GwiazdyDoda dorośleje

Doda dorośleje

Nikomu nie pozwoli, by zmienił ją na siłę. Wtedy tym bardziej nałoży na siebie tonę pudru i utonie w cekinach. Ale czas robi swoje. DODA dorośleje.

Doda dorośleje
Źródło zdjęć: © Zuza Krajewska, Bartek Wieczorek

12.01.2009 | aktual.: 02.02.2009 15:29

Frywolny urok dojrzewania

NIKOMU nie pozwoli, by zmienił ją na siłę. Wtedy tym bardziej nałoży na siebie tonę pudru i utonie w cekinach. Ale czas robi swoje. Doda dorośleje.

SUKCES: W połowie lutego skończysz 25 lat. Zrobiłaś oszałamiającą karierę. Jednak na szczycie nie da się być wiecznie.

Doda: Da się. Jestem tego doskonałym przykładem.

Słyszałam, że Doda się kończy.

Ja też słyszałam i pewnie za kilka lat usłyszę to samo. Mam się tym stresować lub dementować? Przecież moje życie to jedno wielkie pasmo sukcesów. W ciągu ostatnich trzech lat dostałam 30 nagród, w tym aż 10 w ubiegłym roku. Wszystkie od publiczności. Zostałam wybrana Artystką Roku, mój clip stał się Teledyskiem Roku, a piosenka „Nie daj się” – hitem lata w Sopocie.

Chciałabyś triumfować nad Edytą Górniak lub Justyną Steczkowską?

Nie żywię żadnej nienawiści do innych artystów. Mogę komentować ich wybryki, natomiast artystycznie nie chcę ich oceniać, bo każdy ma grono swoich odbiorców. Poza tym jestem tak dowartościowana i zakochana w sobie, że w ogóle nie podnieca mnie krytykowanie innych.

Denerwujesz się, kiedy czytasz w gazetach, że Doda gra po wsiach, a ceny biletów nie przekraczają 20 zł? W takim momencie masz ochotę zapaść się pod ziemię?

Mam się zapadać pod ziemię, bo mam fanów w mieścinach? To absurd! Wszędzie grałam, nawet na tych przysłowiowych wiochach, z których się śmieją. Szczerze mówiąc, tam jest superpubliczność, jeszcze niezmanierowana, która docenia fakt, że trzeba się do niej przebić przez miedze i ścierniska. (śmiech)

POLECAMY:

Jesteś jak cyborg, nawet w chorobie nie odwołujesz koncertów. Niedawno zemdlałaś na scenie…

Łatwo się nie poddaję. Ale gram tylko tyle koncertów, żeby sprawiały mi przyjemność. Gdyby chodziło jedynie o kasę lub o to, żeby sobie kupić nową chatę, nie wyszłabym na scenę. Czułabym, że oszukuję ludzi. Kiedyś miałam menedżera, który wyciskał nas jak cytrynę i graliśmy co drugi dzień. Jak zaczęłam sobie na mapie wbijać chorągiewki w miejscach, gdzie byłam, to już po dwóch tygodniach, k..., chorągiewek mi nie starczyło. Koncerty stawały się gorsze, stwierdziłam, że to bez sensu. I całkowicie zmieniłam swoje życie. A zaczęłam od menedżera. (śmiech)

Co jest potrzebne, żeby zrobić karierę?

Bardzo mocny charakter, rozsądek, chłodne spojrzenie na wszystko, pewność siebie i zero kompleksów. Słabi w show-biznesie nie przetrwają.

Zdarza się, że płaczesz czasem?

Tak, ale z powodów zupełnie pozazawodowych. To wiąże się z chorobą mojego kręgosłupa. Ona nie pozwala mi być w pełni sprawną. Wręcz blokuje mnie w połowie rzeczy, które chciałabym zrobić. Mam rozpoznaną dyskopatię, zwyrodnienie stawów międzykręgowych, trzy wady postawy. Najmniejszy krok w jakiejś sytuacji może spowodować, że już nie wstanę.

Skąd ta choroba?

A skąd ludzie mają raka? Nie wiadomo skąd. Urodziłam się w czasach Czarnobyla. Może to z tego. (śmiech)

Stałaś się jedną z najbogatszych osób w polskim show-biznesie. W co inwestujesz swoje pieniądze?

