Ekscentrycy
Ostatnio zostałem spytany, gdzie przebiega granica między ekscentrycznym wyglądem, a „zwykłym pajacowaniem, którego jedynym celem jest szokowanie”. Pytanie pozornie trudne, a w rzeczywistości dziecinnie proste. Ta granica przebiega w naszych głowach.
23.05.2011 | aktual.: 24.05.2011 10:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ostatnio zostałem spytany, gdzie przebiega granica między ekscentrycznym wyglądem, a „zwykłym pajacowaniem, którego jedynym celem jest szokowanie”. Pytanie pozornie trudne, a w rzeczywistości dziecinnie proste. Ta granica przebiega w naszych głowach.
Dorwałem się do raportu Celebrity Monitor. Jedna z firm badawczych spytała Polaków, kogo uważają za największego ekscentryka. Na podium znaleźli się Tomasz Jacyków, Michał Piróg i Doda. Czy wyglądają ekscentrycznie? Jak najbardziej.
Jacyków w swoich futrzanych czapach, biżuterii, chustach, szalach oraz fatałaszkach wskrzesza, jak to napisał pewien publicysta, styl przedwojennej kokoty. Piróg w butach na obcasie, spódniczkach lub kiltach i w toczku z woalką, ma coś z ekspresji modeli Johna Galliano i jakiejś gejowskiej burleski. I wreszcie Doda, z wizerunkiem nieodbiegającym znacznie od eksplorowanej od wieków w sztuce i kulturze figury świętej ladacznicy, w swoich skromnych sweterkach do efektownych szpilek i gotyckiej mini, czy też dla odmiany przebrana za tykającą bombę.
Wszyscy stroją się i przyozdabiają cokolwiek niestandardowo. Czy pajacują? No pewnie. Poza tym, pajacowanie jest przecież wpisane w ekstrawagancki image. Nie po to mozolnie się stylizują, żeby nikt nie zwrócił na nich uwagi i nie wskazał palcem. Ale od tego daleka jeszcze droga, by uznać, że ich wygląd jest wynikiem chłodnej kalkulacji. Dlaczego? Ano choćby dlatego, że w Polsce nie lubi się ekscentryków. Wytypowana przez badanych trójka celebrities zajmuje wszak wysokie pozycje w rozmaitych rankingach najbardziej irytujących postaci naszego showbiznesu. Oczywiście dostaje im się także za niekonwencjonalny sposób bycia, czy wyrażanie oryginalnych, czasem niedorzecznych, sądów (choć trudno uznać, by to co mówili, było szczególnie kontrowersyjne), ale to właśnie ekstrawagancki wygląd jest machiną napędzającą niechęć.
Skąd niechęć?
Dziwny wygląd często wywołuje u nas złośliwości i pogardę. Wynika to z monokulturowości naszego kraju. Jesteśmy jednolici i nieoswojeni z odmiennością. Historia pozbawiła nas innowierców, praktycznie nadal nie mamy emigrantów. Rdzenne narodowości traktowane są jak folklor i praktycznie ignorowane. No i przywiązujemy niezwykłą wagę do tradycji i swojskości. Jak tłumaczył mi antropolog kultury Roch Sulima, im bardziej tę swojskość cenimy, tym mniej jesteśmy skłonni akceptować czyjeś wybryki, zwłaszcza tak widoczne, jak czyjś dziwny wygląd. A do tego jeszcze żyjemy w kulcie przeciętności, która daje nam poczucie bezpieczeństwa.
* Czytaj więcej na stronach Magazynu KAWA* Pamiętam, jak w Newsweeku opublikowano portret przeciętnej polskiej rodziny. Były tam m.in. dane z GUS-u i wyniki badań Diagnozy Społecznej prof. Janusza Czapińskiego. Mój tygodnik poszukał takich przeciętnych rodzin i zrobił z nimi rozmowy. Każda z nich była zachwycona faktem, że jest totalnie przeciętna, chętnie się wypowiedziała i zgodziła na sesję zdjęciową… Coś, co zdołowałoby Niemca, czy Holendra, a mieszkańca Wielkiej Brytanii, czy USA – gdzie indywidualność uważana jest za jedną z największych wartości – wpędziłoby w depresję, w Polsce uchodzi za cnotę.
