Jak pięknie być sobą!
Z Anną Przybylską o tym, co ją kręci i o co nikt nigdy jej nie zapytał, rozmawia Maria Czubaszek.
18.03.2010 | aktual.: 26.05.2010 13:34
Z Anną Przybylską o tym, co ją kręci i o co nikt nigdy jej nie zapytał, rozmawia Maria Czubaszek. Aktorka w wywiadzie wyjawia między innymi - jakie są granice jej prywatności, a także to dlaczego nie wystąpiła w „Tańcu z gwiazdami” oraz kiedy mówi sobie: „Jak pięknie być Anią Przybylską!”. Ujawnia również co najbardziej pociąga ją w aktorstwie i wspomina jakim była dzieckiem.
Kawa: Mogę Cię o coś spytać?
Anna Przybylska: Zrozumiałam, że umówiłyśmy się na wywiad.
No właśnie. Więc mogę?
A.P.: Oczywiście.
Kiedy siedzisz przed lustrem, często mówisz sobie: „Jak pięknie być sobą”?
A.P.: Przed lustrem nie. Za to przed każdym ujęciem powtarzam sobie: „Jak pięknie być Anią Przybylską!”. I żadna z aktorek nawet się nie zaśmieje. Ale nie jedna pewnie myśli, że wcale nie taka piękna, jak w reklamie, że dopiero jak wyretuszują, a przedtem wymalują…
Długo malują?
A.P.: Ponad 2 godziny! Jakbyś klepnęła mnie, po takim makijażu w plecy, wszystko by się posypało! To jest parę warstw! Wszystkiego. Nawet rzęs. Też mi się to do końca nie podoba.
I nie masz nic do powiedzenia?
A.P.: Mam. „Jak pięknie być sobą!”.
Byłaś pięknym dzieckiem?
A.P.: Podobno raczej uroczym. Buzia aniołka, duże oczy… a ludzie mieli jeszcze większe, kiedy się odezwałam. Głos nie pasował do buzi.
Już wtedy miałaś taki jak teraz?
A.P.: Prawie. Wtedy miałam z tzw. piaseczkiem, a teraz nie wiem, czy to już nie żwir.
A kiedyś zaśpiewałaś z Piaskiem.
A.P.: Gdybym wiedziała, ile będzie mnie to kosztować nerwów…
To znaczy, że w programie "Jak oni śpiewają" raczej Cię nie usłyszymy?
A.P.: Miałam propozycję. Ale nie mam warsztatu.
A "Taniec z gwiazdami?"
A.P.: Też mi proponowano. Prawie co roku. Ale nie mogłam się zgodzić z przyczyn technicznych.
Brak warsztatu?
A.P.: W tym przypadku głównie brak czasu. Dwa lata nie mieszkałam w Polsce, nigdy nie mieszkałam w Warszawie, a jak przyjeżdżam, to do pracy. A temu programowi trzeba się poświęcić. Nawet, gdybym miała wystąpić tylko w trzech odcinkach.
Nie żartuj! Nawet Otylia Jędrzejczak doszła chyba do 8-go!
A.P.: Ale Otylkę, jak powiedział Zbigniew Wodecki, kocha cały naród.
Uważasz, że "Taniec z gwiazdami" to ranking popularności?
A.P.: Też. Również wymyślanie romansów.
Jak oni się kochają, to wygrywają?
A.P.: Bywało tak. Ludzie to lubią.
A dlaczego nie lubią Nataszy Urbańskiej?
A.P.: Bo piękna i zdolna.
Dobre. Bo polskie. Ale wracając do Ciebie… Jesteś aktorką…
A.P.: Zaraz aktorką! Krystyna Janda jest aktorką.
A Katarzyna Cichopek? Edyta Herbuś? O.K. Janda.
A.P.: Miałam raz okazję u niej pracować. Mała rólka, a wielka lekcja aktorstwa. Zagrała siebie. Z takim dystansem, taką autoironią… Mistrzostwo świata!
Wolisz grać z najlepszymi czy być najlepszą w obsadzie?
A.P.: Najbardziej wolałabym być najlepszą w najlepszej obsadzie! A poważnie, grać z najlepszymi. Z Bradem Pittem zagrałabym w najgorszym gównie. Obsada jest dla mnie bardzo ważna. I reżyser.
A scenariusz?
A.P.: Różnie z tym bywa. Czasem w czytaniu, po literkach, zapowiada się super, a potem nie to tempo, albo nie ta gra, nie te ujęcia, nie ten montaż… wystarczy, że wysiądzie jeden trybik, i nie ten film. A czasem, choć rzadziej, film jest lepszy, niż wydawał się scenariusz. Dlatego w pierwszym rzędzie kieruję się obsadą i reżyserem.
