Grzeczna jestem, mama!
Jadźka ma ponad dwa lata i wie wiele ważnych rzeczy. Że nie wolno sikać w majtki, że piekarnik jest gorący i nie wolno go dotykać. Ale nie wie jeszcze jednej ważnej, rzec można że najbardziej istotnej rzeczy - nie wie co to znaczy być grzeczną.
07.09.2009 | aktual.: 07.09.2009 12:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jadźka ma ponad dwa lata i wie wiele ważnych rzeczy. Że nie wolno sikać w majtki, że piekarnik jest gorący i nie wolno go dotykać. Wie także, iż nie można wkładać plasteliny do odpływu w zlewie oraz nawet spojrzeć na przycisk off w komputerze, gdy matka pracuje. To dość dużo jak na małolatę w jej wieku. Ale nie wie jeszcze jednej ważnej, rzec można że najbardziej istotnej rzeczy - nie wie co to znaczy być grzeczną.
Przeczytałam ostatnio gdzieś maksymę, która doskonale opisuje wychowanie każdego dziecka: "Przez pierwsze dwa lata uczysz dziecko chodzić i mówić, a przez następne szesnaście lat modlisz się, aby było cicho i nie ruszało się z miejsca." Otóż to, drogie matki i drodzy tatusiowie. Weszłam w ten drugi etap i już nie cieszę się, że Jadźka jest taka mobilna i wygadana. Teraz chcę to tylko jakoś ogarnąć i mieć ją wiecznie pod kontrolą... A jest coraz trudniej. Niewinne dziewczę coraz częściej pokazuje pazurki wyhodowane na matczynym łonie.
Po pierwsze, Jadźka nie daje sobie w kaszę dmuchać. Kiedy zrobi coś złego lub zachowa się nie tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, zazwyczaj stanowczo ją o tym informujemy. Głośno i stanowczo. A ona nam wtedy mówi: "Nie krzycz na mnie!". I mimo że to, co wychodzi z moich ust, to zdecydowanie nie wrzask, a ona zrobiła źle, to ja czuję się winna, kiedy mała zarzuci mnie taką prośbą. Poza tym jestem z niej troszkę dumna, że tak reaguje, kiedyś ktoś podnosi na nią głos. Już sobie wyobrażam miny pani w żłobku, kiedy ta spróbuje ją za coś głośno skarcić! Oj tak, Jadźka jest asertywna, aż za bardzo. Można wręcz powiedzieć, że czasem graniczy to z lekką bezczelnością...
Wracaliśmy ostatnio od znajomych. Po pysznym obiedzie i deserze oraz po zabawach Jadwigi z Marysią i Józiem, nasza córka była skrajnie wykończona. Wszystko było w miarę dobrze, dopóki nie trzeba było wejść do samochodu. Iga powiedziała, że nie i koniec, że nie usiądzie w foteliku za żadne skarby, że jeśli już to tylko i wyłącznie na przednim siedzeniu, a już najprędzej to ona będzie kierować. Darła się nie do wytrzymania, a wszystko pod blokiem naszych znajomych. Sąsiedzi nie wyszli na balkony chyba tylko z przyzwoitości.
Próbowaliśmy wszystkiego, odjechać bez niej (dwa metry), wsadzić ją na siłę, mówić, że jest bardzo, ale to bardzo niegrzeczna. A ona nam wtedy na to na całą parę, tak aby całe osiedle słyszało: "Grzeczna jestem!!! Grzeczna!!!". Nie, nasza córka nie wie, czym różni się bycie grzeczną od bycia bardzo niegrzeczną małą dziewczynką.
Wszystkiego trzeba będzie ją nauczyć od podstaw. W trakcie całej ten sytuacji, ogarnięta zupełną niemocą, zaczęłam się po prostu z całej sytuacji rechotać. Bo trzeba było widzieć Jadźkę jak zła jak brzydka królowa krzyczy, jaka to ona jest święta. No to ja w śmiech, za mną Tatka w śmiech i chociaż staraliśmy się zachować powagę, a przynajmniej nie pokazać jej naszych rozbawionych twarzy, ona wszystko dobrze sobie obejrzała. I jak nie wpadnie w podwójną złość! "Nie ciesz się, mama! Nie ciesz się!!!". No i masz babo placek.
Po takim ataku szału, kiedy dziecko już się uspokoi, wypadałoby zostać przeproszonym za wszelkie nerwy, jakie z Tatką przeżyliśmy. Oczekujemy więc od córki właściwego słowa. Ale ona znowu jest jak osioł. Może nie wie czym różni się bycie grzecznym od bycia okropnym bachorem, ale wie doskonale, że słowo "przepraszam" to oczywiste przyznanie się do winy i triumf rodzicieli.
Jadźka nie lubi przepraszać, zdecydowanie bardziej woli rozrabiać. Owszem, zdarzy jej się przeprosić „dla wprawy” za jakąś błahostkę, a kiedy sytuacja jest naprawdę poważna i grozi jej poważna kara, zawsze udaje anioła. Owszem, przeprasza po namowach i nakazach, ale tylko i wyłącznie po cichutku, szeptem na uszko. No cóż, i tak trzeba wybaczyć, skoro ten diabeł przebrany za samą słodycz przytula cię za szyję i udaje niewiniątko.