Blisko ludziKochanie, jestem w ciąży

Kochanie, jestem w ciąży

Kochanie, jestem w ciąży
Źródło zdjęć: © kobieta+WP
02.07.2007 09:12, aktualizacja: 31.05.2010 16:02

Zrobiła test i nic. Kolejny i znowu nic. I jeszcze raz nic! – Tylko mąż wierzył, że doczekamy się upragnionych dwóch kresek – mówi przyszła mama. – Dla mnie ten czas był wiecznością.

Zrobiła test i nic. Kolejny i znowu nic. I jeszcze raz nic! – Tylko mąż wierzył, że doczekamy się upragnionych dwóch kresek – mówi przyszła mama. – Dla mnie ten czas był wiecznością.

Anna, 33. tydzień ciąży

Wszystkiemu winna była tarczyca. Przez nią tak długo czekała na tę chwilę. Gdy wytoczyła jej wojnę na hormony, wygrała. – Jak ja kocham to jeszcze nie narodzone dziecko! – śmieje się.

Nie spodziewałam się, że ta miłość ogarnie mnie tak... od stóp do czubka głowy. Teraz nie wyobrażam sobie, że mogłoby jej nie być. Choć tak się zapowiadało. Dlaczego akurat moja tarczyca postanowiła zastrajkować? Nie produkowała hormonów potrzebnych do zajścia w ciążę. Dlatego zdecydowałam się na specjalną kurację, aby zmusić ją do pracy. Osiem tygodni czekaliśmy na wynik, zastanawiając się, czy zwycięży tarczyca, czy ja. – Trzeba zrobić test – to mąż uparł się, żeby go kupić. Po co? Nie wierzyłam, że jestem w ciąży. Dlatego Tomek, a nie ja, siedział w łazience i patrzył, czy pojawia się druga kreska. Ależ byłam zaskoczona, gdy mnie zawołał. Jeszcze nic pewnego, obok grubej pojawiła się cienka linijka. Serce podpowiadało mi, że to prawda, ale rozum wątpił. „Nie ciesz się” – powtarzałam. Niecierpliwie czekaliśmy na poranek. Pierwszy test zrobiliśmy wieczorem, może dlatego był taki niepewny wynik? Tym razem... Hura! Jestem 
w ciąży! Dopiero wtedy zadzwoniliśmy do rodziców.

Pierwsze USG

Pierwsze USG zrobiłam w 12. tygodniu ciąży. Jak zaczarowani wpatrywaliśmy się w monitor. Maleństwo kręciło się. – Pomachaj do taty – zawołał mój wzruszony mąż. Co zrobił maluszek? Obrócił się i poruszył... Rączkami? Chcieliśmy tak myśleć. Serca biły nam jak oszalałe.

Od tamtej chwili jeszcze częściej mówiliśmy maleństwu, że jest najważniejsze na świecie. Fajnie reagowało, gdy dotykaliśmy brzucha lub gdy Tomek go całował. Mąż szaleje. Właśnie dzwonił, że kupił dla małej sukienkę. Znalazł też drużynę piłki nożnej dla dziewczynek, do której zapisze Maję. Podoba mi się, że mówi do mnie w liczbie mnogiej: „wstałyście”, „co robicie, myszki”. Nie możemy się doczekać, kiedy maleńka przyjdzie na świat. Wszystko kręci się wokół niej. Czekała na Maksa, a urodzi się Maja W 20. tygodniu ciąży okazało się, że w brzuszku mieszka dziewczynka, a nie chłopczyk. Jak to? Nie będzie Maksa? Ania natychmiast pokochała córeczkę!

Po długim wyczekiwaniu

Wiadomość, że są w ciąży, przyjęły z niedowierzaniem. Bo tyle testów już zrobiły, tak długo czekały... A te dwie niepewne kreski to przecież jeszcze nie dowód. 
Ale mimo wątpliwości serce mocniej zabiło na widok różowych linijek. Oto jak Ania i Kasia zapamiętały tę wzruszającą chwilę.

Katarzyna, 16. tydzień ciąży

Zrobiła test i nic. Kolejny i znowu nic. I jeszcze raz nic! – Tylko mąż wierzył, że doczekamy się upragnionych dwóch kresek – mówi przyszła mama. – Dla mnie ten czas był wiecznością.

Przyzwyczaiłam się już do tego comiesięcznego rytuału: apteka, „poproszę test ciążowy”, łazienka, kropelki, wskazówki zegarka
i… znowu pojedyncza kreska. Nie zliczę, ile razy miałam nadzieję, że już, w końcu, nareszcie jestem w ciąży. Gdy nagle wszystko się zmieniło. Pewnego ranka coś mnie podkusiło, żeby zrobić test.

Czas minął

Najgorsze było to liczenie minut. Spóźnię się do pracy? Czas minął i – niestety – znowu pojedyncza kreska. Rozczarowanie to paskudne uczucie. Chciałam szybko o tym zapomnieć. Zajęłam się makijażem, robieniem kanapek. Myślałam o ulotce dołączonej 
do testu. Znam ją na pamięć: „Po okresie dłuższym niż 5 minut nie należy odczytywać wyniku...”. Co z tego? Przecież są wyjątki! Dlatego zerknęłam na test i... „Tooomek!”. Chyba krzyczałam przeraźliwie, bo mąż przybiegł, jakby się paliło. Trudno 
w to uwierzyć, ale druga kreska naprawdę się pojawiła! Ledwo widoczna. Ale wystarczająco, abyśmy eksplodowali radością. Że nic pewnego? To nic. Nasze maleństwo dało znak. Do pracy pojechaliśmy w cudownych nastrojach.

Marzenia się spełniły

Podczas kolejnych prób kreseczka była bardziej wyrazista. Zrobiłam badanie krwi, zapisałam się do lekarza. Ginekolog po naszych minach zorientował się, że nie będzie to zwykła wizyta. Gdy usłyszałam słowa: „pęcherzyk ciążowy”, odetchnęłam z ulgą. Marzenia się spełniły! Po wyjściu z gabinetu poszliśmy prosto przed siebie. Jeszcze do niedawna widok mam spacerujących z wózkami wyprowadzał mnie z równowagi, a wtedy sprawił, że czułam się szczęśliwa. W wyobraźni widziałam nas wpatrzonych w maleństwo. Ile przeszliśmy kilometrów? Kilkanaście? Byliśmy pochłonięci rozmową. Niestety, kilka dni później wylądowałam na izbie przyjęć. Zagrażało mi poronienie. Zatem musiałam leżeć. Dla dzidziusia – wszystko! Ambicje zawodowe? Szkrabie, ty jesteś najważniejszy.