To samozadowolenie Polaków, przejawiające się zarówno przekonaniem, że coś jest „dobre, bo polskie” (pamiętam, że to idiotyczne z racjonalnego punktu widzenia hasło, które kilka lat temu widniało na polskich produktach, konfudowało moich znajomych z Niemiec, czy USA i było dla nich nielogiczne i niezrozumiałe), jak i kompletnym brakiem zainteresowania tym, co się dzieje za granicą (nawet serwisy informacyjne w telewizji niemal zupełnie ignorują sprawy międzynarodowe), sprawia, że każdy element niepasujący do tego, co się zna i akceptuje, odbierany jest jako niebezpieczny. Efekt jest taki, że dla wielu Polaków oryginalna czapka Jacykowa czy kilt Piroga są szokujące. A więc nie do zaakceptowania.
Ja w stylizacjach Piroga, czy innych celebrities nie widzę noc szokującego. Mogą mi się podobać albo uznam, że są nieudane. Prędzej chyba szokuje mnie (choć to złe słowo), jak można pójść na przykład do kina, do restauracji czy do knajpy na piwo w zwykłym rozciągniętym podkoszulku i spodniach bojówkach i mieć przy tym dobre samopoczucie. Zupełnie zrezygnować z jednej z podstawowych funkcji stroju, jaką jest zaakcentowanie własnej osobowości oraz wyrażenie szacunku dla innych.
Prędzej właśnie takie osoby wzbudzają moją nieufność, bo albo jest im w życiu wszystko jedno, albo panicznie boją się własną osobowość ujawnić. Co skutkować może tak hołubioną w Polsce przeciętnością. Z której – w tym cały sęk – nic dla otoczenia nie wynika. A co w takim razie wynika z wyglądu ekstrawaganckiego? Bardzo dużo.
Z rzeczy błahych byłby to fakt, że ekscentrycy ubarwiają nam życie i realizują to, na co część z nas nie ma odwagi. Sam mam niezmiennie dużą frajdę w ich obserwowaniu. Zachwyca mnie, na przykład, Krystyna Mazurówna. Tancerka i choreografka, mieszka w Paryżu, pomieszkuje w Nowym Jorku, całe życie spędziła z kosmopolityczną bohemą, czy raczej ją współtworzyła. Barwna niczym koliberek, z wystrzępionymi włosami o kilkudziesięciu odcieniach, w – powiedzmy – obrożach na szyi, w szmatkach, łatkach, zakręconych spódnicach, gorsetach.
* Czytaj więcej na stronach Magazynu KAWA* Do tego dodatki, z których najważniejsze są torebki. Zawsze, gdy spotykam ją w Krakowie na konkursie Cracow Fashion Awards, gdzie jesteśmy jurorami, podziwiam jej kopertówki w kształcie cegły (i – sądząc po wadze – chyba z cegły wykonane), czy torebki wykonane ze zdemontowanego ebonitowego aparatu telefonicznego, w których za rączkę robi słuchawka, za pasek – sznur od niej, a za zapięcie – tarcza z cyframi. Mogę się tylko domyślać, jakich komentarzy odnośnie swojego wyglądu Mazurówna musi słuchać w Polsce.
Bo do komentowania innych osób czujemy się zadziwiająco uprawnieni. Tak samo uwielbiam patrzeć na odważnych projektantów, na przykład na Maldorora z jego niestandardowym (zależy dla kogo, oczywiście) stogiem rudych włosów, czarnymi szatami, w których nie sposób dopatrzeć się przodu i tyłu, czy też wierzchu i podszewki oraz z rock’n’rollową biżuterią. Tak samo podobają mi się fikuśne kapelusze Jacykowa i sposób, w jakie je nosi, czy sadomasochistyczne szpilki Piroga, które w sumie sam bym dla zabawy przymierzył, gdyby nie fakt, że nie pozbyłem się jeszcze wszystkich kompleksów i nie jestem tak wyluzowany w podejściu do swojej osoby.
