GwiazdyDespero ze złotym sercem

Despero ze złotym sercem

„Często są chwile, gdy mój pies o imieniu Sukienka pojawia się właśnie wtedy, gdy potrzeba. Wychodzi spod łóżka i jest” – mówi Marcin Dobrociński, popularny aktor znany m.in. jako Bronisław („Rewers”), Kostek („Idealny facet dla mojej dziewczyny”) oraz Despero (z serialu „Pitbull”).

Despero ze złotym sercem
Źródło zdjęć: © AKPA

01.09.2010 | aktual.: 01.09.2010 15:56

„Często są chwile, gdy mój pies o imieniu Sukienka pojawia się właśnie wtedy, gdy potrzeba. Wychodzi spod łóżka i jest” – mówi Marcin Dobrociński, popularny aktor znany m.in. jako Bronisław („Rewers”), Kostek („Idealny facet dla mojej dziewczyny”) oraz Despero (z serialu „Pitbull”). Rozmowa z Marcinem Dorocińskim.

Spodziewał się Pan tak dużego rozgłosu filmu „Rewers”, w którym ostatnio Pan zagrał główną rolę?

Nigdy przed pracą albo w trakcie nagrań nie myślę o tym, czy dany film będzie sukcesem. Kręci mnie sama praca, lubię to robić. Moja wyobraźnia zaczyna wtedy pracować i to jest dla mnie najważniejsze. Poza tym na planie odbywa się praca drużynowa, pracuje mnóstwo osób. Moja praca kończy się równocześnie z końcem zdjęć. A potem jest jeszcze wiele do zrobienia – montaż, dźwięk i tak dalej... Tak naprawdę nigdy nie wiadomo jak dalej potoczą się losy filmu.

Miał Pan cichą nadzieję na nominację do Oscarów?

Bardzo serdecznie życzyłem tego Borysowi Lankoszowi (reżyserowi – red.), życzyłem mu nawet Oscara. Tylko obawiałem się, że wyjedzie do Stanów i nie będę już mógł z nim pracować.

Zgadza się Pan z opiniami krytyków, że rola Bronisława pokazała Pana nowe oblicze?

To już kolejna taka rola, bardzo się z tego cieszę.

Posypały się Panu kolejne propozycje?

Na razie dalszych planów nie będę zdradzał. Mogę tylko powiedzieć, że przeczytałem ostatnio kolejny świetny scenariusz, piękną historię – „love story” ojca i syna.

Gdzie czuje się Pan lepiej – przed obiektywem czy kamerą?

Wolę kamerę. Jest to spowodowane nieśmiałością. Gdy jestem na planie filmowym, można powtórzyć każdą scenę. Wchodzę też w inne role, nie gram siebie. Przed aparatem jestem tylko ja, czego nie lubię, bo uważam że moja osoba jest tylko dla mnie.

Zdecydował się Pan jednak na sesję zdjęciową do kalendarza „Wielcy Małym”...

Warto pomagać i warto starać się być przyzwoitym, bo lepiej się człowiekowi wtedy robi. Poza tym po prostu – trzeba pomagać tym, którzy potrzebują, są słabsi, albo bezbronni, być może nie mają nawet siły o tę pomoc poprosić. Warto i trzeba pomagać - uważam to za obowiązek, bo tak zostałem wychowany. Nie trzeba tego tłumaczyć.

Zainteresowała Pana propozycja kalendarza i dofinansowanie najbiedniejszych schronisk, dlatego, że ma Pan własnego czworonoga o imieniu Sukienka?

Myślę, że miało to duży wpływ na tę decyzję. Poprzez to, że pies jest w moim życiu od dłuższego czasu, działa na mnie i w pewien sposób jestem taki dzięki niemu. Na pewno decyzja była znacznie łatwiejsza. Zresztą taka była zasada – fotografowaliśmy się z własnymi zwierzętami. Gdybym go nie miał, to chyba musiałbym się przebrać...

Kiedy Sukienka sprawia Panu najwięcej radości? Gdy wraca Pan zmęczony do domu?

Trudno powiedzieć. Często są to chwile, gdy pojawia się właśnie wtedy gdy potrzeba. Wychodzi spod łóżka i jest...

Jaką ma osobowość i temperament?

Jest bardzo żywiołowa, pomimo że ma już osiem albo dziewięć lat.

W jaki sposób trafiła w Pana ręce?

Znalazłem ją na ulicy, mieli się nią zająć sąsiedzi. Okazało się, że nikt nie może jej wziąć, bo wszyscy dookoła mieli już po kilka zwierząt. Daliśmy ogłoszenia, ale nikt się nie zgłosił. Wybór był więc prosty – albo wypuszczamy ją z powrotem, albo bierzemy pod swój dach. W ten sposób została z nami.

Jest Pan także miłośnikiem koni?

Nie jeżdżę do stadniny koni, ale uważam, że są to piękne zwierzęta. Nie obcuję z nimi, głównie dlatego, że nie mam na to czasu. Myślę, że można się zarazić tą pasją, ale warto pamiętać, że każde zwierzę jest wymagające. Jest to potwornie czasochłonne hobby – trzeba oporządzić konia, wyczyścić, być przy nim, a nie tylko traktować jak przedmiot. Mam zbyt wiele obowiązków.

Współpracuje Pan na planie filmowym ze zwierzętami?

Zbyt często nie, ale miałem taką możliwość na przykład w „Pitbullu”. Pies, który tam grał, był bardzo posłuszny. Mimo, że bardzo groźnie wyglądał, był grzeczny i słuchał ekipy filmowej. A na przykład w teatrze gra ze zwierzętami jest bardzo niebezpieczna. Ludzie zawsze będą patrzeć na to zwierzę a nie aktora, ponieważ jest bardziej nieprzewidywalne i ciekawsze od człowieka. Grać ze zwierzęciem na deskach to spore wyzwanie.
Rozmawiał Tomasz Piekarski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)