Jeśli w góry, to pociągiem
Nie ma lepszego sposobu na to, by w zobaczyć całe piękno i różnorodność szwajcarskich Alp, niż wsiąść do czerwonego wagonu Kolei Retyckich.
25.02.2014 | aktual.: 25.02.2014 14:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie ma lepszego sposobu na to, by w zobaczyć całe piękno i różnorodność szwajcarskich Alp, niż wsiąść do czerwonego wagonu Kolei Retyckich.
Ekspres Bernina to jedna z tras Rhatische Bahn, czyli Kolei Retyckich, wiodących przez wysokie szczyty alpejskich lodowców aż do położonego po włoskiej stronie miasteczka Tirano. Jest to najwyżej położona w Europie kolejka górska, której trasa wiedzie przez 55 tuneli, 196 mostów i wzniesień, przy czym niektóre z nich mają nachylenie 70 stopni. Przejechanie 122 km odcinka zajmuje aż osiem godzin, ale są to najbardziej emocjonujące godziny, jakie kiedykolwiek przeżyliście w pociągu.
Przez środek wielkiej góry
Bernina Ekspres rozpoczyna swą wysokogórską wędrówkę w miasteczku Chur, prastarej osadzie, której początki sięgają wczesnej epoki kamienia łupanego. Wsiadam do charakterystycznych, czerwonych wagoników kilka stacji wyżej, na maleńkim peronie znanego kurortu zimowego Davos, położonego na wysokości 1535 m n.p.m., czyli mniej więcej tak, jak Czarny Staw Gąsienicowy w Tatrach. Bilety nie należą do tanich, jest środek martwego sezonu, ale, mimo to, cudem udaje się je kupić. Ci, którzy planują podróż szwajcarską koleją w środku lata lub zimy, powinni pomyśleć o rezerwacji kilka tygodni wcześniej.
Pociągi jeżdżące po trasach retyckich to temat na osobną historię. Super czyste, nowoczesne, klimatyzowane wagony, posiadają specjalnie przystosowane dla turystów panoramiczne okna, dzięki którym pasażerowie mają szersze pole widzenia. Giętkie przeguby pozwalają kolejce wić się na kolejnych ostrych zakrętach pod kątem, o którym nie śniło się pasażerom zwykłych wagonów. Mylna może być tylko nazwa – niby jedziemy ekspresem, ale pociąg z racji pokonywanych wysokości sunie przez szwajcarskie Alpy nie tyle szybko, co majestatycznie.
Już po kilkunastu kilometrach podróży, kiedy opuszczamy bajecznie zielone pagórki w okolicach Davos, jasne staje się, że to nie przelewki… Kolejka przejeżdża wąskimi półkami skalnymi wydrążonymi na zboczu góry, po kilkunastu małych mostkach, zawieszonych pomiędzy przepaściami, wjeżdża w kręte tunele wydrążone w skałach i wspina się coraz wyżej, przyprawiając niewprawionych pasażerów o palpitacje serca.
Pierwszą atrakcją na trasie jest wiadukt Wiesner długi na 204 metry i dodajmy, bardzo, bardzo wąski. Kilkanaście sekund później opuszczamy scenerię rodem z filmów o słynnym agencie 007 i ruszamy ostro pod górę. Tory zostały zaprojektowane w taki sposób, że spiralnie wznoszą się wzwyż, co sprawia, że widzimy tę samą dolinę z różnych stron, a czasami wyjeżdżając z ciemności tuneli stykamy się oko w oko z ośnieżonymi szczytami gór.
Projektanci zastosowali takie rozwiązanie techniczne, bo pociąg na krótkim odcinku pomiędzy Bergun a Predą musi pokonać wzniesienie o wysokości 416 metrów. Szwajcarzy, naród ludzi cieszących się opinią raczej poukładanych, potrafią zaskoczyć poczuciem humoru. Przy jednej z dróg samochodowych, która majaczy w oddali wąską nitką, ktoś postawił rzeźbę w kształcie ogromnych dziecięcych sanek, a kiedy w wagonach pojawia się „pan bufetowy”, ciągnie za sobą wózek z przyczepioną do niego ogromną głową kozicy.
Przed nami najwyżej położony w Alpach (jesteśmy już prawie na wysokości Kasprowego Wierchu) 6 km tunel, który prowadzi przez miasteczko Samedan (ktoś wpadł na pomysł zbudowania tu lotniska, dzięki czemu zyskało miano najwyżej położonego w Europie) w kierunku skąpanego w ostrym słońcu, snobistycznego St. Moritz. Słynny kurort położony wśród majestatycznych szczytów i jezior robi wrażenie godne cen miejscowych hoteli, tymczasem pociąg mknie dalej przez rozległą dolinę pełną małych rzeczek, malowniczych polanek, nad którymi unosi się mgła jesiennych lasów zachwycających całą feerią barw – od ciepłych żółci i czerwieni po ciemny brąz.
