Kocham, kiedy boli
Masowa wyobraźnia seksualna zapełniona jest przez przeróżne ekscesy, często ubrane w czarne skóry i wymachujące pejczem. Jak rodzi się w człowieku postawa masochistyczna i sadystyczna? – zastanawia się psychoterapeutka Katarzyna Miller.
08.05.2009 | aktual.: 26.05.2010 21:50
Masowa wyobraźnia seksualna zapełniona jest przez przeróżne ekscesy, często ubrane w czarne skóry i wymachujące pejczem. Zamiast z wynaturzeniem sadyzm i masochizm kojarzą się nam dziś z wyżynami ars amandi, uważamy je za kontrapunkt dla nudnego małżeńskiego seksu. Dlaczego tak się dzieje? Jak rodzi się w człowieku postawa masochistyczna i sadystyczna? – zastanawia się psychoterapeutka Katarzyna Miller. Rozmawia Tatiana Cichocka.
– Oto kolejny temat, któremu towarzyszy zwykle fascynacja...
– ...której nie wahajmy się nazwać niezdrową. Właśnie dlatego nie lubię tego tematu. Kojarzy mi się z podekscytowaniem licznej publiczności przekonanej, że sadomaso to jest rodzaj rewelacyjnego dekadentyzmu, rozkwitu cywilizacji zachodniej w libertyńskim wydaniu i najlepszym opakowaniu. Błyszczącym, czarnym i lateksowym. O szczególnym traktowaniu tematu świadczy już sam ten skrót i to, że wywołuje niezmiennie porozumiewawcze uśmieszki i spojrzenia, które niby mają sugerować, że my też lubimy się bawić „w te rzeczy”. Co, my jacyś gorsi jesteśmy?! A przecież tak naprawdę mało kto to lubi. Puchate kajdanki, skóry, nawet pejcze dajemy sobie w prezencie jako sugestię czy zaproszenie do udanego seksu. Cóż za nieporozumienie! Dla mnie jako terapeutki masochistyczno-sadystyczny seks to jest upadek. I to nie moralności bynajmniej, tylko ludzkiej nadziei na szczęście i spełnienie życia. Dotykamy tu bezpośrednio nagiej ludzkiej nędzy i poniżenia.
– Nie spodziewałam się, że zaczniesz tak ostro. Bo przecież sadomasochizm jak każde zjawisko ma wiele odcieni. Leciutka doza pikanterii od czasu do czasu to chyba nie jest problem, zwłaszcza jeśli to gra?
– Oczywiście. Bawić się można we wszystko, jestem jak najbardziej za urozmaicaniem sobie seksu. Pod warunkiem że jest to tylko i wyłącznie zabawa, dla obu stron, i jest to dla obojga partnerów jasne. Wtedy niech sobie i będzie ten dreszczyk związany z tym, że nagle ja tu leżę związana, niby to na twojej łasce, i możesz ze mną robić, co chcesz. I sam ten fakt podnieca obie strony. Trochę w tym teatru, trochę gry wyobraźni – szczególnie gdy używamy przy tym jakichś tam fikuśnych rekwizytów. Ale przecież nie zakładam wtedy, że będziesz miał ochotę zadawać mi ból, prawda? Problem pojawia się wtedy, gdy żadna inna forma bliskości seksualnej nie jest w stanie człowieka pobudzić albo gdy bez pewnych tego typu elementów nie jest on w stanie osiągnąć orgazmu. Niestety, w prawdziwym sadyzmie podnieca tylko prawdziwy, nieodgrywany lęk ofiary, a masochista musi poczuć prawdziwy ból, by się spełnić. A więc ludzie dotknięci tą przypadłością, sadyści, masochiści albo sadomasochiści, są po prostu chorzy i powinni się
leczyć.
– Jednak dość często nasze fantazje erotyczne zawierają elementy przemocy. Przysłużył się temu choćby markiz de Sade, który wprowadził ten temat do masowej wyobraźni.
