Chłopczyk
Wiele dziewczyn na początku romansu, gdy furkoczą feromony i całe płoną z emocji, uważa chłopięce zachowania ukochanego za wyjątkowo rozczulające. A to rozrzuci ubranka jak małolat, a to zje cały zapas czekolady, a to zaśnie na kanapie z otwartymi usteczkami pochrapując, a to beknie, a to wyliże talerz, a to złamie rękę, bo gra za ostro w tenisa, a to nogę, bo musi się popisywać przed kolegami z klasy.
Wiele dziewczyn na początku romansu, gdy furkoczą feromony i całe płoną z emocji, uważa chłopięce zachowania ukochanego za wyjątkowo rozczulające. A to rozrzuci ubranka jak małolat, a to zje cały zapas czekolady, a to zaśnie na kanapie z otwartymi usteczkami pochrapując, a to beknie, a to wyliże talerz, a to złamie rękę, bo gra za ostro w tenisa, a to nogę, bo musi się popisywać przed kolegami z klasy.
A to pocałuje obcą dziewczynkę, bo mu się po pijanemu pomyli z kim przyszedł na zabawę klasową, a to nie odbierze dziecka ze szkoły, bo sam jest dzieckiem, zapomni o naszych urodzinach, bo ma swoje, pogniewa się, gdy mu się zwróci uwagę, że stawia piwo na antycznej komodzie i nie wróci na noc, bo spał u kolegi, z którym za długo odrabiał lekcje. No i zawsze jest trochę spóźniony i ma krzywo zawiązany szalik, a czapki zapomina demonstracyjnie, choć jest łysy, potem smarka nosem i choruje na zatoki.
Te dziecięce cechy występują u mężczyzn od 20 do 80 roku życia i uznane są za przejaw chłopięcości i młodości. „Chama wychowała mama”, mówi stare przysłowie i ma rację. Synek jest zawsze malutki i słodki. Ponury, bezrobotny piwosz to kochany Stasio, który tak bohatersko dał sobie wyrwać mleczne ząbki. Nadęty prezes z plackowatą łysiną i oczami indyjskiej hieny to Piotruś, który zawsze odkrawał tłuszczyk od szynki i nie lubił owsianki. Lejący żonę Darcio zawsze był porywczy, ale lubił kisielek żurawinowy.
W każdej z nas jest wzruszona bezradnością „naszego mężczyzny” mamuśka lub druhna drużynowa, a im w to graj. Robią z nami, co chcą, bo tak jesteśmy wychowane. Mój zachwyt Anglo-protestantami jest spowodowany zupełnym brakiem tych rozczulających cech u dorosłych mężczyzn. Amerykanin (mówię o moim środowisku, a nie o peryferyjnych drug-dealerach i robotnikach leśnych) jest punktualny, solidny, szczery, pomocny, pełen inicjatywy oraz czuły na potrzeby partnerki i to pod każdym względem. Nie kwili, nie tuli się jak pijany misio koala, nie włazi z butami na kanapę, wyciera podłogę w łazience, nie ma humorów i nie proponuje obiadów rodzinnych.
Spowodowane jest to tym, że opuszcza dom idąc do college’u w wieku lat 15 i pojawia się po studiach, aby pokazać pierwsze dziecko i doktorat. Jest miło naiwny, a chłopczykiem bywa, grając z dziećmi w piłkę. Przez resztę czasu jest odpowiedzialny za rodzinę i wymyśla miłe niespodzianki. Sprząta po sobie, kupuje kwiaty, nie upija się ani sam, ani z kolegami. Chyba że chory. Nie ślini się publicznie na widok miss mokrego podkoszulka. Nie porównuje naszej kuchni z mamusiną. No i nie kłamie. Amerykanie kłamią tylko w polityce, dom jest świątynią prawdy i kawy na ławę. Przy takim wypasionym chłopczyku możemy czuć się tym, czym w głębi serca jesteśmy - małą, uroczą dziewczynką.