Gawryluk: Zaczynam wszystko od nowa
Dorota Gawryluk, jedna z najlepszych polskich dziennikarek, mama Nikona i Marysi. Góralka, która stała się warszawianką. Przenikliwe spojrzenie jej czarnych oczu onieśmiela polityków. Jest piękną kobietą z silnym charakterem. Rozmawiamy o przełomach w życiu, o chwilach, kiedy możemy powiedzieć: Zaczynam wszystko od nowa.
23.11.2011 | aktual.: 24.11.2011 12:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dorota Gawryluk, jedna z najlepszych polskich dziennikarek, mama Nikona i Marysi. Góralka, która stała się warszawianką. Przenikliwe spojrzenie jej czarnych oczu onieśmiela polityków. Jest piękną kobietą z silnym charakterem. Rozmawiamy o przełomach w życiu, o chwilach, kiedy możemy powiedzieć: Zaczynam wszystko od nowa. Rozmawia Agata Młynarska.
Agata Młynarska: Twój pierwszy wielki przełom to przeniesienie się z Kamionki Małej w Małopolsce, gdzie przyszłaś na świat, do Warszawy.
Dorota Gawryluk: Można tak powiedzieć: zmiana środowiska, nowi ludzie, nowa szkoła, nowe wyzwania.
A.M.: Jakie było to miejsce, w którym się wychowywałaś?
D.G.: Piękne, poetyckie, malownicze, powiedziałabym nawet: troszkę jak z obrazków Wyspiańskiego. No i góry!
A.M.: Góralki to baby o mocnym charakterze. Też taka jesteś?
D.G.: Bywam. To znaczy, kiedy trzeba, jestem mocna, ale staram się być również słabą kobietką. I pewnie mam też w sobie ten stereotypowy góralski upór, który potwierdza się w życiu,że górale są uparci i starają się dopiąć swego.
A.M.: Z Kamionki Małej przeniosłaś się do Warszawy. Czy był to skok na głęboką wodę?
D.G.: Nie do końca. Ta woda to było liceum w Aninie. Nie przesadzajmy.
A.M.: Polubiłaś Warszawę?
D.G.: Tak, dzisiaj ją lubię. Ale dwadzieścia lat temu to miasto wyglądało inaczej , teraz jest zdecydowanie bardziej przyjazne mieszkańcom. A tamten czas to był socjalizm, więc nie bardzo było co robić w tej Warszawie.
A.M.: Wiem, pamiętam. Na przykład bardzo trudno było wybrać się na dyskotekę. Zresztą takie rzeczy w ogóle nie były nam w głowach.
D.G.: Wtedy było inaczej niż teraz.
A.M.: Zawsze chciałaś być dziennikarką?
D.G.: Kiedy dostałam się na wydział dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, wiedziałam już, że chcę nią zostać, ale raczej piszącą niż pracującą w telewizji. Wcześniej, w czasach licealnych, współpracowałam już z mediami. To były gazety: "Na Przełaj", "Dziennik Ludowy", potem na studiach "Tygodnik Uniwersytecki". Wybór kierunku na uczelni był więc konsekwencją moich wcześniejszych działań, chociaż chciałam też studiować historię. Obawiałam się jednak tego, że nie jestem w stanie poświęcić tej historii odpowiedniej ilości czasu.
A.M.: Pamiętasz moment, kiedy ludzie, od których zależała kariera młodej dziewczyny poznali się na twoim dziennikarstwie?
D.G.: To był początek lat 90., otwierały się wtedy możliwości, jakich dzisiaj młodzi ludzie chyba już nie mają. Media bardzo chętnie podejmowały wtedy współpracę ze studentami, stażystami, którzy bardzo szybko stawali się dziennikarzami. Dzisiaj trzeba w redakcjach długo terminować, więc wówczas było łatwiej.Dzięki zmianie ustroju wskoczyliśmy na miejsca, które niejako były już dla nas przygotowane.
A.M.: Jak do siebie przekonywałaś?
D.G.: O! Gdybyś zobaczyła, jak przekonuję, to raczej nie byłabyś przekonana.(śmiech) Wtedy nawet ja sama nie byłam do siebie przekonana.
A.M.: To jak się udało?
D.G.: Udało się chyba tylko dlatego, że pracowałam i nie zniechęcałam się. To znaczy bez względu na to, co działo się wokół, robiłam swoje. Uważałam, że jedna przeszkoda to nic, druga nic, trzecia nic. Kiedy człowiek dochodzi do setnej bariery, jest już uodporniony na pokonywanie przeszkód. Wówczas już nic nie jest w stanie go wzruszyć.
