Blisko ludzi"W moim wieku prędzej zabije mnie terrorysta, niż znajdę miłość". Kobieta po 50. na randce

"W moim wieku prędzej zabije mnie terrorysta, niż znajdę miłość". Kobieta po 50. na randce

"W moim wieku prędzej zabije mnie terrorysta, niż znajdę miłość". Kobieta po 50. na randce
Źródło zdjęć: © 123RF
Lidia Pustelnik
23.01.2018 12:54, aktualizacja: 23.01.2018 13:54

Pani Danuta ma 62 lata, wygląda na co najmniej dziesięć lat mniej. Drobna blondynka o promiennym uśmiechu. Wykształcona, świetnie ubrana. Po rozwodzie nie pomyślała sobie, że jej życie się skończyło, miała nadzieję, że jeszcze się z kimś zwiąże. – Dla kobiety w moim wieku jest większe prawdopodobieństwo, że zabije ją terrorysta, niż że znajdzie miłość – mówi teraz.

Z byle kim, byle jak

Pani Danuta ma dorosłą córkę i byłego męża, z którym do tej pory się przyjaźni. Jest wykształcona, elegancka, osiągnęła zawodowy sukces jako pani inżynier. Jakiś czas po rozwodzie zdecydowała się zalogować na portalach randkowych - "Sympatii", a potem "eDarling".
Wstawiła swoje zdjęcie i napisała, jakie ma oczekiwania względem mężczyzn. Jednym z nich było minimum średnie lub wyższe wykształcenie. – Na początku odzywało się do mnie mnóstwo młodych mężczyzn, koło dwudziestego, trzydziestego roku życia. Jedni oferowali mi swoje usługi, wiadomo w jakim zakresie. Inni szukali sponsorki – opowiada kobieta.

Pozostałe propozycje dostawała od dużo starszych mężczyzn. Gdy ustawiła przedział wiekowy dla mężczyzn, którzy mogą do niej pisać (50-60 lat), wiadomości po prostu przestały przychodzić.

– Raz tylko napisał do mnie mój rówieśnik, pewien adwokat. Rozmawialiśmy miło, potem się umówiliśmy. Już podczas pierwszego spotkania zaczął krążyć wokół sklepów z bielizną i wypytywać mnie, co chciałabym nosić. Za drugim razem starał się zaciągnąć mnie do siebie do domu. Powiedział mi wprost: "A co myślałaś, że mężczyzna w moim wieku będzie szukać żony?" – opowiada pani Danuta.

Na jej profile wchodzili – wchodzili, ale nie pisali – też inni panowie w jej wieku, ale tacy, którzy zupełnie jej nie interesowali. Gorzej wykształceni, pochodzący z zupełnie innego środowiska, niedbający o zdrowie i o wygląd. Tacy z piwnymi brzuszkami, wąsami w resztkach po obiedzie, bez zainteresowań wykraczających poza telewizję. Słowem, podobni do "tancerzy" Maryli Rodowicz ze zdjęcia, które ostatnio obiegło internet. Być może byliby w stanie kogoś uszczęśliwić, ale nie ją. Pani Danuta skasowała konta. – Żyję sama, choć nie czuję się wcale samotna. Czasami oczywiście brakuje mi partnera, który by mnie przytulił, zabrał gdzieś czy po prostu pobył ze mną. Ale nigdy nie będę aż tak stara, by zgodzić się na "z byle kim, byle jak, byle gdzie" – mówi z naciskiem.

Elegancka pozna pana

Pani Ewa ma 53 lata. Jest drobnej budowy, ma proste, brązowe włosy, nie nosi okularów. – Nie interesuje mnie romans z 70-latkiem. To już wolę być sama, niż być darmową pielęgniarką – mówi. Na związek z rówieśnikiem nie ma szans. Nieraz słyszała wprost, że jest za stara.

