Małgorzata Socha - matka, żona i ikona
Gdyby mieszkała w Hollywood, zostałaby obwołana ulubienicą Ameryki. Bezpretensjonalna dziewczyna z sąsiedztwa, która przed kamerą jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przemienia się w księżniczkę, także w życiu prywatnym godzi sprzeczności. Przykładna żona i matka nie rezygnuje ze spełnienia w pracy. Czyżby ambasadorka biżuterii Apart Małgorzata Socha udowadniała, że naprawdę można mieć wszystko?
Gdy obserwuje się Małgorzatę Sochę na planie – filmu, serialu czy sesji zdjęciowej – trudno nie zostać jej najwierniejszym fanem. W przerwach otwarta, serdeczna, żywiołowa, zagaduje przyjaciół (a należą do tego grona jej partnerki z planu polsatowskich "Przyjaciółek" – Anita Sokołowska, Magdalena Stużyńska i Joanna Liszowska, ekipy fotografów, stylistów i makijażystów oraz równie sławni jak Socha – Katarzyna Zielińska, Paulina Krupińska czy Łukasz Jemioł, który najchętniej właśnie dla niej szyje swoje spektakularne kreacje), pokazuje filmiki na YouTubie albo dzwoni do męża, biznesmena Krzysztofa Wiśniewskiego, żeby zapytać, co słychać u ich dwóch córeczek – czteroletniej Zosi i rocznej Basi. Ale wystarczy, że rozbłysną światła, a 37-letnia gwiazda, która energią mogłaby obdzielić kilka dwudziestolatek, skupia się na pracy, natychmiast wchodząc w rolę. Doskonale wie, jak ustawić się do zdjęcia, szanuje czas, umiejętności i wysiłek ekipy, kamera ją kocha.
Profesjonalizm Sochy, którego nie należy mylić z rutyną, bo w każdej scenie i na każdym zdjęciu daje z siebie sto procent, to efekt solidnego wychowania. Sama mówi o sobie: "dziewczyna z dobrego domu". W jej warszawskiej rodzinie obowiązywały zasady kindersztuby. "Tata, pilot wojskowy, stawiał twarde reguły, ale ja często bywałam przekorna" – mówiła w wywiadzie dla "Vivy!". Córka jest do niego podobna nie tylko z wyglądu. "Chciałabym być taka jak on. Twarda, rzeczowa, uparta". Siłę charakteru odziedziczyła po ojcu, a wyczucie stylu, z którego słynie na salonach, po mamie ekonomistce. "Moja mama była i jest wielką elegantką. Zawsze zwraca uwagę na to, jak wyglądam. Nawet teraz, gdy przyjeżdżam na rodzinne obiady, jestem poddawana szczerej ocenie. Zawsze wiem, że muszę się ładnie ubrać i umalować. Mama tego ode mnie wymaga. Dbam o nasze relacje, więc staram się unikać powodów do kłótni. Mój mąż się z tego śmieje, bo nigdy nie widział, żeby dorosła kobieta tak się stresowała przed wizytą u mamy" – zwierzała się w wywiadzie dla "Elle".
Dzieciństwo z troskliwymi rodzicami i starszym bratem, wtedy idolem, dziś najlepszym przyjacielem, wspomina jako szczęśliwe. Zbuntowała się tak naprawdę dopiero po maturze. Rodzice chcieli, żeby została prawnikiem. Ale babcia Zosia, która marzyła o tym, żeby grać w teatrze, stała się dla Sochy inspiracją. Na warszawską Akademię Teatralną, gdzie nawet najzdolniejsi zdają po kilka lat z rzędu, dostała się za pierwszym razem. "Przez całe studia miałam poczucie, że nie pasuję do środowiska, w którym się znalazłam. Większość osób na moim roku zdawała kilka razy, zanim została przyjęta. Musieli włożyć dużo wysiłku, żeby się tam dostać. Byli starsi, wiedzieli, po co tam przyszli, czego chcą, mieli jakiś pomysł na siebie. Mnie to przyszło za łatwo, za gładko" – opowiadała Socha w wywiadzie dla "Pani".
