- Wystarczy niesprawdzone doniesienie o przemocy, by zabrali dzieci ze szkoły, a rodziców z pracy do aresztu. Trafiają do jednoosobowej celi bez okien, jest psychodeliczna drażniąca muzyka, traci się poczucie czasu... - mówi Kamila Gryn, która wraz z konsulem Kowalskim przez ostatnie pięć lat realizowała program pomocy polskim rodzinom w Norwegii. Większość z nich czuła się pokrzywdzona przez norweski urząd ochrony praw dziecka - Barnevernet.