Twój ulubiony?
A.P.: Mój odkrywca, Radek Piwowarski. Totalny wariat! I psycholog. Wprowadza mnie w tak różne stany… od miłości do nienawiści! Potrafi tak mnie wkurzyć, mówić takie rzeczy, że nie ma mowy, żebym się nie wściekła!
Kiedy tego wymaga jakaś scena?
A.P.: Dokładnie. On mnie kiedyś normalnie przez kolano przełożył i tłukł przed całą ekipą. Pamiętam, że spłakałam się wtedy jak dziecko.
Ile miałaś lat?
A.P.: 17. Nie miałam już wtedy ojca. I on zawsze będzie dla mnie jak ojciec. Znamy się tyle lat, a nie potrafiłabym powiedzieć mu po imieniu. Mówię „reżyserze” i tak już pewnie zostanie.
Od zawsze chciałaś zostać aktorką?
A.P.: Tak. I jeszcze pracować w Peweksie. Żeby wyglądać i pachnieć, tak jak te panie, które miały na sobie wszystkie próbki tych kosmetyków za dolary…
I móc powiedzieć: „Jak pięknie być sobą”? Czyli marzenie się spełniło?
A.P.: Można tak powiedzieć.
A możesz powiedzieć, co najbardziej kręci Cię w aktorstwie? Popularność, pieniądze?…
A.P.: Ludzie, z którymi pracuję, kamera i atmosfera planu. No i to, że raz mogę być wampem, raz gwałconą Bośniaczką (jak w ostatnim filmie), a raz…
Panią policjantką z Centralnego. Ale à propos tej gwałconej. Nie masz oporów przed takimi scenami?
A.P.: Przy tej akurat początkowo miałam. Zastanawiałam się nawet, czy nie poprosić o dublerkę. Ale pomyślałam, że to będzie jakaś nieprawda. Ustawią mi kamerę na twarzy, a ciało będzie jakiejś dziewczyny, dla której będzie to jeszcze bardziej poniżające. I w końcu zdecydowałam się sama zagrać. Dziękowali mi potem za profesjonalizm.
A Ty byłaś zadowolona?
A.P.: Tak. Po pierwsze, robię wszystko, żeby moje ciało jeszcze jakoś wyglądało… W końcu to mój warsztat, a poza tym… tak między nami mówiąc… myślę, że w każdej z nas jest coś takiego, że chciałaby czasem…
Się skur*?
A.P: To ty powiedziałaś.
Bo Ty nie lubisz wulgaryzmów.
A.P.: Nie wierzę, że kobiety nie mają fantazji erotycznych.
Ja też.
A.P.: Miewasz?
Nie wierzę.
A.P.: No właśnie. Za mną coś takiego czasem chodzi… i wtedy mogę dać sobie upust.
Fajnie być aktorką! A nie przeszkadza Ci, że w tym zawodzie nie ma się prawa do prywatności?
A.P.: Na szczęście nie jestem bohaterką kronik towarzyskich. To nie jest tego typu popularność. Będąc jednak osobą publiczną, muszę mieć, przy niemal każdej okazji, pięć minut, a czasem piętnaście, dla fotoreporterów. To normalka. I chętnie z nimi współpracuję. Wkurza mnie jednak, kiedy posuwają się dalej. Kiedy na przykład dziewczyny z Faktu weszły na porodówkę i pstrykały mi foty w zakrwawionej piżamie. Albo kiedy moja siedmioletnia dziś córka, wychodząc na spacer, zakłada na głowę kaptur, na nos ciemne okulary, żeby nie robili jej zdjęć. Tłumaczę, że jeżeli już, to chyba mnie będą fotografować, ale ona wie swoje.
Że przy okazji mamusi, córeczkę też warto pstryknąć?
A.P.: Niestety. Moje dzieci nie mają na zdjęciach przyciemnionych twarzy. Teoretycznie mogłabym się sądzić. Ale nie mam na to czasu.
Tym bardziej cieszę się, że znalazłaś czas na tę rozmowę. Żeby jednak nie przeciągać, jeszcze jedno. Czy jest takie pytanie, jakiego nikt Ci jeszcze nie zadał?
A.P.: Jest. Czy mam orgazm dopochwowy czy łechtaczkowy?
Dobre pytanie. Więc jaki masz? Nie pytam z ciekawości, tylko przez grzeczność. Dla podtrzymania rozmowy.
A.P.: Ale to jest temat na zupełnie inną rozmowę.
To na razie dziękuję.