5 najpopularniejszych typów podróbek
Jak ustrzec się przed ich kupnem? Radzi Anna Gidyńska, która od ponad dekady tropi podróbki na blogu Podróbkowo Wielkie.
Jak ustrzec się przed ich kupnem? Radzi Anna Gidyńska, która od ponad dekady tropi podróbki na blogu Podróbkowo Wielkie.
Przyznaj to – na pewno raz w życiu przeszło Ci przez myśl hasło reklamowe jednego z proszków: „jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać?”. I wszystko jedno, czy myśl pojawiła się po spojrzeniu na kaszmirowy szalik w kratę, czy pikowaną torebkę, czy może po poznaniu aktualnych cen ulubionych perfum. Jednak kupowanie podróbek nie jest szczególnie szczęśliwym pomysłem. A co, jeśli masz żyłkę hazardzisty i chcesz czasem kupić coś wyjątkowego za małe pieniądze? Mam kilka porad.
Skąd to wiadomo?
O podróbkach wiem sporo, bo od 2005 roku prowadzę blog o nazwie Podróbkowo Wielkie (od niedawna część * Jest Pięknie*)
. Zaczęło się od wynajdywania w serwisach aukcyjnych tych najbardziej pokracznych podróbek, głównie kosmetyków, czasem torebek czy ciuchów. Z czasem zaczęłam pisać poradniki o podróbkach – np. jak rozpoznać oryginalne buty Nike Air Max. Oczywiście, najprościej iść do sklepu, do butiku, kliknąć w oficjalnym sklepie internetowym – ale gdyby nie było amatorów tanich zakupów, nie byłoby podróbek.
Zapach luksusu
Zacznijmy od podróbek najczęstszych chyba: perfumy. To jedno z najprostszych w zakupie dóbr luksusowych, od razu zbliża Cię do marki, bo nawet jeśli nie stać Cię na torebkę Chanel, to na perfumy już pewnie tak. Tyle tylko, że perfumy są nagminnie podrabiane. Jeśli więc szukasz okazji w internecie, sugeruję ostrożność.
Daruj sobie od razu wszystkie oferty typu 100 zł za 100 ml. Jeśli mówimy o perfumach marek wysokich, a nie średnich (czyli bardziej Bottega Veneta niż Beyonce), to nie spotkałam się z tego typu ofertami. Naturalnie, to nie znaczy, że nie istnieją, ale są bardzo mało prawdopodobne i lepiej się na nie nie nastawiać. Kolejna rzecz: przeczytaj dokładnie opis. Być może perfumy są oryginalnie zapakowane, ale czy są oryginalne? Jeśli chodzi o miejsce zakupów: nie kupiłabym perfum w darmowym serwisie ogłoszeniowym, nie kupiłabym od biurokrążcy z torbą-przemytniczką pełną kosmetyków, nie kupiłabym w małym sklepiku gdzieś między budą z zapiekankami a mięsnym. W tym ostatnim przypadku może i perfumy są oryginalne, ale diabli wiedzą, jak długo czekały na nabywcę, a zmienne warunki atmosferyczne im nie służą.
Licytuj z rozwagą
Jeśli chodzi o oferty na aukcjach, bo to one cieszą się ogromną popularnością: sprawdź oceny i daruj sobie zakupy u sprzedawców ze sporą liczbą negatywów i neutrali, sprawdź resztę oferty i zrezygnuj, jeśli zobaczysz 20 najpopularniejszych zapachów, każdy w cenie proszku do prania. Nie kupuj też, jeśli sprzedawca nie przyjmuje zwrotów.
Google kontra podróbki
Kolejny typ: kolorówka. Są kosmetyki bardziej codzienne i mamy te bardziej szalone, jak choćby każda kolekcja MAC. I tu pojawia się problem – zwykły śmiertelnik nie jest w stanie spamiętać, kiedy co wyszło, co było w kolekcji, co weszło na stałe do sprzedaży itd. Na szczęście MAC uruchomił sklep internetowy w Polsce ( * www.maccosmetics.pl)
, więc nie trzeba jechać do sklepu i dopytywać się o nic, bo to, co jest w ofercie w danej chwili, można podejrzeć, wraz z kolorem i ceną. A co w przypadku, gdy ktoś oferuje limitowaną edycję, niedostępną w Polsce? Wtedy odpalamy google i sprawdzamy, czy w danej kolekcji faktycznie się dany kosmetyk pojawił. Najprościej wejść na www.temptalia.com*, bo prowadząca ten serwis Christine pisze o wszystkich kolekcjach MAC (i dziesiątek innych firm kosmetycznych), zamieszcza też własne zdjęcia i zdjęcia producenta, więc naprawdę nie będzie mowy o pomyłce.
Czy to w ogóle istnieje?
