Blisko ludziZabawa w dom. Jeszcze chodzą do szkoły, a już zachowują się jak małżeństwo

Zabawa w dom. Jeszcze chodzą do szkoły, a już zachowują się jak małżeństwo

Zabawa w dom. Jeszcze chodzą do szkoły, a już zachowują się jak małżeństwo
Źródło zdjęć: © East News
Klaudia Stabach
20.04.2019 15:13, aktualizacja: 22.04.2019 08:16

- Wiem, że to mogło wyglądać na wykorzystywanie rodziców, ale my byliśmy wtedy jeszcze uczniami, więc nie mieliśmy własnych pieniędzy - mówi Julka, która zamieszkała z chłopakiem mając 17 lat. Rodzice, którzy pozwalają nastolatkom na udawanie dorosłych, wyrządzają im krzywdę.

Julka poznała Kamila tuż po rozpoczęciu nauki w liceum. Młodzi szybko zakochali się w sobie i jak to bywa w przypadku pierwszej miłości, chcieli spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. Zauroczenie nabrało takiego rozpędu, że po trzech miesiącach 17-letnia dziewczyna poprosiła mamę o zgodę na przeprowadzkę do kawalerki. – Rodzice wybudowali dużym dom pod Rzeszowem, a w mieście mama wciąż miała swoje mieszkanie, które wynajmowała obcym ludziom – mówi Julia.

Początkowo kobieta uważała pomysł za absurdalny, ale jej córka nie odpuszczała i Joanna w końcu wyraziła zgodę. Zerwała umowę z dwójką studentów, którym wynajmowała kawalerkę, zamówiła ekipę remontową, a następnie kupiła nowe meble i zorganizowała córce przeprowadzkę.

Zadowoleni licealiści zaczęli żyć "na swoim", a raczej bawić się w dom, bo pomimo wyprowadzki z rodzinnych gniazdek nadal byli na utrzymaniu rodziców. Joanna opłacała rachunki i przelewała córce pieniądze na bieżące wydatki, a ponadto regularnie wpadała z wałówką. – Wiem, że to mogło wyglądać na wykorzystywanie rodziców, ale my byliśmy wtedy jeszcze uczniami, więc nie mieliśmy własnych pieniędzy – tłumaczy się Julia. Tak naprawdę licealiści musieli jedynie dbać o porządek w mieszkaniu, ale i w tym, od czasu do czasu, wyręczała ich zatroskana Joanna.

Pomimo komfortowych warunków, o których może jedynie pomarzyć przeciętny nastolatek, parę przerosło wspólne mieszkanie. – Kłóciliśmy się o coraz bardziej absurdalne błahostki. Kamil czuł się jak król, nawet śmieci nie chciało mu się wynosić. Zakupów też nigdy nie robił, bo wiedział, że jeśli będzie pusta lodówka, moja mama przyjdzie i ją wypełni – wspomina Julka.

Rutyna przytłoczyła licealistów i wielką miłość zastąpiła nieustanna irytacja. – Zaczęłam tęsknić za mieszkaniem z rodzicami. W domu zawsze była rodzinna, ciepła atmosfera, a w kawalerce czułam się jak na kolonii – przyznaje dziewczyna.

Para rozstała się po pół roku wspólnego mieszkania. Dziewczyna z chęcią wróciła pod dach rodziców i zaczęła doceniać uroki nastoletniego życia. – Rano zawsze jest świeże pieczywo i nie muszę martwić się, że niespodziewanie zabraknie mi czystej bielizny – mówi nastolatka.

Roszczeniowa "teściowa"

Milena zamieszkała w domu rodzinnym swojego chłopaka na trzy miesiące przez egzaminem maturalnym. Dziewczynie zależało na zdobyciu jak najlepszego wyniku, a u siebie nie miała warunków do nauki. – Mam kilkuletniego brata, który nieustannie biega po mieszkaniu i hałasuje – wyjaśnia dziewczyna.

Co prawda mama zeszłorocznej maturzystki starała się jak najczęściej zabawiać młodsze dziecko albo zabierać je na spacery, tak aby córka mogła skupić się na przerabianiu materiału. Jednak im było bliżej do matury, tym Milena spędzała więcej czasu nad książkami. – Głupio było mi skarżyć się na rozrabiającego brata albo prosić mamę, żeby kolejny raz wyszła z nim na spacer. I to jeszcze zimą – dopowiada.

Wtedy chłopak dziewczyny, Rafał, zaproponował jej przeprowadzkę do swojej rodziny. – Jego rodzice mieli duży dom i on sam miał na wyłączność nie tylko swoją sypialnię, ale też i drugi pokój obok – opowiada Milena, która po przekalkulowaniu plusów i minusów postanowiła zamieszkać z rodziną ukochanego.

Po zaliczeniu testów maturalnych dziewczyna nadal żyła pod jednym dachem z chłopakiem i jego rodzicami. Jednak warunki, które zapewniono jej w trakcie nauki, zmieniły się. – Matka Rafała stała się coraz bardziej roszczeniowa. Codziennie wymagała ode mnie sprzątania i pomagania przy obiedzie. A obiady zawsze robiła bardzo wymyślne i czasochłonne – wspomina dziś 20-letnia dziewczyna. – Gdy próbowałam wymigać się od pomocy, to wypominała mi, że mieszkam u nich za darmo. Nie miałam żadnych argumentów na swoją obronę – dopowiada.

Dziewczyna zagryzała zęby i posłusznie wypełniania polecenia, bo głupio jej było zbuntować się i wyprowadzić. – Moja mama obraziła się na mnie za to, że wyniosłam się z domu przed maturą. Ostrzegała mnie, że to nie jest dobry pomysł i jak się okazało, miała rację. Jednak nie chciałam tak szybko dać za wygraną – przyznaje. – Wyprowadziłam się dopiero po wakacjach, gdy razem z Rafałem zaczęliśmy studia w innym mieście – dopowiada.

Prawa młodości

Zdaniem psycholożki Moniki Dreger pary nie powinny decydować się na wspólne zamieszkanie, gdy jednocześnie są jeszcze w wieku szkolnym. – Życie na własną rękę wiąże się nie tylko z większą swobodą, ale też i obowiązkami, które trzeba wypełniać, np. jak wynoszenie śmieci czy pamiętanie o podstawowych zakupach spożywczych – mówi ekspertka w rozmowie z WP Kobieta.

Psycholożka uważa, że rodzice nie powinni pozwalać swoim niepełnoletnim dzieciom na wspólne mieszkanie. – To jest bardzo poważny krok, który sprawia, że młody człowiek zbyt szybko wchodzi w rolę dorosłej osoby. Młodzieńcze miłości rządzą się swoimi prawami. Nie ma nic złego w potajemnych spotkaniach czy pocałunkach w ukryciu – uważa.

Ponadto z doświadczeń gabinetowych Moniki Dreger wynika, że ludzie, którzy zaczęli budować relację, mając po kilkanaście lat, są bardziej narażeni na rozczarowania. – Nasze potrzeby i oczekiwania względem partnera zmieniają się razem z naszym wiekiem. Osoba, w której zakochaliśmy się w młodości może później kompletnie nam nie odpowiadać – zaznacza.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (65)
Zobacz także