A.M.: Miałaś poczucie własnej wartości czy musiałaś je wypracować?
D.G.: Jeśli chodzi o sprawy zawodowe nie wiedzieć czemu, zawsze poczucie własnej wartości miałam dosyć mocne. Posiadałam takie wewnętrzne przekonanie, że wiem, co robię, wiem też, czego chcę, i skoro wybrałam taki zawód to muszę w nim być dobra. Natomiast jeśli chodzi o inne sfery związane z kobiecością to bywało różnie. Na szczęście przez wiele lat nie zwracałam uwagi na tę część siebie. Wiele się działo w tamtym czasie.
A.M.: w 2004 roku przerwałaś pracę w Polsacie , zaczęłaś prowadzić Wiadomości w Jedynce i odeszłaś z TVP, gdy jej prezesem przestał być Bronisław Wildstein.Gest solidarności z szefem?
D.G.: To był gest solidarności z grupą osób i protest przeciw czemuś, co było budowane i, w moim odczuciu, stawało się coraz bardziej rzetelne. W Wiadomościach pracowało wtedy kilka niezwykle profesjonalnych osób, prezentujących bardzo różne poglądy. Byli Karnowscy, Dorota Warakomska i Grześ Kozak. Taka grupa zdolnych reporterów i wydawców. I nagle ktoś to zniszczył, konkretnie nowy szef.
A.M.: Nie bałaś się, że stracisz pracę i nie będziesz już mogła wrócić do Polsatu?
D.G.: Pewnie, że się bałam. Z drugiej strony miałam wiele do stracenia na innej płaszczyźnie. Nie wydawało mi się słuszne pracować w momencie, kiedy rozumiałam, że nie jestem w stanie zrobić dobrego wydania Wiadomości. To jest jednak praca zespołowa. Oczywiście sporo zależy od prezentera, ale nie wszystko. Jeżeli więc nie masz wsparcia w postaci dobrych reportaży, dobrego wydania, wtedy praca taka nie ma większego sensu. Uważam, że w życiu powinno być tak, że czujesz, że robisz coś dobrego, a wszystkie elementy twojej pracy odpowiednio ze sobą współgrają. Tylko wtedy jesteś usatysfakcjonowana z całości. W tamtym czasie telewizja publiczna nie dawała mi takiej gwarancji.
A.M.: Dlaczego wybrałaś dziennikarstwo polityczne?
D.G.: Chyba jest najłatwiejsze.
A.M.: Niezły żart! Uważam, że to najtrudniejsza forma dziennikarstwa.
D.G.: A ja uważam, że to jest pójście na łatwiznę. I często miewam o to do siebie pretensje. Oczywiście na ten mój wybór w jakimś sensie wpływ miał tata.Bardzo interesował się polityką i nie odpuszczał. Do dzisiaj pamiętam nazwiska dziennikarzy radiowej Jedynki, której ojciec nieustannie słuchał. A opiekował się mną często w taki sposób, że włączał transmisję z obrad Sejmu, natomiast ja siedziałam przed telewizorem , i z czasem wiedziałam już kto jest kim. I tak mi zostało.
A.M.: Czyli, dzięki tacie, zostałaś dziennikarką, a co zawdzięczasz mamie?
D.G.: Dała mi siłę, W mamie zawsze miałam oparcie.Ona ma coś, czego ja nie potrafię w sobie czasami odnaleźć w relacjach z bliskimi: czułość, ciepło i dużo cierpliwości.
A.M.: W dziennikarstwie politycznym, jak sądzę, kobiecość może być bardzo silną bronią. Kobiecie łatwiej zapytać o pewne sprawy. A może łatwiej jest jej też wybaczyć zadanie jakiegoś pytania? Czy zatem w tym zawodzie płeć ma znaczenie?
D.G.: Kiedy jestem już na wizji, to staram się, żeby takie rzeczy znaczenia nie miały. Ale, oczywiście, znaczenie mają. Na przykład zdaję sobie sprawę, że mój rozmówca zwraca również uwagę na to, jak wyglądam.
A.M.: Patrzysz w oczy swoim rozmówcom? Co w nich dostrzegasz?