Grzeczna dziewczyna wyróżniała się na tle uczelnianych kolorowych ptaków, ale może właśnie dlatego jej kariera potoczyła się tak szybko. Jeszcze w liceum wystąpiła w wystawianej w telewizji sztuce "Anka" w reżyserii Radosława Piwowarskiego. Rok później wcieliła się w Kate, córkę Jerzego Wonsa w "Złotopolskich". Zagrała też u Waldemara Szarka w filmie "To my" i we "Wtorku" Witolda Adamka.
Po dyplomie na chwilę zwątpiła w to, czy kariera aktorska rzeczywiście była jej pisana. Telefon nie dzwonił, a Socha musiała stawić czoła dorosłości. Zamiast biegać na castingi została agentką nieruchomości. "Dziewczyna, która prowadziła spotkanie rekrutacyjne, nie była pewna, czy za chwilę nie wyskoczy spod stołu Szymon Majewski i nie powie: "Mamy cię!". Uspokoiłam ją, że tak się nie stanie. Że przyszłam tu w swojej sprawie, bez ukrytej kamery. Po prostu chcę pracować i zarabiać. Po godzinie zadzwonili, że mnie przyjmują. Szybko się w tej pracy odnalazłam. Miałam poczucie, że dopiero teraz zaczynam żyć jak "prawdziwy" człowiek. Codziennie rano musiałam się stawić w pracy. Wykonywałam mnóstwo telefonów, pozyskując inwestycje dla agencji, szukając nieruchomości do sprzedaży. Czy z sukcesem? Sprzedałam jedno mieszkanie i jedno wynajęłam. Półtora miesiąca później dostałam propozycję zagrania w serialu i zrezygnowałam z pracy w agencji nieruchomości. Ale nie żałuję tego doświadczenia, to nie była strata czasu" – opowiadała w wywiadzie dla "Skarbu".
Gdy przyszła propozycja z "Brzyduli", jej życie zmieniło się z dnia na dzień. Chociaż Socha chciała zagrać tytułową Ulę, która to rola powędrowała ostatecznie do Julii Kamińskiej, okazało się, że postać sekretarki Violetty Kubasińskiej jest skrojona na miarę talentu Sochy. Zabawne powiedzonka bohaterki ("A mi tu kaktus jedzie?", "Będę siedziała cichutko jak miś pod miotłą", czy "Dajesz ludziom palec, a oni wejdą ci na głowę") szybko stały się kultowe. Ludzie z branży poczuli, że z talentem Sochy trzeba się liczyć.
Swoją vis comica aktorka pokazuje, dubbingując filmy animowane, takie jak "Smerfy", "Sing" i "Alvin i wiewiórki". Ale pozycję najbardziej lubianej polskiej aktorki, która z czasem została także ambasadorką biżuterii Apart, kosmetyków Avon i nowego Jaguara E-Pace, zawdzięcza postaciom kobiet, z którymi mogą utożsamiać się zarówno panie domu z małego miasteczka, jak i supersilne szefowe korporacji. Od jedenastu sezonów w "Przyjaciółkach" gra Ingę Gruszewską, która nie boi się zmian, a w "Na Wspólnej" równie silną Zuzannę Hoffer.
Na ekranie najczęściej oglądamy Małgosię pogodną, szczerą, życzliwą – o takiej przyjaciółce marzy każda dziewczyna. Metamorfozę Socha przechodzi na czerwonym dywanie. Dzięki stylistce Alicji Werniewicz, która pomaga kreować wizerunek aktorki, Socha nosi ubrania od najlepszych projektantów. Nawet gdy eksperymentuje z fasonami, kolorami i tkaninami, wspólnym mianownikiem jej stylizacji jest kobiecy pierwiastek. Liczy się każdy detal – delikatna biżuteria, koronkowe rękawy albo seksowne drapowania. Równie dobrze wygląda w aksamitnym garniturze projektu swojego przyjaciela, Łukasza Jemioła, co w sukience w stylu boho od Saint Laurent albo miękkich dzianinach.