Nigdy by nie pomyślała, że przed emeryturą przyjdzie jej szukać prawdziwej miłości. – To taka tragikomedia. Mąż zostawił mnie i córki, gdy miałam 44 lata. Potem, po kilku latach znów się zeszliśmy, ale na krótko. Od tamtej pory jest już tylko komedia. Przerażała mnie wizja samotnej starości, więc pomyślałam, że może jeszcze nie jest za późno i kogoś poznam – mówi.

Jest lekarką. Świetnie wykształcona, błyskotliwa i elegancka. Ma pieniądze i gdy córki dorosły, a mąż zniknął z rodzinnego obrazka, bez wyrzutów sumienia zaczęła wydawać je na siebie. Wydawało jej się naturalne, że jeśli ma się z kimś związać, musi być to mężczyzna mniej więcej w jej wieku, wyznający podobne wartości, żyjący na podobnym poziomie. Miło by było, gdyby umiał się ubrać i miał swoje pasje. Nie przeszkadzałyby jej dzieci, byłe żony, bagaż emocjonalny – w jej wieku każdy jakieś ma. Chodzi o to, żeby patrzeć w przyszłość, a nie tylko za siebie, mówiła sobie wtedy.

Pani Ewa szybko zorientowała się, że w klubach nikogo takiego nie spotka. Swoje "rozglądanie się", bo o żadnych "łowach" nie ma mowy, zaczęła z koleżanką Patrycją. Też samotną pięćdziesięciolatką. Wychodząc wieczorem do knajpek i barów, czuły się jednak niezręcznie. – Tam są sami młodzi. Ludzie dziwnie na nas patrzyli, źle się czułyśmy – pani Ewa zwierzała się potem swojej dorosłej córce, Hani. – Ludzie po pięćdziesiątce nie mają gdzie się spotykać – przyznaje dziewczyna. – To jeszcze nie ten wiek, by biegać do klubu seniora albo umawiać się na kolejkę w szpitalu. Oni po prostu nigdzie nie wychodzą – dodaje córka pani Ewy.

Hania podsunęła mamie portale randkowe. 50-latka zalogowała się na "eDarling " i się zaczęło. – Mama strasznie narzekała. Było nawet kilku panów, którzy ją zainteresowali, ale do niej pisali tylko starsi faceci – opowiada Hania, w tamtym czasie powierniczka sekretów mamy.

– Starsi panowie szukają sobie niańki, która przyjdzie, posprząta, wypierze skarpety i podsunie pod nos obiad – wtrąca pani Ewa. Jej taka perspektywa nigdy nie pociągała. Rówieśnicy pisali jej, czasem wprost, a czasem w bardziej zawoalowany sposób, że jest za stara i mają nadzieję poznać tu jakąś "młódkę".

Dziewczynę, mającą do zaoferowania młodość i energię. Co ona miała im do zaoferowania? Bardzo wiele, ale jak dotąd żaden nie był na tyle zainteresowany, by się o tym przekonać.

– Kiedy mężczyzna jest zadbany, może być z dwudziestopięcio-, trzydziestolatką. Osobom takim jak moja mama zostają mężczyźni z wielkimi brzuchami i wielkim ego – komentuje Hania. W międzyczasie pojawił się jeszcze jeden problem. Okazało się, że nie jest jedyną osobą w jej miejscu pracy, która szuka miłości w internecie. Na dodatek niektórzy uznali za zabawne albo niestosowne, by pani doktor umawiała się na randki z nieznajomymi. – Korzystanie z portali randkowych to straszny wstyd. Usłyszała kilka docinków i aluzji, i usunęła konto – mówi córka pani Ewy. – Albo przyjmujesz za swój priorytet posiadanie partnera i chcesz z nim być, jaki by on nie był, albo decydujesz się żyć sama, ale według swoich standardów – komentuje pani Ewa. Jak dotąd wybiera to drugie.

