Grubo pod dywanem
Czy wizerunek jest ważniejszy od prawdy? Mam wrażenie, że żyjemy w czasach, w których wizerunek stał się dla wielu z nas ważniejszy niż prawda, iluzja wypiera fakty. Dziś każdy stał się własnym specem od wizerunku, PR-owcem własnej marki, którą to markę chce nabłyszczać choćby nie wiem co.
18.11.2013 14:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Czy wizerunek jest ważniejszy od prawdy? Mam wrażenie, że żyjemy w czasach, w których wizerunek stał się dla wielu z nas ważniejszy niż prawda, iluzja wypiera fakty. Dziś każdy stał się własnym specem od wizerunku, PR-owcem własnej marki, którą to markę chce nabłyszczać choćby nie wiem co.
Cena bywa nazbyt wysoka. Oto pan menadżer, przykładny mąż i ojciec. Jego mamusia i tatuś znają żonę i dzieci. W pracy, szpitalu, klubie sportowym, kościele też wszyscy Pana X kojarzą. Na swym koncie fejsbukowym pan X zaznaczył dumnie, że żonaty. Tymczasem od roku serce, część portfela i całe ciało pana X należą do ślicznej Paulinki.
W takim trójkącie żyje się panu X wygodnie - wiadomo. Aż tu nagle bęc, trzęsienie ziemi. Szczery przyjaciel żony pana X dzwoni do niej i mówi: przyjaciółeczko droga, czy wiesz, że twój mąż ma inną? Jeśli wiesz i to ci pasuje, to spoko. Szanuję ten wybór. Ale jak nie wiesz, to może wolisz się rozwieść? Woli się rozwieść. Siada z mężem pogadać, on nawet nie zaprzecza. Tylko pyta: a nie może zostać tak, jak jest? Wspólnie sobie mieszkamy, mamy święta, wakacje z dziećmi, przecież mnie kochasz I ja ciebie też. Po co rodziców i teściów denerwować? I dzieci po co denerwować? No a jeszcze po rozwodzie to na fejsie trzeba będzie to i owo zmienić, albo w ogóle konto zlikwidować, bo jeszcze jacyś znajomi złośliwe komentarze podeślą. Panią żonę zamurowało. “A ja jak spotkam teraz jakiegoś sympatycznego mężczyznę? Ma dołączączyć do tego trójkąta?”.
Oto samotna pani Z straciła pracę. Dziecku nie mówi, po co obarczać Helenkę problemami mamusi. Na razie na studia Halinki jej starcza. Mija miesiąc, trzeci. Nawet rok już mija, jak pani Z pracy nowej nie znalazła. Popadła w depresję, na leczenie jej brakuje, oszczędności topnieją. Sprzedaje mieszkanie, zamienia na kawalerkę. Głupio przeznać się do debetu przed znajomymi, przecież zawsze jeździła BMW, a na narty do Włoch to obowiązkowo zabierała się z psiapsiółkami.
Dlaczego na siłę musimy udawać zdrowych, wiernych, zamożnych, szczęśliwych? Ludzie, jak Wam się życie sypie, to właśnie wtedy należy szukać pomocy u bliskich, a i przestać wciągać w waszą iluzję. Ostatnio byłam u przyjaciółki. Przyniosłam butelkę wina. Na co ona wypaliła bez ogródek: “Wiesz co, dzięki, ale nie piję. Wyszło mi na terapii, że oszukiwałam się twierdząc że mam nad piciem kontrolę. Postanowiłam nie pić w ogóle”. I już. Czy aż tyle?