D.G.: To nie jest tak, że oczekuję od nich wyłącznie prawdy i szczerości. Prawda oraz szczerość to są dwie różne sprawy. Można przecież nie mówić prawdy, a jednocześnie nie kłamać. Wiadomo, politycy nie mogą wszystkiego powiedzieć. To nie jest też tak, że traktuję swoich gości jako kogoś, kogo należy na przykład zniszczyć albo udowodnić za wszelką cenę temu komuś, że nie ma racji. Raczej staram się dowiedzieć, co dany polityk ma do zaproponowania bez względu na to, jaką partię reprezentuje.
A.M.: Czy łatwo było ci wejść w ten telewizyjny świat?
D.G.: Trudno mi tę rzecz oceniać. Pewnie gdybym miała inne doświadczenia albo posiadała jakąś skalę porównawczą, mogłabym mówić, czy było to proste, czy trudne. Dzisiaj wydaje mi się, że pracę w telewizji rozpoczęłam w sposób łatwy, chociaż myślę, że dla wielu osób takie początki byłyby niesłychanie mozolne, właśnie ze względu na zaangażowanie czasowe czy poświęcenie pewnych spraw dla tej pracy.
A.M.: Wiele kobiet uważa, że musi udowadniać każdego dnia, że w pracy są lepsze od facetów. Też tak masz?
D.G.: To chyba mężczyźni starają się nieustannie dowodzić, że są lepsi od nas. Skutki tego bywają opłakane.
A.M.: W jaki sposób odkrywałaś swoje możliwości, nie tylko jako dziennikarka, ale także kobieta.
D.G: W dziennikarstwie odkrywałam je poprzez podejmowanie nowych wyzwań. Była na przykład wojna w Iraku. Trzeba ją było relacjonować, a przy tym poznawać zagadnienia z polityki międzynarodowej. Lubię być zmuszana do pewnych spraw. Ktoś mi daje zadanie, a ja je wykonuję. Natomiast sama nie jestem tak kreatywna i odważna, żeby powiedzieć: zrobię coś i będę w tym świetna. Są jednak sprawy, do których zawsze będę podchodziła z onieśmieleniem i których nigdy się nie podejmę. Na przykład to, co ty robisz , mam na myśli pracę na estradzie, jest dla mnie kompletnie nieosiągalne.
A.M.: A dla mnie jest to tak naturalne jak powietrze. Natomiast, gdy patrzę na to, co ty robisz, przecieram oczy ze zdumienia.
D.G.: Nie mogłabym wyjść przed dużą grupę ludzi. Znam swoje możliwości, więc pewnych rzeczy się nie podejmuję. Wiem, gdzie jestem dobra, a gdzie jest szklany sufit.
A.M.: Kiedy po raz pierwszy zakochałaś się w taki sposób, że aż zaparło ci dech?
D.G.: Byłam kochliwa.Po raz pierwszy zakochałam się tutaj, w Warszawie, podczas mojej współpracy z gazetą Na Przełaj. Pracował tam również Mariusz Szczygieł. To w nim się zakochałam.
A.M.: To musiałaś cierpieć z powodu nieodwzajemnionej miłości…
D.G.: Cierpiałam. Ale Mariusz był świetnym przyjacielem. Do dzisiaj ciepło go wspominam i mam nadzieję, że on mnie również tak zapamiętał. Po latach spotkaliśmy się we wspólnej pracy, w Polsacie.
A.M.: Trafiłaś na mężczyznę, z którym masz dwójkę dzieci, na Jurka Gawryluka. Od razu odniosłaś wrażenie, że to jest facet na całe na życie?
D.G.: To było trochę tak, jaK w przypadku mojej pracy, ktoś mi musiał postawić wyzwanie.
A.M.: Postawił ci wyzwanie, że masz zostać kobietą jego życia?
D.G.: Tak. Spojrzał na mnie i stwierdził, że będę jego żoną. Ok,pomyślałam. Skoro bardzo się przy tym upierasz. Ale to nie stało się natychmiast. Przez rok nie spotykaliśmy się, w ogóle nie chciałam go widzieć. Jednak wiedziałam, że jest uparty i wróci.Jakoś wiedziałam, że jeśli on to wyzwanie postawił, to tak będzie i zostanę jego żoną.
A.M.: Ładnych parę lat temu przyszedł na świat wasz synek, a teraz urodziła się córeczka. Kiedy dowiedziałam się, że jesteś w ciąży, pomyślałam sobie: jakie to piękne, że dojrzała kobieta i dziennikarka w pełni sukcesu zawodowego, potrafiła znaleźć czas na to, by po raz drugi zostać mamą. Sądzę, że możesz być przykładem dla wielu kobiet, że warto zatrzymać się w biegu po sukces i karierę.
