Blisko ludziMężczyzna nietańczący

Mężczyzna nietańczący

Cóż, tym razem wpis nader osobisty. Otóż nie wiem jak tam u was, ale ja mam męża, który nie lubi tańczyć. Ja natomiast co prawda nie umiem tańczyć, ale nie przeszkadza mi to w pląsaniu, wiciu się i skakaniu po parkiecie. Chętnie obtańcowuję przyjaciółki, a w sytuacjach dużych imprez czy klubowych sal nie stronię od obtańcowywania obcych sympatycznych niewiast.

Cóż, tym razem wpis nader osobisty. Otóż nie wiem jak tam u was, ale ja mam męża, który nie lubi tańczyć. Ja natomiast co prawda nie umiem tańczyć, ale nie przeszkadza mi to w pląsaniu, wiciu się i skakaniu po parkiecie. Chętnie obtańcowuję przyjaciółki, a w sytuacjach dużych imprez czy klubowych sal nie stronię od obtańcowywania obcych sympatycznych niewiast.

Nowe ruchy podpatruję u młodszych partnerek. Wśród studentek, które chętnie tańczą z dwa razy starszymi dziadami sponsorami, podpatrzyłam, że powróciła moda na tzw. torebki banany, czyli takie torebki przyczepiane do paska. Fajne! Podkreśla biodra.

Na parkiecie stronię jedynie od zmulonych pięcioma browarami bekających “dżentelmenów”, wieszających mi się na szyi, oraz naćpanych chudzielców w rurkach, którzy zgubili drogę do pudrownicy zwanej deską klozetową. Poza tym tańcować mogę parę godzin, gdyż pomimo wieku kondycja dopisuje. Oczywiście wolę, gdy didżej gra swingujące standardy z czasów Cole Portera, ale Lady Gaga czy najnowsze rąbanki muzyczne zupełnie mi wystarczą.

W tym czasie mój genialny ale bardzo nieśmiały mąż, wylękniony niebluźnierca, siedzi na kanapie lub stoi w kącie i milczy, gdyż nawet intelektualną konwersacją o sprawach istotnych czy nowej prozie serbskiej zabawić się nie może. Jak wiadomo, muzyka taneczna to nie ciche brzęczenie cykad wśród toskańskiej nocy. Rozmawiać się nie da. Cierpi, ale stoi, bo wolał jednak przyjść i popatrzeć (popilnować?) na potarganą, zdyszaną żonę, która taniec przerywa tylko po to, by nerwowo sprawdzić czy nie zgubiła torebki. I to jest zaleta nietańczącego męża - można na nim powiesić torebkę, powierzyć klucze, itd.

Nie do końca rozumiem, po co osoby nietańczące towarzyszą swym tańczącym wybrankom. Moja przyjaciółka ma z kolei roztańczonego do czerwoności konkubina, który rozkręca się dopiero po północy. Ona woli kameralne spotkania domowe, więc po prostu zostaje w domu w kapciach i sącząc imbirowe herbatki przyjmuje gości lub sama miło spędza wieczór. Dzięki temu nie zrzędzi: “Boże, ogłuchłam od tej muzyki”, “Boże, ale śmierdzi mi sweter piwem”.

Nam się udało uniknąć awantury. Choćby nietańczący mąż próbował wpędzić mnie w poczucie winy bądź empatii (wracajmy, widzę że cierpisz), to nic z tego. Świat wiruje mi przed oczami i miny w podkówkę po prostu nie widzę. A teraz wybaczcie: odbijany! Nietańczącym życzę wygodnych ścian do podpierania w Sylwestra, a tańczącym zgrabnych obcasów.

agata passentimprezasylwester

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (9)