W różne rzeczy, w nieruchomości, ale ja nie jestem rozbestwioną milionerką. Nie mam takiej sytuacji, że biorę 17 kredytów, żeby kupić sobie futro z szynszyla, tylko dla szpanu. Generalnie staram się pomagać rodzinie. W każdym razie mam z czego żyć. Gdybym teraz przestała śpiewać, mogłabym sobie pożyć jeszcze przez kilkanaście lat. I 10 innych osób dookoła mnie też.

Widzę wielką torbę z zakupami. Uzależniłaś się od nich?

Czy ja wiem? Ciuchy zdominowały wszystkie moje mieszkania, ale tylko dlatego, że nie mogę się pokazać drugi raz w tej samej kreacji. Stroje na scenie w jakimś sensie odzwierciedlają moją osobowość. Fani analizują każdy szczegół mojego ubioru i albo chcą nosić to sami, albo tylko się pozachwycać lub skrytykować. Połowę mojej pracy stanowi dobór garderoby. To proste jak bzykanie.

Myślisz o zmianie wizerunku, czy chcesz do końca zostać „królową kiczu”?

Ale ja nie mam zamiaru robić niczego pod publiczkę. Jeśli ktokolwiek zechce mnie do czegoś zmusić, to z jeszcze większą przyjemnością nałożę na siebie tonę pudru, kilogram różowych piór i po prostu utonę w cekinach. Jeżeli kogoś się denerwuje, że jestem kiczowata, to jest to już jego problem.

POLECAMY:

Jesteś uparta jak baran!

Nie. Jestem przekorna i złośliwa. Mam jeszcze czas, żeby być diwą, damą, „sramą”. Teraz nie czuję takiej potrzeby. Na moje koncerty przychodzą miliony nastolatków, którzy wzorują się na mnie. Pokochali mnie za moją naturalność. Nie mogę powiedzieć: „Dobra, założę sobie węże na szyję, świeczkę na nos i będę jakąś wyznawczynią Buddy”. Teraz chcę poszaleć na maksa i zrobię to bez względu na to, czego się ode mnie oczekuje.

Tipsy, miniówy, buty za kolana. Nastolatki idą za tobą jak w dym. Roztaczasz iluzję, którą oni biorą za rzeczywistość.

Niech tak będzie. Przecież nie możemy być prości i tak prymitywni, że wyłącznie widzimy buty i miniówy. Ja oprócz tego pokazuję im zupełnie inny świat. Tak naprawdę, dzięki mnie wychodzą ze swojego wewnętrznego cienia, przestają być zahukanymi małolatami. Zaczynają wierzyć, że bez względu na otoczenie można osiągnąć swoje cele i pragnienia.

Mówisz tak, bo tobie udało się wyjść z cienia?

D: Ja w cieniu nigdy nie byłam. O ile można nazwać Ciechanów cieniem. Ale wszystko, co osiągnęłam, zdobyłam własną pracą, jak choćby wizerunek, wygląd moich płyt lub scenariusze teledysków. Musiałam o wszystko walczyć i osiągnęłam to, co chciałam.

Wcześnie zaczęłaś. Miałaś 14 lat, jak opuściłaś dom. Rodzice łatwo na to przystali?

Nie powiedziałam im: „Dobra, łóżko już posłałam i spadam do Warszawy!”. Już dużo wcześniej zauważyli u mnie talent muzyczny i słuch absolutny. Posłali mnie do szkoły muzycznej, a potem dowozili do Warszawy na prywatne lekcje do Eli Zapendowskiej, z którą mam wspaniały kontakt do dziś. Siedziało we mnie tak ogromne pragnienie spełnienia własnych marzeń, że jak pojawiały się jakieś szanse, leciałam do nich jak ćma do światła. Kiedy jako 13-latka dostałam się do „Metra”, wydawało mi się, że złapałam Pana Boga za nogi. Nieraz 20-latki wymiękały w reżimie Józefowicza. Ja nie mogłam sobie na to pozwolić. Bo co – myślałam – wrócę do Ciechanowa, będę się tam na hamaku bujać?

Gdyby nie śpiew byłabyś teraz królową lekkiej atletyki?

Na pewno i nikt by teraz nie krakał, że nastał koniec Dody. W sporcie trudno podważyć zwycięstwo. A w show-biznesie mogą cię obsypać deszczem nagród i potem wygadują takie głupoty, że szkoda nawet powtarzać. Jeśli ktoś mi mówi, że nie wytrzymam i wrócę do Ciechanowa, to ja na to: „OK, już lecę!”. I tak jestem już 11 lat w Warszawie, a 10 na scenie.