– Był niezłym literatem, dzięki czemu udatnie określił w swoim zapisie normę pewnej choroby. Ale to jest tylko norma choroby i musimy sobie zdawać z tego sprawę. Coś, co ma człowieka pełnego lęku i braku miłości przekonać, że jest władcą życia, własnych i cudzych przeżyć. Czyli że to on rządzi. Podczas gdy w rzeczywistości jest sam we władzy ciężkiego nałogu. Szczególnym seksoholizmem, który człowieka uprzedmiotawia, maltretuje, może nawet zabić. Są słynne śmierci związane z duszeniem. Wyobrażasz sobie, że można żądać, by cię bito albo duszono podczas stosunku? Albo chcieć to robić komuś, żeby zaznać orgazmu? To oznacza, że ów ktoś doznawał w życiu tak silnych przeżyć, że żadne tam zbliżenie się do czyjegoś ciała czy dotyk nie wystarczają. Doznał cierpienia, które przerosło jego zdolność do asymilacji, więc się zamknął, znieczulił, zamroził.
– Czyli nie rodzimy się tacy?
– Nie. Dzieci są blisko seksualności. Podglądają się, pokazują sobie genitalia, bawią się w doktora. Dziewczynki wkładają sobie do cipki różne przedmioty. Ale jak tam włożą agrafkę, to dlatego, że jest mała, a dziewczynce brak jeszcze wyobraźni. Nie włożą otwartej agrafki czy igły, bo to boli, kłuje. Małe dziecko nie chce bólu. Żadne. Ale zdarzają się sytuacje, które uczą dziecko, że ból jest dobry. Dam przykład z mojej praktyki, który pokazuje, jak się rodzi postawa masochistyczna. Pewna kobieta, kiedy miała mniej więcej cztery latka, jadła zupę przy stole, a jej mama była w kuchni. Dziewczynka nieostrożnie machnęła rączką i zrzuciła ze stołu talerz. Zupa się wylała, a talerz stłukł. I ona wpadła w panikę, że mama ją skrzyczy i zbije – była o tym przekonana. Szybko wzięła do ręki ostry odłamek porcelany i przejechała nim sobie po nóżce. Zaczęła lecieć krew. I poczuła ulgę. Ponieważ dla matki tej dziewczynki zbicie talerza to była katastrofa, więc ona wiedziała, że musi zamienić tę katastrofę w jeszcze
większą katastrofę, żeby się ochronić. Ta kobieta, pracując z tym zdarzeniem, odkryła, że wybrała ból, by zyskać ulgę, opiekę i zapobiec gorszemu bólowi. I od tej pory tak zaczęła działać. W związkach pozwalała się źle traktować. Bo masochizm ani sadyzm nie ograniczają się do sypialni. Ludzie pozwalają na siebie krzyczeć, nie szanować się, ranić nie tylko fizycznie. Ta kobieta najpierw sama przekroczyła swoje granice, skaleczyła się specjalnie. I za to spotkała ją nagroda: ulga i radość, że znalazła sposób, żeby się chronić i przyciągnąć uwagę matki. Strach i ból skleiły się w niej z ulgą, bezpieczeństwem i bliskością.
– A jak się to ma do seksu?
– Celowo mówię o sytuacjach nieseksualnych, żeby pokazać, że seks nie jest niczym innym niż pozostałe części życia. Inny przykład – doświadczenie pewnego chłopca, syna alkoholika, który sam się później stał alkoholikiem: szedł z tatą na spacer po raz pierwszy i jedyny. Miał parę lat. Podskakiwał i nagle jego nóżka ześliznęła się z chodnika. W tym momencie ojciec zareagował tak, jak reaguje alkoholik, czyli w sposób nawet dla siebie samego niezrozumiały. Zawrzał z wściekłości, że się dzieciak źle zachowuje na ulicy. I go tak skatował, że chłopiec nie mógł iść. I co zrobił wtedy tatuś? Posadził go sobie na ramionach i zaniósł do domu. I to jest najszczęśliwsze wspomnienie z dzieciństwa tego chłopca.
– Znowu wzór: ból sklejony z ulgą i szczęściem. A jak się rodzi postawa sadystyczna?
– Podobnie. Tyle że ulga nie pochodzi z doznanego bólu, tylko z odwetu. Ktoś doznał bólu, upokorzenia i bezradności, więc żeby sobie z tym poradzić, oddał komuś słabszemu. I doznał ulgi, napawając się lękiem swojej ofiary, jej słabością i tym, że w tym momencie to on ma władzę. Już nie jest osobą, która doznaje lęku, bólu i bezradności, tylko tę swoją bezradność przekuwa w siłę.
