FitnessMoja przyjaciółka waga

Moja przyjaciółka waga

Kup wagę. Nawet się nie spodziewasz, jak szybko stanie się Twoją najsilniejszą bronią w walce z... nadwagą.

Moja przyjaciółka waga

Powiedz to sobie szczerze: gdyby waga była Twoją koleżanką, szybko miałabyś jej dość. Ty przecież, w przeciwieństwie do niej, nie uważasz, że szczerość jest ważniejsza od grzeczności. A waga? Ona jest jak policjant: nie zna litości. Zamiast pogrozić Ci palcem, od razu wlepia mandat.
Nie będę dłużej ukrywać – do tej pory nie lubiłam wag, bo od żadnej z nich nie usłyszałam dotąd tego, na co czekałam: że ważę 56 kilogramów! Właśnie tyle sobie wymarzyłam!

Bardzo tajemnicza liczba *To zadziwiające, ale *nawet szczupłe kobiety wymijająco odpowiadają na pytanie, ile ważą. Moja koleżanka Karolina uważa nawet, że jest to pytanie z gatunku intymnych. Ona, na przykład, za nic na świecie nie stanie na wadze w siłowni, jeżeli ktokolwiek (łącznie ze mną) znajduje się w promieniu 10 metrów. Przecież mógłby dostrzec TĘ LICZBĘ! Jednocześnie ta sama Karolina, bez mrugnięcia okiem, co dwa miesiące poddaje się depilacji bikini u kosmetyczki. Jak widać, obnażanie okolic intymnych przed obcą osobą to nic w porównaniu z bólem i upokorzeniem, jakim jest ujawnienie swojej wagi przed pracownikiem siłowni. Wcale się Karolinie nie dziwię. Wprost przeciwnie, doskonale ją rozumiem. Ja sama (jeśli w ogóle wejdę na wagę w siłowni), schodząc z niej, dyskretnie zsuwam ciężarek do kreski: 56 kg. Po to, żeby ten wynik kłuł w oczy następną kobietę.

*Lata wagi lekkiej *Gdy miałam dwadzieścia kilka lat, utrzymanie dobrej sylwetki niewiele mnie kosztowało. Waga w ogóle nie była mi do tego potrzebna. Podczas wizyty u lekarza prosiłam tylko pielęgniarkę, by odjęła kilogram na buty. Za to dzisiaj, przed ważeniem, zachowuję się tak jak podczas najsurowszej kontroli na lotnisku – zdejmuję z siebie wszystko po kolei: buty, skarpetki, pasek, zegarek i kolczyki. A potem wchodzę na wagę ostrożnie i bardzo wolno. Jestem przekonana, że pod wpływem gwałtownych ruchów wskazówka mogłaby przesunąć się za daleko i już na zawsze pozostać w tej pozycji. Wtedy nie miałabym już przed światem żadnych tajemnic.

