Skandal w aquaparku w Sopocie. Głos zabrała seksuolożka
Po publikacji artykułu o seksparty w sopockim aquaparku głos zabrała seksuolożka i edukatorka seksualna Patrycja Wonatowska. – To współczesna forma ekshibicjonizmu, ale także opowieść o niemożności kontrolowania impulsów. Nie każdą fantazję trzeba realizować – mówi.
W sopockim aquaparku od lat miało dochodzić do seksparty i orgii – ujawniła "Gazeta Wyborcza". To, co działo się w strefie saun, klienci nazywają "koszmarem". – "To szkodzi gościom, ale i samej branży" – mówił jeden z saunamistrzów, cytowany przez dziennik. W tle są relacje o seksie oralnym i grupowych zabawach, które miały odbywać się tuż obok osób, które przyszły do aquaparku, by odpocząć i się zrelaksować.
Teraz do głośnych doniesień odnosi się seksuolożka i edukatorka seksualna Patrycja Wonatowska. Ekspertka nie ma wątpliwości: to, co dzieje się w sopockiej saunie, nie jest tylko niewinną fantazją.
Jest jak pływający hotel. Na pokładzie wielu Polaków
Sauna budzi fantazję o przekraczaniu granic
- Dlaczego ludzie uprawiają seks w saunie pomimo zakazu? – Bo szukają ekscytacji – tłumaczy Patrycja Wonatowska w rozmowie z "Wyborczą". – To miejsce publiczne, a fantazja o seksie tam budzi dużo napięcia – wokół napięcia tworzy się seksualność. Działa tu element ryzyka: że ktoś nas zobaczy, że przekraczamy normy społeczne i psychologiczne, a nawet prawo – wyjaśnia.
Ekspertka dodaje, że część osób traktuje możliwość przyłapania jako dodatkowy element podniecenia. – Dla jednych nakrycie na gorącym uczynku będzie wstydem, dla innych wręcz anegdotą. Ktoś opowie potem, że zawstydził ochroniarza czy policjanta – i to też może go podniecać – zauważa.
"To zachowanie okołoprzemocowe"
Seksuolożka zwraca uwagę, że takie praktyki mogą naruszać granice osób postronnych. – W Polsce wciąż nie znamy dobrze pojęcia consent, czyli obustronnej zgody na seks. W tym przypadku chodzi nie tylko o zgodę partnera, ale i osób obok. Ktoś przychodzi do sauny po relaks, a widzi obok seks oralny. To nie jest neutralne – to zachowanie okołoprzemocowe, bo włącza innych w coś, na co nie wyrazili zgody – podkreśla.
Jak tłumaczy Wonatowska, seks w miejscu publicznym nie świadczy o dewiacji, ale o braku kontroli. – To współczesna forma ekshibicjonizmu, ale też historia o tym, że ktoś nie potrafi panować nad impulsem. Może to wynikać z osobowości, a może z braku edukacji – po prostu nie nauczono go, że można inaczej. Widzę w tym silne zaburzenie kontroli impulsów.
Jednocześnie przypomina: – Nie każdą fantazję trzeba od razu realizować. Gdy jesteśmy głodni, nie rzucamy się na jedzenie – uczymy się powstrzymywać. Tak samo jest z seksualnością. Od tego typu praktyk są inne miejsca – sekskluby czy kluby swingerskie, gdzie wszyscy świadomie wyrażają zgodę.