Żona-opiekunka

Patrycja, kilka lat młodsza koleżanka pani Ewy, myślała o sobie, że jej się poszczęściło. Hania i jej mama dwa lata temu były na jej ślubie. Patrycja, z zawodu farmaceutka, ma osobowość człowieka, którego wszędzie pełno. – Do tego tapir, biżuteria z lat 80., wielkie kolczyki, paznokcie w szpic – opisuje przyszywaną ciocię Hania. – Ona też bała się być sama i tak jak mama randkowała na portalu.

Kiedy zaczął pisać do niej mężczyzna po sześćdziesiątce, nie miała obiekcji. Wyszła z założenia, że 15-letnia różnica wieku w tym momencie życia, w jakim oboje się znajdują, nie będzie aż tak dotkliwa. Patrycja miała za sobą paskudny rozwód, jej nowy przyjaciel był samotny od bardzo dawna. Może dlatego tak się spieszyli. Pobrali się po dość krótkiej znajomości – ona miała wówczas 52 lata, on 67.

Dziś Patrycja musi stawić czoło wielu problemom. Jej mąż ma protezę biodra i kuleje, choruje na raka prostaty. Na dodatek ma wiele starokawalerskich przyzwyczajeń, a jako emerytowany oficer lubi dyrygować żoną. Nie pozwala jej zasadzić kwiatów w ogródku, nie ma mowy o wspólnym wychodzeniu i spotykaniu się z innymi ludźmi. – Jest bardzo nieszczęśliwa. Trwa w małżeństwie, jakby mieszkała z własnym ojcem – mówi o przyjaciółce pani Ewa. – Kobiety z tego pokolenia są bardziej elastyczne, ciekawe świata, świadome swojej wartości. Mam wrażenie, że mężczyźni są jakoś pokoleniowo w stosunku do nich zapóźnieni – komentuje jej córka.

Miłość po pięćdziesiątce

Naukowcy z Melbourne opublikowali ostatnio badania dowodzące, że granice młodości i dorosłości przesuwają się. Obecnie młodzi dojrzewają do dorosłości około 24. roku życia, a nie osiemnastego, jak podawano wcześniej. Żyjemy dłużej, w związku z czym wiek dojrzały również się wydłuża. Pięćdziesięcioletnia kobieta była niegdyś uważana za starszą panią, której obowiązkiem było poświęcanie się wnukom i podporządkowywanie rodzinie. Teraz pięćdziesięciolatki już tak nie myślą. Coraz więcej zdaje sobie sprawę, że w tym wieku człowiek nie zostaje nagle pozbawiony praw i marzeń – nadal może szukać miłości i szczęścia.

O ile tylko znajdzie w sobie odwagę, co w Polsce często oznacza stawienie czoła zarówno uprzedzeniom otoczenia, jak i swoim kompleksom. – By znaleźć miłość po 50., należy przede wszystkim pozbyć się przeświadczenia, że w tym wieku już wszystko stracone – komentuje psycholog Katarzyna Kucewicz. – Jeśli damy się uwieść myśli, że jesteśmy skazane na porażkę, bo pojawiły się zmarszczki i gorzej wyglądamy, a mężczyźni i tak wolą młodsze, to faktycznie bardzo trudno będzie nam znaleźć partnera – dodaje.

Terapeutka par podkreśla, że jeśli chodzi o miłość, ważniejsze od wieku jest psychiczne nastawienie. – Gdy samotne kobiety po 50. analizują swoje życie, to często okazuje się, że są uwikłane w wiele różnych ról. Są matkami, babciami, szefowymi, pracownicami, teściowymi i tak dalej. Czasami zapominają, że są też kobietami. Dlatego dobrze jest zrobić sobie miejsce w głowie na nową miłość i się do niej przygotować. Zadbać o siebie, o swoją atrakcyjność, ale i pomóc swojej pewności siebie, na przykład angażując się w dawne hobby – mówi psycholog. A co, jeśli mimo to na horyzoncie nie pojawia się nikt interesujący? Jeśli to dla nas takie ważne, szukajmy. Ale jak mówi pani Danuta, nic na siłę.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1099)
Zobacz także