których mówiłyśmy: unikanie, lęk, poczucie braku bezpieczeństwa.
Gdyby taka kobieta przyszła do pani, co by jej pani powiedziała?
Zaczęłabym od tego, czy w tej parze jest przestrzeń na rozmowę, czy partnerzy są w stanie wysłuchać swoich potrzeb, czy w ogóle się ze sobą komunikują. Jeżeli nie – warto rozważyć terapię par, a czasem także indywidualną.
Nie ma pani wrażenia, że nadal za mało rozmawiamy o seksie w parach?
To prawda. Dzieje się tak przede wszystkim z powodu wstydu; nikt nas nie uczy, jak rozmawiać o seksualności. Dodatkowo język polski w tej sferze jest trudny – albo używamy słów medycznych, albo infantylnych, albo wulgarnych. Dlatego dobrze jest stworzyć w parze własny słownik, ustalić satysfakcjonujące dla obu stron określenia. Do tego wszystkiego dochodzi kwestia wspomnianych stereotypów: że mężczyzna "zawsze chce", a kobieta "zawsze powinna się zgadzać". Wchodzimy w związek z zestawem takich przekonań, a nie z rozmową. Problem zaczyna się ujawniać dopiero wtedy, gdy sytuacja staje się krytyczna.
Czy może być za późno na taką rozmowę?
Nie. Jeśli para nigdy o seksie nie rozmawiała, to nie znaczy, że teraz nie może zacząć, nawet jeśli ludzie są razem pięć, dziesięć czy więcej lat. Zresztą gdy dzieje się źle w sferze seksualnej, zwykle źle jest też w innych obszarach relacji, bo seksualność stanowi integralną część całości. Jeśli komunikacja kuleje, trudno utrzymać zdrową bliskość w łóżku. Dlatego tak ważne jest, żeby nie zamiatać problemów pod dywan i nie traktować seksu jako narzędzia "utrzymywania pokoju", tylko jako przestrzeń do dobrowolności i wzajemnego szacunku.
Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Ewa Podsiadły-Natorska