Jazda po polsku
Cudem przeżyłam. Wyjazd i powrót na wakacje w Polsce kosztował mnie tyle stresu, że teraz należy mi się jakaś rekonwalescencja. Nie wiem, po co niektórzy płacą fortunę kupuąc tzw. wczasy w stylu „survival“. Nie sztuką jest wspiąć się na szczyt himalajski lub spłynąć tratwą rzeką górską na Słowacji w jednym ręku trzymając latarkę, a w drugim cygaro.
18.08.2011 16:36
Cudem przeżyłam. Wyjazd i powrót na wakacje w Polsce kosztował mnie tyle stresu, że teraz należy mi się jakaś rekonwalescencja. Nie wiem, po co niektórzy płacą fortunę kupuąc tzw. wczasy w stylu „survival“. Nie sztuką jest wspiąć się na szczyt himalajski lub spłynąć tratwą rzeką górską na Słowacji w jednym ręku trzymając latarkę, a w drugim cygaro.
Nie sztuką jest opłynąć jachtem Bermudy nie mocząc sobie skórzanych mokasynów. Sztuką jest przejechać kilkaset kilometrów po polskich drogach i wrócić do domu żywą. Nie zabić przy tym swego dziecka zapiętego w foteliku lub innych pasażerów. Jechałam parokrotnie trasą A1 (nad jeziora kaszubskie i do Ustki) i śmierć zaglądała mi w oczy.
Nie miała kosy. Śmierć była sfrustrowanym, spiętym imbecylem bez grama wyobraźni, siedzącym za kierownicą samochodu, który wyprzedzał na trzeciego. Zajeżdżał mi chamsko drogę, gdy ja starałąm się utrzymać bezpieczny dystans za samochodem przede mną. Śmierć była w kształcie kierowcy tira, który dumnie wywiesił sobie na szybie napis „Rysiek“ albo „Romek“ i w terenie zabudowanym, gdzie obowiązuje ograniczenie do 40km, tenże Rysiek wymija autobus.
Poboczem lub chodnikiem spacerują nietrzeźwi panowie, albo matki z wózkami, albo dzieci zmierzające nad kąpielisko, ale co tam. Kierowca polski uprawia jazdę po polsku. Znaki go nie dotyczą, on ma auto z „wykopem“, wciska gaz do dechy, wyminie jak dobrze pójdzie nawet cztery samochody z rzędu. Gliny mu nie naskoczą, bo on sobie sprawił urządzenie, które go ostrzega.
Wnioski z katastrofy w Smoleńsku, katastrofy awionetek, katastrofy kolejowej? Jakie wnioski? By wnioskować, trzeba myśleć, mieć wyobraźnię. A po polskich drogach jeźdżą bezmózgowi samobójcy. Co z tego jeśli Pan czy Pani jeździcie spokojnie. Co z tego, że przypięliście dziecko do fotelika. Co z tego, że odmówiliście sobie piwa w upalny dzień i prowadzicie na trzeźwo.
I tak możecie stracić nogi, ukochaną i własne auto, bo zabije was polski sfrustrowany kierowca. Drogi są złe, korki straszne, koleiny, wlec się trzeba - każdy powód jest dobry, by olać przepisy. Jeśli państwo polskie nie zbudowało autostrad, to może zacznie rozdawać kierowcom jakieś leki na uspokojenie.
Może chociaż przy każdym tankowaniu na stacji benzynowej polscy kierowcy powinni sami tankować brom? Gdy dotarłam swoim volkswagenem do domu, cieszyłam się, że żyję. Nie cieszyłam się że byłam w pięknym miejscu, tylko że dowiozłam siebie i syna całych do domu. Żenujące. Upokarzające. Chamscy kierowcy i podłe drogi niszczą nasz czas relaksu.