Chiara Ferragni: narodziny it‑girl
Liczby mówią same za siebie. Chiarę Ferragni na Facebooku lubi ponad milion osób, na Instagramie obserwuje ją ponad cztery miliony, a na Twitterze kilkaset tysięcy. Włoska blogerka przebyła jednak długą drogę od nieśmiałej nastolatki z Cremony do królowej social media.
Liczby mówią same za siebie. Chiarę Ferragni na Facebooku lubi ponad milion osób, na Instagramie obserwuje ją ponad cztery miliony, a na Twitterze kilkaset tysięcy. Włoska blogerka przebyła jednak długą drogę od nieśmiałej nastolatki z Cremony do królowej social media.
"Oto ja", przedstawiła się światu sześć lat temu, 22-letnia wówczas Chiara Ferragni, studentka prawa międzynarodowego z Uniwersytetu Bocconi w Mediolanie. Z blond pasemkami, opalenizną z solarium i smoky eye wyglądała jak plastikowe it-girls początku XXI wieku : Linsday Lohan, Paris Hilton czy Rachel Zoe. Chiara założyła bloga The Blonde Salad, żeby jeszcze więcej osób mogło oglądać jej stylizacje, którymi dzieliła się od czasów liceum na platformach Lookbook.nu i na Flickrze.
„Ten blog nazywa się The Blonde Salad, bo jest sałatką ze mnie: moich zdjęć, mody i podróży”, pisała Ferragni łamanym angielskim. W jej szafie panował wtedy niezły chaos: obok sweterków z Myszką Miki pojawiały się lateksowe legginsy. Włoszka nosiła dżinsowe szorty na wzorzyste pończochy i chwaliła się ogromnymi logotypami na markowych rzeczach. Dzisiaj jest nie do poznania. Idealnie proste platynowe włosy zastąpiła naturalnymi rudymi lokami, wyzywający makijaż delikatnym podkreśleniem brwi, a ubrania w stylu Barbie – cackami z najlepszych domów mody (które to domy mody chętnie fundują Chiarze całą garderobę w zamian za choćby jedną wzmiankę na jej blogu).
Ferragni jest wiecznie w podróży – na Bali, gdzie pływała w wodospadzie, na greckiej wyspie Mykonos, w Hong Kongu czy w Los Angeles z siostrą. Blogerka właściwie nigdy nie odkłada smartfona, bo nawet na wakacjach może przecież trafić się okazja do zrobienia zdjęcia za sto tysięcy „lajków”. Chiara nie musi zajmować się tym sama. Od kiedy zarabia miliony na kontraktach reklamowych, stoi za nią sztab ludzi. Czternaście osób, w tym jej nowy chłopak, fotograf z Los Angeles, Andrew Arthur (poprzedni, Riccardo Pozzoli jest jej menedżerem), dba o jej retusz zdjęć, wpisy na blogu, jej kalendarz. Wszystko po to, żeby szefowa mogła się skupić na „dolce vita” - słodkim życiu, które tak chętnie oglądają fani z całego świata. Jak typowa, przywiązana do tradycji i kochająca piękne przedmioty Włoszka, Chiara mówi, że miłość do mody odziedziczyła po mamie, a najlepsze ubrania znajduje w szafie babci. Lubi wszystko, co dziewczęce: koronki, pastele, panterki. Za ulubionych projektantów uważa wizjonerów: Alexandra McQueena i
Miuccię Pradę, ale to nie przeszkadza jej współpracować z konkurencją: Louis Vuitton, Chanel, Bottegą Venetą i Burberry.
Ferragni nie ma jednak zamiaru poprzestać na noszeniu ubrań projektantów. Na stronie Chiara Ferragni Collection można kupić kultowe już „mrugające” brokatowe balerinki, które zaprojektowała z myślą o dziewczynach podobnych do niej – trochę naiwnych, niewinnych, rozmarzonych. Blogerka przekonuje swoje fanki, że „kiedyś była nikim, a teraz dotarła na szczyt. Wy też tak możecie”. Dowodem jej sukcesu jest pojawienie się na łamach hiszpańskeigo „Vogue'a”, co uczyniło ją pierwszą blogerką w historii na okładce tego wciąż najbardziej prestiżowego magazynu o modzie.
„#TheBlondSaldNeverStops” brzmi charakterystyczny hasztag Chiary. Dopóki wszystko, czego się dotknie, będzie zamieniało się w złoto, jej pozycja jest niezagrożona.
„Ja po prostu dobrze się ze sobą czuję”, odpowiada zapytana o sekret swojego sukcesu. I tak było od początku, niezależnie od tego, czy miała na sobie niemodne już futrzane buty czy najnowszą torebkę Chanel. W przeciwieństwie do swoich koleżanek blogerek, które przesadzają z gotyckimi, grunge'owymi i sportowymi motywami, Chiara jest konsekwentna w swojej dziewczęcości. Lubi wdzięczne sukienki, wysokie obcasy i drogą biżuterię. Jak każda jej fanka. Co z tego, że wydaje na ubrania „trochę” więcej niż przeciętna dwudziestolatka i jeszcze na tym zarabia?