POLECAMY:

Kto cię pchnął do sportu?

Bali się sportowej gwiazdy?

Ojciec był rozczarowany, że rzuciłaś sport?

Jakie masz dzisiaj relacje z rodzicami?

A twój brat nie jest wtedy zazdrosny?

POLECAMY:

Porozmawiajmy o mężczyznach. Rozwód z Radkiem ciągnął się jak brazylijski serial. Czy to już naprawdę koniec? Bo przecież wciąż jesteście widywani razem.

Całe moje życie jest jak film. A czy to koniec? Życie pisze scenariusze nawet do mojego brazylijskiego serialu. Byliśmy ze sobą pięć lat, więc trudno mówić o ciągnięciu. Nie da się zabić uczucia jak muchy packą.

Prasę obiegły zdjęcia Dody z przystojniakiem poznanym niedawno na Ibizie. Masz nowego adoratora?

Mam dużo absztyfikantów, bo Dodzie i diabeł się nie oprze! (śmiech) Ale stałam się trochę wybredna, po prostu nikt mi się nie podoba. Jestem zodiakalnym Wodnikiem, napalam się, a za pięć minut mi przechodzi. Staram się nad tym pracować, ale to silniejsze ode mnie. Rozpalam facetów, rozkochuję, a później rzucam! (śmiech) Jestem jak wiatr, nikt mnie nie zatrzyma, nie ujarzmi.

Czego oczekujesz od swojego partnera?

Pełnego uwielbienia. Ale w zamian daję to samo.

Czyli jak facet rozrzuca skarpetki, to wynocha!

Nie, co ty! Ja jestem bałaganiarzem, mam to w dupie. U mnie skarpetka może nawet na nosie wylądować, jak nie śmierdzi, mam to gdzieś. Naprawdę, pełen luz. Ale jak coś mówię, nie lubię, jak facet mi się sprzeciwia. Z drugiej strony, musi mieć swoje zdanie, bo ciepłej kluchy nie zniosę. W związku zawsze jest psychologiczna gierka, każdy ją prowadzi. Ja muszę dać facetowi poczucie, że on jest najważniejszy, on mnie to samo i wtedy jest fajnie. Myślę, że jak się kogoś kocha, to tak naprawdę samo się wszystko układa. Mężczyźni zawsze bali się mnie jak ognia, jeszcze zanim stanęłam na scenie. Zawsze boją się mądrych, inteligentnych, wygadanych i odważnych kobiet. Radosław jest wyjątkiem. (śmiech)

Pokochałaś wolność i nie chcesz się od nikogo uzależnić?

Jestem uzależniona tylko od swojej niezależności. Nie rozumiem, jak można zniewolić się jakimś uczuciem, narkotykami, alkoholem lub z powodu faceta. Pamiętam, jak zaczęłam jarać fajki. Zaraz po przebudzeniu chciałam zapalić papierosa, więc natychmiast rzuciłam palenie. Trawki też spróbowałam, ale to jest takie żałosne gówno, że od razu zapadam po niej w kimę.

POLECAMY:

Można być kolorowym ptakiem do końca życia?

Nie wiem. Na razie bardzo dobrze mi to wychodzi. Może taka się urodziłam. Nie analizuję tego. Patrząc w lustro, nie zastanawiam się, dlaczego mam piwne oczy, dlaczego jestem spontaniczna, bezczelna i zupełnie nieokiełznana. Pewnie mam to po tacie, że jestem w gorącej wodzie kąpana. Tylko czekam na zaczepkę, interakcja jest natychmiastowa. Nie ma dla mnie takiej rzeczy, którą bałabym się zrobić. Za to po mamie odziedziczyłam szeroki, hollywoodzki uśmiech i rozsądne podejście do finansów. Ale z wyglądu jestem bardziej podobna do taty – mam długie nogi, atletyczną budowę, ciemne oczy, słowiański typ urody, bo babcia była pół-Litwinką.

Masz niewyparzony język. Lubisz wulgaryzmy. Nie myślisz, że pięknym słowem można lepiej wyrazić myśli?

