Ewa Minge - pokaz z rozmachem
To był pokaz pełen przepychu, połączony z innymi atrakcjami. O wydarzeniu "Dekoral Fashion by Eva Minge" opowiada sama projektantka i zaproszenie goście.
03.02.2009 | aktual.: 20.10.2009 14:34
To był pokaz pełen przepychu, połączony z innymi atrakcjami. O wydarzeniu "Dekoral Fashion by Eva Minge" opowiada sama projektantka i zaproszenie goście.
Proszę powiedzieć o kolekcjach, które dziś pani pokazała.
Eva Minge: Pomyślałam sobie, że najpiękniejszą częścią dnia jest ta pora, która po nim następuje - czyli noc. Zadedykowałam pierwszą część swojej kolekcji nocy - kiedy kolory są zupełnie niewidoczne. No i po kolei pojawiał się świt. Ale ten świt zdecydowanie na południu Europy, w moim ulubionym miejscu, gdzie u nas jest teraz zimno, a tam zdecydowanie cieplej. Jest to dla mnie taka kwintesencja kobiecości. Ale ponieważ moja kobieta nigdy nie była taką słodką, bardzo poprawną, to najbliższym elementem mojej duszy był czarny kruk.
Skąd się wziął pomysł, żeby pokazać modę w towarzystwie innych sztuk?
Pomyślałam, że moda - kiedy pokazujemy kolekcje haute couture - jest sztuką. I warto pokazać, że ona rzeczywiście jest częścią tej sztuki. Nie chciałam być sama na wybiegu. Uważam, że coś wielkiego w życiu można zrobić tylko grupą.
W którą z pokazanych kolekcji włożyła pani najwięcej serca?
Czarną. Najwięcej włożyłam serca w czarnego kruka. Myślę, że to było widać. Wymyśliłam, że to będzie zapowiedź mojej następnej kolekcji - bardzo ptasiej, bardzo drapieżnej, troszeczkę przerażającej, kolekcji w stylu "Dracula".
Czerń będzie firmowym kolorem Evy Minge?
Czerń jest firmowym kolorem wszystkich projektantów. Chyba nie ma takiego projektanta, który by po czerń nie sięgał - ona jest po prostu obowiązkowa. Tak długo, jak istnieje moda.
Co pani myśli o pokazywaniu mody w otoczeniu takiego performance'u?
Nina Terentiew: Sam pokaz mody - zbyt długi - bywa monotonny. Tutaj łączyły się te wszystkie sztuki. Ja strasznie lubię Teatr Ocelot. Ludzi mówią, że to jest cyrk. To nie jest cyrk, tylko wielka, niezwykła sztuka wywodząca się z Circus de Soleil. Jeśli chodzi o pokaz mody - najbardziej podobała mi się kolekcja czarna, może dlatego, że sama lubię czerń. W tej czerni było strasznie dużo szlachetności, romantyzmu, klasy i piękna.
Jeśli miałaby pani użyć trzech słów, żeby podsumować ten pokaz, jakie by to były słowa?
Strasznie dużo wszystkiego... Super skrzypaczki, super muzyka i piękne czarne sukienki. No i kolorowi ludzie! Jak się czujesz jako laureat nagrody dla "osoby o kolorowym wnętrzu"?
Marcin Prokop: Doskonale, zwłaszcza, że moim ulubionym kolorem - który podobno nie jest kolorem - jest czerń. Zastanawiam się, jaki był klucz przyznania mi tej nagrody, prawdopodobnie ta nagroda bardziej się należy Dorocie, która w naszym duecie jest tą bardziej roześmianą, bardziej krotochwilną, bardziej przytulającą rzesze ludzi do serca.
A co powiesz o kolekcji?
Nie znam się na modzie i bałbym się niestosowną uwagą skrytykować to, co zobaczyłem. Szczerze mówiąc to nie patrzyłem na kolekcję, bo wciąż ktoś deptał mi po nogach. Ale znając Ewę, to był kawał dobrej roboty.
A to, co towarzyszyło pokazowi?
Nie jestem obiektywny, bo w życiu, jako prowadzący albo współorganizator kilkaset tego typu imprez, nic nie jest mnie w stanie zaskoczyć. Wypowiadam się z pozycji zblazowanego przedstawiciela Warszawki, który już wszystko widział - to nie było wielkie przeżycie. Natomiast jako Marcin Prokop - mały chłopiec, który wszystkiemu się dziwi, powiem, że było to niezłe. Mogłoby spokojnie się pojawić w programie "Mam Talent"!
Jakie wrażenia po zobaczeniu kolekcji? Która część najlepsza?
Zofia Czernicka: Ja chyba jestem konserwatystką, bo najlepiej wypadła ta czarna. Z tej czarnej wzięłabym wszystko. Były dwie długie suknie, które bym natychmiast wzięła. Złota była bardzo bogata. Ja lubię się wzbogacać elementami, reszta musi być surowa i statyczna. Jak dla mnie ciut za strojna, ale takie było założenie. Ewa ma takie pomysły i tak ich dużo, że chwilami miałam wrażenie, że trudno będzie dokonywać wyboru. Ale ja dokonałam - wszystko co czarne, było przepiękne.
Pomysłów było mnóstwo - czy to dobry pomysł, żeby pokazywać modę w towarzystwie innych sztuk?
To nie jest pierwszy taki pomysł. Są firmy, które pokazywały z baletem, z tańcem. Dziś chwilami miałam poczucie, że jest troszkę za bogato. Za wiele sztuk w jednym miejscu. Była piękna muzyka w wykonaniu skrzypaczek, był Ocelot, którego wielokrotnie podziwiałam. Wszyscy z wysokiej półki i oczywiście Eva Minge i jej kolekcje - w tym momencie troszeczkę się zaburzają proporcje. Kto tu jest bohaterem? Bo szacunek należał wszystkim równo. Może na przyszłość pokaz mody plus np. ktoś, kto śpiewa? Ale tylko to jedno.