D.G.: To prawda. Był taki moment, w którym wahałam się, czy to nie kariera jest ważniejsza, bo przecież włożyłam w nią tyle pracy. Obawiałam się również tego, jak pogodzę wykonywanie zawodu z macierzyństwem. Trzeba przecież wyjść rano, wraca się wieczorem, człowiek żyje swoim rytmem, ma dla siebie czas. Zapomniałam już wtedy, jak to było po urodzeniu Nikona. Nie spodziewałam się więc, że, kiedy dziecko przychodzi na świat, to tak bardzo go przewartościowuje. Budzę się teraz o szóstej rano, wstaję do Marysi, Marysia je śniadanie i jest ciągle przy mnie obecna, mimo że gdzieś obok jest praca.
A.M.: A kiedy dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży z Marysią, to pomyślałaś sobie: zaczynam nowe życie?
D.G.: Pomyślałam: O Boże! Kiedy dowiedziałam się o kolejnej ciąży, byłam na początku bardzo szczęśliwa, potem jednak przerażona. Oczywiście, jak wiele kobiet, marzyłam o tym, żeby mieć kilkoro dzieci, dużą rodzinę, dom z ogrodem, po którym te dzieci biegają. Wiedziałam jednak, że przy moim zaangażowaniu w pracę jest to ciężka sprawa do zrealizowania.
A.M.: A to, że przez chwilę postanowiłaś odpuścić sobie pracę i zająć się wyłącznie córeczką i domem, było dla ciebie trudne?
D.G.: To był najpiękniejszy czas w moim życiu. Tak to dzisiaj widzę. Przez te sześć miesięcy spędzonych w domu z Marysią zrozumiałam, że lubię też bardzo domową atmosferę.
A.M.: Czy twój mąż Ci pomaga? A może złości się, kiedy za dużo pracujesz?
D.G.: Pomaga mi, bardzo pomaga. Gdyby tego nie robił, pewnie moje życie potoczyłoby się inaczej. Jesteśmy bardzo niezależnymi bytami. On bardzo ceni moją pracę, ale ma do mnie pretensje, kiedy na przykład nie potrafię włączyć zmywarki albo pralki.
A.M.: Nie potrafisz?
D.G.: Nie. Robią to za mnie Jurek i Nikon. Natomiast mąż uważa, że w pracy jestem najlepsza. Zawsze podtrzymywał mnie na duchu.
A.M.: W jednym z wywiadów powiedziałaś, że, jako dziecko, byłaś nieśmiała. Jak sobie z tym poradziłaś?
D.G.: Do dzisiaj jestem nieśmiała. Na przykład nie lubię błyszczeć, to znaczy nie odczuwam potrzeby, żeby być na pierwszej linii frontu.
A.M.: ale jesteś na niej cały czas.
D.G.: Myślę, że to jest tylko dodatek do mojej pracy. Tak musi być, bo miejscem, w którym pracuję, jest telewizja. Najciekawsze w tej pracy jest jednak to, że ciągle rozwija, ponieważ nieustannie musisz się czegoś nowego dowiedzieć, doszlusować do czegoś, podejmować nowe wyzwania, przeczytać dodatkową książkę, to zajmuje mi najwięcej czasu.
A.M.: Kiedy kończysz pracę i chcesz się dowiedzieć, czy było dobrze, to czyja opinia jest dla ciebie najważniejsza?
D.G.: Moja. Wyłącznie moja. Niestety.Dopóki sama nie jestem pewna , to żadna opinia nie jest mnie w stanie wzruszyć. Często dzieje się tak, że ktoś mi mówi: O, jak świetnie wyglądasz, tymczasem wiem, że coś u mnie nie gra. Tak samo jest w pracy. Dopóki sama nie jestem z niej zadowolona, to nikt i nic nie daje mi spokoju.
A.M.: Może to jest właśnie recepta na sukces?
D.G.: Nigdy nie jesteś w stanie stwierdzić ze stuprocentową pewnością, czy ktoś, kto ci doradza, jest życzliwy. Najbardziej życzliwi dla siebie jesteśmy my sami.
A.M.: Jeśli potrafimy tacy dla siebie być…
D.G.: Ale też powinnyśmy pozwalać sobie na chwile słabości i nie mieć do siebie pretensji o to, że coś się jednak nie udało. Troszeczkę folgowania też nie zaszkodzi.