Kosmiczny krajobraz
Najcenniejszym przeżyciem, którego doświadcza turysta podróżujący Bernina Ekspres, to ciągle zmieniający się krajobraz i możliwość zobaczenia z bliska całego bogactwa i różnorodności szwajcarskich Alp. Sielskie, zielone doliny i góry jak z reklamy czekolady Milka w połowie trasy zastępuje kamienisto-rudawa dolina kojarząca się z plenerami znanymi z księżyca.
U jej podstawy lśni tafla ogromnego, szmaragdowego jeziora Lago Bianco, a nad wszystkim górują imponujące czterotysięczniki – Piz Bernina i Piz Palu. Patrząc na ich masywne granie, zaczynam rozumieć pasję ludzi, którzy podejmują ogromne ryzyko, byle tylko wspiąć się na wierzchołek podobnych do tych gigantów.
Woda spływająca ze zbocza przełęczy Bernina po północnej stronie trafia do Dunaju i kończy swój bieg w Morzu Czarnym, a ta płynąca po południowej stronie – w Adriatyku. W 1911 roku rozpoczęto tu budowę niewielkiej tamy, dzięki której powstały dwa sztuczne zbiorniki – Lago Bianco i maleńki Lej Nair. Pomimo surowego krajobrazu to jedno z najpiękniejszych miejsc na całej trasie ekspresu.
To także wstęp do punktu kulminacyjnego wycieczki – jesteśmy na krętej drodze do Ospizio Bernina – najwyżej położonej stacji Kolei Retyckich (2 253 m n.p.m.). Kolejka wspina się coraz wolniej i pod coraz większym kątem. Jesteśmy gdzieś na wysokości pomiędzy naszym Giewontem a Rysami. Siedząc w wygodnym wagoniku, spokojnie mijającym kolejne przepaście, trudno uwierzyć, że można wjechać w tak wysokie góry pociągiem bez zębatek, a sceptycy zyskują dowód na to, że Koleje Retyckie to cud techniki. Tym bardziej zasługujący na docenienie, że doskonale zachowana infrastruktura kolejowa ma ponad 100 lat! Nie dziwi fakt, że Koleje Retyckie wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Stacja Alp Grum, z której rozciąga się najwspanialszy widok na panoramę Alp Bernińskich, to początek zjazdu w dół ku rozległej dolinie Poschiavo położonej we włoskojęzycznej części Szwajcarii i miasteczku o takiej samej nazwie. Skaliste zbocza zostają za nami, a zastępują je połacie pól uprawnych ulokowanych na licznych wzniesieniach doliny. Rosną tu małe drzewka owocowe, chmiel i winorośl, a bezludny jeszcze przed chwilą krajobraz wypełniają małe domki rolników i ciasna zabudowa miasteczka.
Kolejka sunie teraz ulicami niczym tramwaj. Mijamy ogromne jezioro Poschiavo i za kilkanaście minut wjeżdżamy na słynny okrągły wiadukt w Brusio. Pociąg niemal zjada swój ogon, a tory są momentami położone tak blisko domów, że ciekawscy mają szansę podglądnąć, co ich mieszkańcy jedzą na obiad.
Bernina Ekspres zbliża się powoli do włoskiej granicy i punktu docelowego wycieczki – uroczego, pełnego restauracyjek i tętniącego życiem miasteczka Tirano, gdzie pod palmą, w otoczeniu bujnej roślinności i towarzystwie rozgadanych Włochów doskonale smakuje aromatyczna kawa. Pasażerowie mają dwie godziny na zakupy regionalnych produktów i spacer wąskimi, typowo włoskimi uliczkami miasta. Potem, punktualnie co do minuty, Bernina Ekspres odjeżdża z powrotem w kierunku Davos, pozwalając jeszcze raz i na spokojnie nacieszyć się bliskością wspaniałych alpejskich szczytów i przełęczy. Jeśli mamy wybór, na co wydać w Szwajcarii pieniądze, to podróż Kolejami Retyckimi jest bez wątpienia jedną z najlepszych inwestycji.
Tekst: Joanna Jałowiec
Koleje Retyckie
Pierwszy odcinek z Landquart do Davos został otwarty 29 czerwca 1888 roku z inicjatywy Holendra Willem-Jana Holsboera. Przez kolejne 25 lat sieć sukcesywnie rozbudowywano. W pierwszej połowie XX wieku zaczęto ją elektryfikować. Odcinki są zasilane prądem przemiennym o napięciu 11 kV i 16 2/3 Hz. Długość linii kolejowych wynosi 382 kilometry, a rozstaw toru to 1 metr. Rhatische Bahn uruchamia pociągi osobowe, przyspieszone i pospieszne z obowiązkową rezerwacją miejsc. Po linii prowadzone są panoramiczne pociągi przeznaczone dla turystów nazywane Glacier Ekspres. Bernina Ekspres to jedna z trzech tras turystycznych.
Źródło: EKS Magazyn Więcej w najnowszym EKS Magazynie: * Wyprawa do Yellowstone*