Trzecia typowa podróbka, wynikająca poniekąd z drugiej: pędzle do makijażu. Wejdź na stronę MAC i sprawdź, ile kosztuje jeden pędzelek do malowania oczu, powiedzmy. Podpowiedź: powyżej 50 zł. Co za tym idzie, zestaw 12 pędzli za 120 zł albo nawet za 200 zł jest równie prawdopodobny jak to, że jutro z Zalewu Zegrzyńskiego wynurzy się Atlantyda. Po prostu tego nie kupuj, nie proś o zdjęcia, nie dopytuj się, dlaczego tak tanio. Tak tanio, bo koło oryginału nawet nie leżało. I tak, teoretycznie to mogą być nawet przyzwoite pędzle. Ale czy nie prościej iść do, dajmy na to, Sephory i kupić takie, które niczego nie udają i są atestowane?
Zawsze na czasie
Podróbka czwarta to zegarki. Wiadomo, nikt Roleksa nie kupuje na aukcji (a jak kupuje, to dobrze wie, za co płaci), ale zegarki popularnych, średniopółkowych marek w rodzaju Michael Kors to ostatnio prawdziwy szał. Nie oceniam niczyjego gustu, każdy nosi to, co lubi, ale zanim wpadniesz na pomysł, żeby kupić zegarek właśnie Korsa (albo np. Diesel, Armani etc.) gdzieś w sieci, może nawet w sklepie internetowym, zadaj sprzedającemu jedno niezwykle ważne pytanie: kto będzie realizować gwarancję? Zegarki sprzedawane na terenie Polski mają mieć gwarancję polskiego dystrybutora. Nie twierdzę przez to, że zegarek z gwarancją pana Piprztyckiego z Pikutkowa Dolnego to automatycznie podróbka. Ale czy będziesz do niego jechać, jeśli zegarek okaże się uszkodzony? A co, jeśli pan Piprztycki do tej pory zamknie biznes? Zostajesz z nic niewartym zegarkiem, który nie działa. Lepiej dołożyć te 200-300 zł i kupić zegarek w autoryzowanym sklepie.
Podrabiany przedmiot pożądania
Podróbka piąta to torebki. Gdybym dostawała złotówkę za każdego fejka, jakiego widzę na ulicy, stać by mnie było na Birkina, a w Neverfull Louis Vuitton nosiłabym zakupy z Lidla (PS. pozdrowienia dla pani z kolejki w Lidlu: tak, widać z daleka, że ten Neverfull to podróbka!). Kochane dziewczyny: nie kupujcie podróbek, bo to wstyd. Oraz marnowanie pieniędzy. Jak się nie naciąć? Ponownie zachęcam do wizyt w autoryzowanych salonach i firmowych butikach, ewentualnie do zamówień w sklepach internetowych, które nie mają w nazwie „cheap” ani „outlet” – bo jeśli mają, to od razu zamknij tamto okienko przeglądarki. Ale jak wiadomo, każdy chce kupić coś fajnego taniej. Jeśli jesteś właśnie w lumpeksie i widzisz torebkę z logo LV w koszu grzebalnym „wszystko za 1 zł”, to szanse trafienia oryginału są podobne szansom na szóstkę w totka. Ale zdarza się, że trafi się oryginał w second handzie albo gdzieś na aukcji (sama w ten sposób kupiłam torebkę Coach, i to więcej niż jedną). Zwracaj jednak uwagę na to, jak torebka
wygląda. Jeśli wygląda, jakby zjadł ją już raz pies, a potem się pochorował, to może się okazać, że przywrócenie jej do stanu jakiej takiej higieny będzie trudne lub niemożliwe. Jeśli z kolei ktoś oferuje Ci torebkę nową lub prawie nową, a cena jest naprawdę niska, zastanów się, czy to możliwe. Nową torebkę zwykle można zwrócić w salonie, a prawie nowa torebka, powiedzmy Chanel, spokojnie da się sprzedać z minimalną stratą, a jeśli to jakaś wyjątkowa wersja, to może i z zyskiem. Są jeszcze detale, na które należy zwracać uwagę – ale żeby nie wdawać się w długie i nudne dla niektórych szczegóły, powiem tylko tyle: nie przypominam sobie, żeby jakakolwiek marka z tych popularnych (Prada, Kors, Vuitton, Chanel itp.) dołączała do swoich modeli kawałek skóry w kształcie skóry właśnie, uczepiony na żyłce. Ponadto, Vuitton ani Chanel nie robią wyprzedaży. I jeszcze coś: podróbka, nawet jeśli wygląda nieźle i z daleka ujdzie za oryginał, zepsuje się szybciej niż oryginał (nie wierz w bajki o fabrykach, gdzie 1000
sztuk trafia do sklepu, a 100 jest robionych „na tych samych maszynach, tylko bez zezwolenia firmy, ale to kopia 1:1!”) i nie będziesz mogła iść do salonu, żeby Ci ją naprawiono (za darmo albo za niewielką opłatą). Będziesz szukać kaletnika, potem on będzie szukać w miarę podobnego zamka, albo kawałka skóry w miarę zbliżonego kolorem, a Twój jakże okazyjny zakup straci cały urok.
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o tym, jak odróżniać podróbki od oryginałów, zapraszam na * Jest Pięknie* – znajdziesz tam wiele poradników.
Jeśli i to nie rozwieje Twoich wątpliwości, napisz do mnie: podrobkowowielkie+sps@gmail.com