Nie, jak będę miała dzieci, to może zastanowię się nad tym. Na razie nie robię nikomu obciachu, może tylko sobie, jeżeli w ogóle robię. Język, podobnie jak ubiór, jest dla mnie sposobem manifestowania emocji i uczuć. Poza tym jestem młodą osobą i niech nikt ode mnie nie oczekuje, że będę mówiła kwieciście, jak prezydent na wiecu. Zawsze powtarzałam swoim nauczycielom, którzy próbowali zabić we mnie moją indywidualność, że nie jest ważne, co mam na głowie, tylko co mam w głowie. I jak się mówi, tylko co się mówi. Język można zmienić. Przecież ja za 10 lat mogę się tak wysławiać, że profesor Miodek będzie mi czyścił buty.

Trudno cię zapędzić w kozi róg!

Przecież mówiłam, że jestem najlepsza w biegu na 100 metrów. Poza tym mam wysoki iloraz inteligencji – 156 IQ.

Inteligencja pomaga utrzymać się w show-biznesie?

Bardzo pomaga. Już w szkole czułam, że to mój sprzymierzeniec. Do liceum dostałam się bez egzaminów, ponieważ wygrałam olimpiadę polonistyczną. Nauka nigdy nie sprawiała mi problemów. W mojej pracy mózg też jest potrzebny, bo trzeba przewidzieć pewne ruchy. To nie jest tylko odśpiewanie piosenek, ale cały PR i marketing. To ogromne przedsięwzięcie.

Słyszałam, że chodzisz do wróżki. Ale po co?

Liczę, że w końcu zobaczy we mnie magiczną aurę, bo uważam się za medium. Czekam na to, że powie mi: „Tu widzę wielką megamoc”, a ona gada bez sensu, ciągle to samo, że podbiję świat i takie tam pierdoły. Czuję, że mam zdolności nadprzyrodzone, po prostu jestem czarownicą. Mnie się śnią historie, które następują dzień później. Widziałam we śnie już tyle rzeczy, które się potem sprawdziły, że ludzie aż boją się pytać, co mi się śniło. Muszę sobie zbadać mózg, bo pewnie mam tam zwoje zupełnie inne niż u większości ludzi.

POLECAMY:

Cierpisz na bezsenność?

Przeciwnie, śpię po 12 godzin. Ja nie biegam na jogę, żeby się zresetować, po prostu idę spać. Kładę się na plecach jak król, ręce do góry i szybko zasypiam. A potem mam taką formę i power, że jestem w stanie podbić cały świat. Całe życie tak miałam. Odkąd zdałam maturę, nigdy nie wstałam wcześniej niż w południe, chyba że na „Dzień dobry TVN” lub „Pytanie na śniadanie”. Ale tak się wtedy męczę, że po prostu umieram na wizji.

A niektórzy mówią, że jesteś pracoholikiem.

Ja pracoholikiem? Żeby mnie wyrwać z domu lub żebym gnała na taki wywiad, to musi być święto. Ale ja jestem tylko perfekcjonistką. Jak coś robię, to ma być na tip-top.

Nie irytujesz tym ludzi?

Wręcz przeciwnie. Czuję, że mam doskonały wpływ na innych. Może kiedyś otworzę nawet poradnię psychologiczną. Bo jak rozmawiam z koleżankami, które mają problemy, pracują w bankach, to mówią, że przekazuję im taką energię, że po chwili chcą zostać prezesami.

Czy Radek też dostawał od ciebie dobrą energię?

No, Radosław dostawał ode mnie dużo fajnych rzeczy! (śmiech)

Męczy cię, że paparazzi depczą ci po piętach?

Nie. Wiesz, co mnie męczy? Że wracam z pracy, a oni jadą metr za mną albo wyskakują i fleszem prosto w oczy. Dla mnie to pełna wiocha. Jak chcą mieć zdjęcia, niech robią je z ukrycia.

Nie masz ochroniarza?

Po co mi ktoś taki, kto machałby mi parasolem przed nosem? Ja nie robię nic takiego, z czym musiałabym się ukrywać albo uciekać przed fanami.

Co jest dla ciebie miarą prawdziwego sukcesu?

Liczba wrogów. (śmiech) Uzbierałoby się ich trochę. Ludzi drażni, jak jest ci za dobrze, jesteś ładna, umiesz śpiewać, masz kasę i w dodatku jeszcze fajnego faceta. Gdyby choć jedna rzecz ci nie wyszła, to byłoby im lżej znieść twój sukces. Obserwuję sytuację Feela, który był uwielbiany, dopóki nie osiągnął sukcesu. I nagle jest totalna masakra, zaczyna się gadanie, że koniec Feela! A oni się mają zajebiście dobrze.