– Nie wszyscy ludzie, którzy są sadystami, są sadystami seksualnymi. Nie wszyscy masochiści są masochistami seksualnymi. Skąd ten szczególny związek?
– Żeby w ogóle coś wyszło z seksu, człowiek musi się rozluźnić. A masochista i sadysta żyją w ciągłym napięciu i oczekiwaniu na karę, cios. To napięcie jest nieznośne, paraliżuje, znieczula, więc paradoksalnie jedyny sposób, w jaki taki człowiek może się rozluźnić, to wreszcie poczuć ten ból albo satysfakcję z zadawania go. Jest jeszcze jeden typowy przypadek, który może doprowadzić do wykształcenia się sadomasochistycznej postawy w seksie, a mianowicie dzieci molestowane seksualnie. Z jednej strony, gdy to się dzieje, boją się, nie chcą tego. Nie mogą się obronić, uciec, czują się bezradne. Ale całkiem często zdarza się, że odczuwają przy tym przyjemność, a nawet podniecenie, czują się ważne, bo ktoś dorosły – na przykład ojciec – się nimi zajmuje. Te dzieci mają wdrukowany wzór uprzedmiotowienia, podniecenia, poczucia winy i potrzeby bycia za to jakoś ukaranym, a więc kompletnego zagubienia.
– Mam w głowie jeszcze jedno skojarzenie: mężczyzna, w domu i biznesie absolutnie macho, a cichaczem chadza do prostytutki, której każe się bić i nazywać się niegrzecznym chłopczykiem... to prawda czy wymysł?
– Dobrze, że o tym mówisz. Tacy mężczyźni istnieją. I to ilu. Nie wszyscy naprawdę chodzą do tej zastępczej mamusi, żeby ukarała niegrzecznego synka, część tylko o tym fantazjuje. Coś takiego dzieje się, gdy w jakimś sensie dzielisz się na pół i w swoim codziennym życiu pokazujesz i wyrażasz tylko jedną stronę. Wówczas ta druga część ciebie, ukryta, wyparta, jakoś chce dojść do głosu. To bywa doprowadzone do ekstremum – i to jest właśnie ten przypadek, który opisujesz. Taki mężczyzna jako dziecko był zwykle tym bitym, karanym za błędy, za to, że nie spełnia wizji rodziców. I obiecał sobie, że już nikt nigdy go nie upokorzy, że to on będzie panem, będzie zdobywał, karał, zwalniał. I często udaje się mu wejść na sam szczyt, bo jest bardzo zdeterminowany, całą swoją siłę i motywację wkłada w to, żeby obronić tego bitego chłopca przed kolejnymi upokorzeniami. Życie, którym wiecznie się coś komuś udowadnia, jest pełne napięcia. I znowu potrzebne jest tego odreagowanie. Poza tym w głębi duszy taki człowiek nie
czuje się wartościowy, uważa, że zasługuje na karę, bo to ciągle słyszał od matki. Więc chce, by go bito. Najchętniej owa zastępcza mamusia, bo od tej prawdziwej jest nadal uzależniony...
– To wszystko, co opisujesz, to rzeczywiście wielka krzywda, cierpienie i prawdziwa ludzka nędza. Dlaczego więc zajmuje takie miejsce w kulturze? I dlaczego tak pokrętnie to zjawisko interpretujemy?
– Łatwo jest skrzywdzić dziecko, trudno je naprawić. By człowieka tak skrzywionego wyprostować, trzeba naprawdę dużo pracy, odpowiednich warunków i dobrej woli. I kto to ma niby robić? Dlatego nauczyliśmy się to racjonalizować. Udowadniać, że to nieszczęście jest wielką zabawą, która niby świadczy o naszym wyzwoleniu, wolności. Dodajemy nieco szminki, lateksu, czerni i już nie wygląda to nędznie. I już możemy udawać, że mamy takie doznania, o których wy, szaraczki, pojęcia nie macie. Co tam ten wasz nudny seks w pozycji misjonarskiej, przy zgaszonym świetle, pod kołdrą. My jesteśmy panami doznań, świata, kontrolujemy, nie nudzimy się. A przecież się strasznie nudzą, nużą, niewiele czują, są uzależnieni. Czy naprawdę mamy im czego zazdrościć?