Przykład Liberacego
Ekscentryków wręcz mi mało. Bardzo interesowałby mnie, na przykład, następca Władzia Liberacego. Pianista i showman Liberace, nasz pól-rodak (ojciec Włoch, matka z Polski), wjeżdżał na scenę Rolls Royce’m oklejonym w całości lusterkami i zanim zasiadł do srebrnego fortepianu, na którym żarzył się zabytkowy kandelabr (na scenie ustawiał czasem ciekawsze rekwizyty, m.in. tańczące fontanny, czy żywe słonie), paradował w swoich kosmicznych kostiumach, z których najciekawszym był tzw. strój Neptuna – ważący 90 kilogramów i cały wyszywany perłami i muszlami oraz kostiumik inspirowany strojem cheerleaderek: krótkie złote gatki, top w amerykańską flagę, laseczka i kapelutek, a wszystko oślepiająco błyszczące od szlachetnych kamieni i złota. Czy to było w dobrym guście? Niekoniecznie, ale Liberace, którego dziś nazwalibyśmy ześwirowaną ciotą (bez urazy!) taką właśnie przybrał konwencję i taka była estetyka jego campowego show. A on sam miał w sobie dużo autoironii.
No właśnie. Żeby akceptować ekscentryków, trzeba umieć śmiać się z samego siebie. My nie jesteśmy w tym dobrzy. Łamanie barier, schematów i podważanie tradycji brzmi jak zamach na polskość. A tego właśnie dokonują ekscentrycy. Nie tylko widać, że sami rozbawieni są własnym wizerunkiem (bo trzeba przyznać, że niektóre ich stylizacje po prostu są komiczne), ale też testują naszą tolerancję. Podważając spokój i utarte (albo i sankcjonowane) prawa.
Doda realizuje na naszym przaśnym poletku swoją „blond ambition”, Piróg – kwestie gejowskie i pruderię dotyczącą podejścia do własnego ciała. Jacyków dorzuca do tego jeszcze walkę z brakiem gustu. Wszyscy zaś bronią prawa do własnej odrębności i indywidualności. Oczywiście to, na ile przekonujące mają argumenty i w jaki sposób je wyrażają jest odrębną kwestią.
* Czytaj więcej na stronach Magazynu KAWA* Z pewnością nie można nazwać ich mentorami ani męczennikami sprawy. Ale w całej XX-wiecznej historii ekscentryczności, opisywanej m.in. przez historyków mody Elizabeth Wilson i Tima Edwarda, wyłamywanie się z ustalonego i akceptowanego społecznie kanonu stroju związane było z akcentowaniem własnej odrębności i walką o jej poszanowanie. W Ameryce w latach 40. byli to meksykańscy imigranci, którzy nosili zoot suits, czyli garnitury z długimi marynarkami o przerysowanych, szerokich ramionach (przez co byli atakowani przez żołnierzy, dla których garnitur zoot był symbolem zagrożenia jedności rasowej).
W konsekwencji doprowadziło to do zamieszek, a w finale zwróciło uwagę na problemy tej mniejszości i przyczyniło się do poprawy warunków ich życia. W połowie lat 60. mieliśmy rewoltę hippisowską z barwnymi działaczami i wyznawcami hippisowskiej ideologii, z żądaniami pokoju, wolnej miłości, hasłami feministycznymi, itp. Pod koniec lat 60. zaś zainaugurowano trwającą do dziś rewolucję gejowską, która też zaczęła się od oryginalnych strojów gejów, lesbijek i transwestytów, a skończyła na zamieszkach w Stonewall (1969), których efektem stała się emancypacja osób homoseksualnych.
Źle ubrani?
I właśnie to przełamywanie kanonów innych niż tylko te związane z modą czyni ekscentryków wiarygodnymi. Ktoś, kto nie buntuje się przeciw czemukolwiek, kto nie wygłasza niepopularnych sądów, nie wyraża twórczo siebie, ani w ogóle nie jest ciekawą postacią, nie jest też ekscentrykiem. Bezbarwne aktorki, czy prezenterki, które założą na siebie idiotyczną kokardę, podobnie jak banalne piosenkarki, które idą na bankiet w zasłonce prysznicowej, czy w tiarze niczym hongkońska księżniczka, nie są żadnymi ekscentryczkami. Są po prostu źle ubrane.
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że z upływem czasu nasi flagowi ekscentrycy wcale nie będą uważani za dziwnie ubranych. Za takich uznamy zwykłych ludzi. Wszak gdy patrzymy na zdjęcia z lat 80., i widzimy te tapiry, watowane ramiona, plastikowe klipsy i makijaże, to wydaje nam się to dziwaczne, jeśli nie śmieszne. Dlatego w jakimś 2030, czy 2040 roku to nie Piróg, czy Doda, czy inni ekscentrycy odstający od codziennej mody będą dla nas dziwolągami, ale uzbrojeni w bardzo poważne miny i pozy faceci w wyciągniętych T-shirtach i bojówkach.