POLECAMY:

Myślisz o wydaniu nowej płyty?

Może polecę do Los Angeles, żeby coś nagrać. Jest tam ciepło, poza tym można spotkać naprawdę fajnych ludzi i artystów. Poszukam tam inspiracji. Warszawa troszeczkę mi się znudziła. Miło byłoby zmienić w końcu otoczenie.

Królowe czasem mają marzenia, o czym marzy Doda?

Moim marzeniem jest niezmiennie to, żeby zrobić karierę międzynarodową. Śpiewać na stadionach, gdzie przychodzą miliony, las rąk unosi się do góry, a gardła skandują moje imię, nawet z małym akcentem amerykańskim: „Douda, Douda!”. Ale największym marzeniem jest to, żeby nie wysiadł mi kręgosłup. To jedyna rzecz, która mnie przerasta. Z całą resztą na pewno sobie poradzę.

Skąd pomysł, żeby zostać królową, to taki lans?

Jaki lans, królowa jest tylko jedna! A tronik jest fajny, wygodny, siedzę na nim od kilku lat. Żeby zająć to miejsce, trzeba być ikoną, osobowością, o której dyskutują wszyscy. W Polsce jest taki niedosyt nietuzinkowych postaci, że jak pojawi się jakiś świr mający odmienne poglądy, od razu skupia na sobie całą uwagę.

Jesteś kochana, uwielbiana, ale i opluwana. Jak to znosisz?
Jestem jak szyba z wycieraczką. Co spłynie, tego już nie ma.

I znów nieskazitelnie czysta jak Virgin?

No właśnie, a mówiłaś, że się nie zmieniam. Od wydania pierwszej płyty Virgin zrobiłam siedmiomilowy krok do przodu.

Tęsknisz czasem do małej, niewinnej Doroty Rabczewskiej, która nie musi uciekać przed fotoreporterami?

Nigdy nie byłam niewinna, zawsze miałam coś na sumieniu. Ja naprawdę byłam diabłem wcielonym. Proszę cię, trzęsłam całą szkołą. Nie bałam się nikogo, żadnych nauczycieli, wręcz napawałam się chwilą, kiedy mogłam namieszać im w głowach.

Najbardziej namieszałaś w głowie nauczycielowi historii, pokazując mu „CKM” ze swoją rozbieraną sesją.

Zatkało go tak, że nie był w stanie zadać mi żadnego pytania. Złapał takiego buraka, tak się biedny zmieszał, że zaczął nawet omijać mnie wzrokiem. Od tamtej pory panicznie bał się wzywać mnie do odpowiedzi, że znów zrobię mu wstyd przed klasą.

POLECAMY:

A później już odważnie pozowałaś w „Playboyu”.

Słyszałam, że moja sesja, która ukazała się na billboardach, spowodowała największą liczbę wypadków samochodowych. Od tej pory moich reklam nie wiesza się na ulicach.

Łamiesz serca facetom!

Mam słabość do mężczyzn, którzy są profesjonalistami w jakiejś dziedzinie. Jeżeli któryś jest megainformatykiem lub megachemikiem, czyli mistrzem w swojej dziedzinie, to mnie tak to kręci, że szok. Powinnam pójść na program „Mam talent” i tam ich szukać. (śmiech)

Wolisz charyzmatyczne postaci niż szare myszki?

No gdzie ja z myszką?! Czy ja wyglądam jak miotła, żeby siedziała pode mną mysz? Ja po prostu na miotle latam.

Życzę ci, żebyś doleciała na niej na Księżyc. Znalazła tam swojego Małego Księcia, żyła długo i szczęśliwie.

Myślisz, że powinnam długo żyć? Podobno tym, którzy umierają młodo, sprzedaje się więcej płyt! (śmiech)

O to akurat wcale nie musisz się martwić. Co przygotujesz w nowym roku dla swoich fanów?

Niedawno wystartował serwis Doda mobile, z którego każdy może sobie ściągnąć różne dźwięki, np. mój śmiech. Premierę będą miały też gry na telefon z wykorzystaniem przeboju „Nie daj się”, gdzie odpieram ataki paparazzich lub moich „koleżanek” z branży. (śmiech) Pracuję też nad drugą solową płytą. Moi fani na pewno nie będą się ze mną nudzić.

POLECAMY:

Wydanie Internetowe

Źródło artykułu:Magazyn Sukces
dorota rabczewskadodagwiazdy
Komentarze (4)