W tym ostatnim wcieleniu – szczęśliwej kobiety domowej – coraz częściej oglądamy ją na zdjęciach na Instagramie. Socha pozwala fanom zajrzeć za kulisy swojego życia, pokazując świąteczne pieczenie ciasteczek, plotki z przyjaciółkami i wakacje z rodziną. To właśnie mąż i dwie córki są dla Sochy na pierwszym miejscu. "Gdybym musiała wybierać między pracą a domem, oczywiście wybrałabym dom. Tak jestem wychowana. Moja mama zawsze nas stawiała na pierwszym miejscu i to procentuje w życiu. Ja nie mam żadnych deficytów miłości, niczego nie muszę sobie rekompensować. Dlatego jestem taka, jaka jestem, i to buduje człowieka na start w dorosłość" – mówiła w wywiadzie dla "Vivy!". Na szczęście nie musi podejmować takiej decyzji, bo sukcesom w życiu zawodowym towarzyszy spełnienie osobiste.
Z mężem Krzysztofem poznali się w połowie lat 90. na wakacjach. Ona miała 16 lat, on 19. Od tego czasu są nierozłączni. W tym roku para obchodzi dziesiątą rocznicę ślubu. "Czułam, że jeśli nie weźmiemy ślubu, to się rozstaniemy. Nie chciałam już dłużej żyć w niezobowiązującym związku. Powiedziałam stanowczo: Chcę być twoją żoną" – mówiła Socha w "Twoim Stylu".
W przeciwieństwie do licznych gwiazdorskich małżeństw, które kłócą się i godzą na oczach wszystkich, Małgosia i Krzysztof nie pozują do wspólnych sesji, rzadko rozmawiają o swojej miłości, w domu mają ustalony podział ról. Mąż spoza show-biznesu sprowadza gwiazdę na ziemię. Dzięki niemu zaraz po wielkiej gali Socha zapomina o blichtrze. "Świetnie się uzupełniamy. Kiedy ja dużo pracuję, Krzysztof przejmuje moje zadania. Gdy ja mam więcej czasu, więcej biorę na siebie. Co prawda, czasami Krzysiek wpada w popłoch, gdy siedzę za długo w domu, bo wtedy zaczynam kombinować, przemeblowywać, wymyślać kolejne remonty. Na szczęście dla nas obojga, zdarza się to rzadko" – opowiadała aktorka w "Vivie!".
Gdy nie gna na plan, nie pozuje do zdjęć albo nie wypełnia obowiązków ambasadorki Apartu, każdą wolną chwilę spędza z córkami. Na wywiady często umawia się w przelocie – w przerwie zdjęć, w samochodzie, po treningu. Nie chce tracić czasu, który należy się dzieciom. Chociaż uchodzi za pełną poświęcenia matkę, aktorka sama często opowiada o tym, jak trudno pogodzić macierzyństwo z karierą. Przyznaje, że ten dylemat mają wszystkie kobiety, niezależnie od zawodu. Na jednym ze zdjęć na Instagramie Małgosia pokazuje, jak podczas przygotowań na galę 25-lecia Polsatu bawi się z córką. Cóż, jest wielozadaniowa jak każda kobieta. "My, aktorki, jesteśmy żonami i mamami. Musimy ugotować, posprzątać, zająć się rodziną. Szpilki w kąt, zakładasz dres i na dywan bawić się z dzieckiem (śmiech). Cała prawda o nas wychodzi w domu" – opowiadała w "Grazii". Ale to właśnie wtedy, bez szpilek, w dresie i w domu Socha jest najszczęśliwsza.
Materiał powstał przy współpracy z firmą Apart