Kochanica
Słowo kochanka niby pochodzi od słowa kochać, ale ma, przynajmniej u nas, znaczenie negatywne. Bo czemu kochanka, a nie sienkiewiczowska żona i matka? Co z nią takiego, że nie zasługuje na welonik? Może ma ukryte wady? Oczywiście nikomu nie przychodzi do głowy, że to laska nie chce ślubu, a takich przykładów znam sto.
29.12.2010 | aktual.: 29.12.2010 16:51
Słowo kochanka niby pochodzi od słowa kochać, ale ma, przynajmniej u nas, znaczenie negatywne. Bo czemu kochanka, a nie sienkiewiczowska żona i matka? Co z nią takiego, że nie zasługuje na welonik? Może ma ukryte wady? Oczywiście nikomu nie przychodzi do głowy, że to laska nie chce ślubu, a takich przykładów znam sto.
Acz trzeba przyznać, że nasze samce Alfa też chcą sobie pohulać na wolności, zanim dadzą nam swoje nazwisko, typu Grucha, Pączek, czy Kiełbasa, które po myślniku ozdobi nazwisko panieńskie, typu: Lubicz, Małopolska, czy Wojdyłło.
W krajach latynoskich i południowych instytucja kochanki jest zaakceptowana, również przez stare żony, bo istnieje umowa, że z kochanką się nie żenimy i jest jak samochód: na chodzie, z małym przebiegiem, dużą pojemnością i ładna, tak żeby chłopaki oszaleli z zazdrości. Są jakieś zasady.
Nam, jako raczkującej zachodniej Europie się wszystko myli i jak tylko jakaś laska zrobi nam co trzeba, zamiast umieścić ją w luksusowym apartamencie, kupić auto i zażądać wyłączności, zaczynamy rozbijać rodzinę, krzywdzić dzieci, nie mówiąc o żonie, której ze zdumienia nie zamyka się paszcza przez miesiąc, jakby zrobiła lift u doktora Gumki.
Mąż z ciążowym bebeszkiem, miłośnik kopytek, wierny od 25 lat, nagle zwariował, woli wyższą, młodszą i ładniejszą? Załóżmy jednak, że nie wszyscy mężczyźni to bałwany i że rodzina zostaje, a na boku dyżuruje mega laska. Sytuacja super, o ile ma męża i nie ma problemu siedzenia samej w weekendy, wakacje, nie mówiąc o Wigilii i Sylwestrze.
Tu kochanka ma przechlapane. Żadna żona, nawet głupia jak chomik, nie uwierzy w tenisa w Boże Narodzenie, ani zamiłowanie do porannych spacerów w Nowy Rok. O ile spryciarz ubłaga kolegę, żeby wziął jego ukochaną na ten sam bal, to nie ma mowy o pierwszej kolejności w składaniu jej życzeń, ani tańczeniu zbyt wiele razy, bo wtedy się może wydać, tym bardziej, że „in vino veritas”, czyli „w winie prawda”.
Nabombiony samiec traci instynkt, a samica przeciwnie - nabiera bystrości. To jeszcze z czasów jaskiniowych, gdy musiałyśmy mieć ochronę przed drapieżnikami i trzeba było skombinować na wyłączność kolegę z maczugą. To powodowało ostrą walkę z jakąkolwiek konkurencją. Największym wrogiem kochanki jest żona kochanka, ale należy pamiętać o dzieciach.
Żona ma wspólne wizyty u przyjaciół w piątek i seks w sobotę, a bachory niedzielę, gdzie są napychane lodami w ramach wyrzutów sumienia tatusia. I dobrze, jeśli kochanek ma je tylko z jedną kobietą, ale przeważnie nie. Dziwnym trafem w ramach strzelania sobie w kolano, faceci machają dzidziusie każdej kobiecie, z którą śpią więcej niż dwa razy, a szczególnie niepoczytalni adoptują dzieci jakiegoś faceta, żeby wszystkim było przyjemnie. Panopticum! Żona ma wyjazd na Martynikę, kochanka kursokonferencje w domu weselnym w Suwałkach, albo w byłym milicyjnym ośrodku sportowym, przerobionym niezdarnie na spa.
Żona ma spacery w miejscach uczęszczanych i premiery w operze, kochanka wpuszczanie gacha po kryjomu. Żona ma zapłaconą gosposię, umyte auto i polisę, kochanka sama nosi rzeczy do pralni. W Wigilię siedzi z matką i ciocią, też singelką, tyle, że o 30 lat starszą, a właśnie porzuconą przez wieloletniego kochanka, który wrócił do żony, bo razem chodzili do szkoły. Tu bym radziła się przyjrzeć uważnie, bo może to przyszłość nasza, czyli kochanki, która w tym systemie nie ma żadnych praw i leci w lata, aż się kurzy.