Element Marca Jacobsa
Jak zrobić z instagramowej wpadki niezłą humorystyczną akcję, która będzie jeszcze promować markę? Dziś podajemy przykład na podstawie Marca Jacobsa i jego gołej fotki, jakkolwiek absurdalnie to nie zabrzmi.
Jak zrobić z instagramowej wpadki niezłą humorystyczną akcję, która będzie jeszcze promować markę? Dziś podajemy przykład na podstawie Marca Jacobsa i jego gołej fotki, jakkolwiek absurdalnie to nie zabrzmi.
Umówmy się, cielesność Marca Jacobsa nie ma dla nas zbyt wielu tajemnic - projektant nie kryje sekretów swojego ciała tylko dla siebie i chętnie pozuje do rozbieranych zdjęć. Właściwie to tylko jeden, ekhm, element pozostał w ukryciu, ale w czerwcu, dzięki platformie Instagram, obserwatorzy marki Marc Jacobs dostali jego przedsmak. Tego elementu oczywiście. Projektant, podobno zupełnie przez przypadek, wrzucił swoje zdjęcie, na którym pozuje na tle półek wypełnionych ubraniami, kadrując ujęcie wprost na profil swoich pośladków, i tu trzeba przyznać, że całkiem kształtnych. Jak to bywa ze zdjęciami robionymi z profilu, jeśli tył miał swój zarys, to przód też musiał go mieć. Oczywiście delikatny, niemal gustowny. Żadne wulgarne erekcje, nic co zdawałoby się chcieć wyłupić nam oko wprost z ekranu telefonu. Ot, mały fragment na zaostrzenie apetytu odbiorcy. Opatrzony dodatkowo soczystym zdaniem - „It’s yours to try”. Bóg jeden wie, ile fanów marki ucieszyło się z tej deklaracji, ale rozsądek podpowiada, że \r\nwielu. Za to rozsądek Jacobsa kazał mu natychmiastowo usunąć kompromitującą (czy na pewno?) fotkę. Niestety, potęga czaru „print-screen”, który wbił się w głowy Internautów mocniej niż formy grzecznościowe, zadziałała szybciej niż przycisk „skasuj”. A skąd w ogóle wiemy, że to Jacobs? Zdradziła go obrączka i pokrowiec na telefon. Znając jednak jego wizerunek - czy ktoś w ogóle w to wątpił?
Co ważne, tuż po samej wpadce projektant nie tłumaczył się zbytnio, powiedział tylko: Yeah. I accidentally posted a pic of my bare ass and took it down. I'm a gay man. I flirt and chat with guys on line sometimes. Big deal!”. Faktycznie, to zdjęcie to na pewno nie jest żaden „big deal”, już prędzej „avarage deal”, więc nie ma tu pola do większej ekscytacji.
Co się stało, to się nie odstanie i casus Marca Jacobsa doskonale to pokazuje. Zdjęcie raz wrzucone do internetu zostaje tam na wieki. Znalezienie tego zrzutu ekranu to bułka z masłem. Co zrobić w takiej sytuacji? Okazuje się, że humor jak zawsze jest najlepszym ratunkiem. Tydzień temu Marc Jacobs wrzucił kolejne zdjęcie na Instagram, tym razem ubrane. Ma na nim zwykłą białą koszulkę z nadrukiem „themarcjacobs It’s yours to try!”. Tu nie wypada napisać nic innego, jak „how cool is that?”! Nad podobnym copyrightem niejedna agencja przepracowałaby kilka miesięcy, angażując do tego setki mrówczych głów, a tu proszę, świetne hasło wypadło wprost… ze spodni!
Ps. Koszulki są już oczywiście w sprzedaży. Ktoś ma ochotę… spróbować?