Do ilu razy sztuka?
Kto nie pamięta, niech sobie przypomni piękną piosenkę Juliana Tuwima pt: “Miłość ci wszystko wybaczy”. Odsłuchaliście sobie już na youtubie? No to git. Jak z pisownią - na “you tube” czy na “jutubie”? Cenię poetów z grupy Skamandra, ale chyba nazbyt sobie bierzemy do serca tę śliczną maksymę i w efekcie stajemy się cierpiętnicami I męczennicami.
12.08.2013 14:53
Kto nie pamięta, niech sobie przypomni piękną piosenkę Juliana Tuwima pt: “Miłość ci wszystko wybaczy”. Odsłuchaliście sobie już na youtubie? No to git. Jak z pisownią - na “you tube” czy na “jutubie”? Cenię poetów z grupy Skamandra, ale chyba nazbyt sobie bierzemy do serca tę śliczną maksymę i w efekcie stajemy się cierpiętnicami I męczennicami. W imię czego, drogie dziewczęta? W imię miłości. Tylko czy ona od nas tego potrzebuje? W takim razie może jak cierpieć, to nie indywidualnie - niech cierpią obie osoby w związku symetrycznie. Dlaczegóż to kobiety poświęcają się, by latami “ratować związki”, “pracować nad relacją”, a panów nawet na wdzięczność nie stać?
Może jestem nieobiektywna. Słucham zwierzeń zbyt wielu kobiet, a mężczyźni nie są skorzy do rozmów? Ukrywają problem, choć też są męczennikami w imię miłości? Ależ ukrywanie uczuć nie jest usprawiedliwieniem. Nierozmawianie o problemach w związku, unikanie pomocy terapeutów, wykręcanie się od problemów, zamiatanie ich pod dywan pod pozorem “męskiej osobowości jaskiniowca” to nie jest żadne usprawiedliwienie tylko kolejny powód, dla którego lepiej być samej niż z jaskiniowcem. Jeśli z niego taki jaskiniowiec, to po co chce z panią być, hm? Ze strachu. Ciemno, cicho w tej jaskini. Nikt jaskiniowca nie podziwia, nie ma z kim z jaskini do kina wyjść…
Ile razy i mnie zdarzało się po kolejnej awanturze słyszeć od panów lakoniczne “przepraszam, kochanie”, do tego wzrok spaniela, pospieszne przytulenie i następnie pan wprowadzał luźną atmosferę, która to miała na celu odwrócenie uwagi od całej sprawy. Ja każdą awanturę przechorowywałam, wiedziałam, że sytuacja jest tragiczna, że dodaje mi siwych włosów, zapamiętywałam te grzechy na zawsze. Ale najgorsze przyszło po latach. Zorientowałam się, że dla wielu osób słowa nie mają znaczenia.
“Przepraszam” służy tylko odbębnieniu. Osoba, która nas przeprasza, teoretycznie sama chce w to wierzyć, wyraża chęć poprawy i to szczerą. Tylko co z tego? Czyny nie idą w parze z chęcią. A miłość rozlicza też z czynów, nie tylko z deklaracji. Wierzyłam, że słowa “przepraszam” z męskich ust coś znaczą. Tymczasem panowie tak boją się prawdy o sobie samych i boją się samotności, że to przepraszam służy im głównie do tego, byście, drogie panie, od nich nie odchodziły.
Do ilu razy sztuka z tym “przepraszam”? Ciekawa jestem, ile razy was przepraszano, dopóki nie wystawiłyście panom walizek albo nie wyjechałyście w siną dal. Do tego presja teściowej: “no przestań, wiesz, że on ciebie tak kocha, tylko on taki depresyjny, milczący, no wiesz, nie potrafi tego wyrazić”. Do trzech razy sztuka? Obiecywał, że zacznie szukać pracy? Obiecywał, że przestanie flirtować z koleżankami z biura? Obiecywał, że zacznie się leczyć z depresji? Obiecywał, że zacznie zajmować się dziećmi? Że rzuci nałogi?
Siódemka jest moją ulubioną cyfrą. U mnie do siedmiu razy sztuka. A potem należy ratować siebie (i dzieci). A pana jaskiniowca niech ratują zawsze chętne pocieszycielki, które milczący jaskiniowiec niechybnie przerobi na męczennice.