Od miłości do nienawiści *Moje problemy z wagą pojawiły się 10 lat temu, kiedy urodziłam dziecko. Miałam wrażenie, że po ciąży kilogramów przybywa mi z każdym miesiącem. *Znajomi tłumaczyli usłużnie: „Nie panikuj! To przecież normalne, że tyjesz. Wraz z upływem lat przemiana materii jest wolniejsza”. Cudownie. Byłam im wdzięczna za to wyjaśnienie. Nie miałam już wątpliwości: staję się nie tylko cięższa, ale i starsza. Ta myśl zdecydowanie poprawiała mi samopoczucie...A waga? W tym czasie nasze stosunki były prawie lodowate. Nawet jeśli od czasu do czasu próbowałam zrzucić parę kilogramów, bałam się jej żelaznego werdyktu – ważyć więcej, niż się spodziewasz, to przecież jeszcze gorsze niż kolor włosów, który zupełnie Ci nie wyszedł. Kolor szybko można zmienić, ale z wagą nie pójdzie Ci już tak łatwo. Ona nie ma dla Ciebie za grosz współczucia. Nawet nie zauważy, że wczoraj zrezygnowałaś z kieliszka wina. A tylko czeka na okazję, by Ci przypomnieć, że nie odmówiłaś sobie sześciu ciastek. Taka z niej
przyjaciółka. *
*
Na drodze do pojednania *Kolejną przeszkodą na drodze do pojednania z wagą jest to, że ważenie się nie jest po prostu w modzie. Dookoła słyszę
tylko: „To ile ważysz, niewiele mówi o Twoim zdrowiu”. Albo: „Sądzisz, że ważysz za dużo? A może to sprawa wody w Twoim organizmie albo przyrostu mięśni, bo mięśnie są cięższe od tłuszczu”. *
Mam w nosie, czy tak dużo ważą moje mięśnie, woda, czy włosy. Moim problemem jest to, że jestem za ciężka. Chcę być lżejsza! Najgorsze, że nie mogę nawet liczyć na zrozumienie ze strony mojego instruktora z siłowni. Kiedy mu mówię, że chcę ważyć mniej, odpowiada spokojnie: „Skoncentruj się raczej na celu zdrowotnym, spróbuj obniżyć tętno spoczynkowe”.
Gdy słyszę to wszystko, po prostu chce mi się krzyczeć! Dlaczego ludzie nie dziwią się, że marzę, aby wbić się w spodnie o rozmiarze 38, a za nic na świecie nie chcą pojąć, że chcę osiągnąć wymarzony wynik również na wadze? I wcale nie jestem w tym odosobniona. Sprawdziłam dokładnie. Oto wyniki prywatnej ankiety, którą przeprowadziłam wśród 20 koleżanek. Wszystkie, poza Karoliną, przyznają, że do aktywności fizycznej motywuje je przede wszystkim waga. Nawet zdrowie jest
na dalszym miejscu. Moja ankieta potwierdziła też, że kobiety dużo mniej dbają o BMI (wskaźnik masy ciała, który określa, czy Twoja waga jest odpowiednia do wzrostu) niż o to, ile ważą.
– Mąż ofiarował mi na urodziny wagę, która umożliwia pomiar zawartości tłuszczu – mówi Kasia, autorka książki kucharskiej, matka dwojga dzieci. – Też mi frajda – dodaje zaraz ironicznie. – Ja wolę swoją starą wagę, która pokazuje mi po prostu, że w ciągu kilku miesięcy schudłam dwa i pół kilograma, bo nie podjadałam po obiedzie. Karolina, o figurze idealnej, podziela zdanie Kasi. – Dla mnie zawartość tłuszczu w organizmie jest czymś tak samo mętnym, jak poziom cholesterolu. Można przecież mieć dużo tkanki tłuszczowej, a dobrze wyglądać w ciuchach. Karolina nie kryje swego lekceważenia dla wagi, która mierzy zawartość tłuszczu: kiedy zdarzy jej się na niej stanąć, zamyka oczy i mówi: „Proszę podać mi jedynie wynik ciężaru ciała. Zawartość tłuszczu i wody mnie nie obchodzi”. Ale jednak większość koleżanek kontroluje wszystkie wyniki. Twierdzą, że ważą się codziennie rano.
– Sprawdzam, czy trzymam linię – wyjaśnia Dominika, która przez 3 miesiące schudła 12 kg. Pod tym względem moje koleżanki są pacjentkami wzorowymi: idealnie trzymają się zaleceń lekarzy i dietetyków, którzy twierdzą, że regularne ważenie się dostarcza cennych informacji. Jeżeli nie udało nam się schudnąć tyle, ile zakładaliśmy, albo utrzymać wagi, trzeba zreformować dietę lub ćwiczenia.

*Stara miłość nie rdzewieje *Od niedawna zaczynam myśleć o wadze coraz cieplej. A może nadszedł już czas pojednania? Zwłaszcza, że ostatecznie postanowiłam wydać walkę tym pięciu kilogramom, które od lat tkwią mi w okolicy talii. Ludzie, którym się udało schudnąć (i nie przytyć przez ponad rok), zgodnie twierdzą, że kiedy człowiek się odchudza, znajomość z wagą jest prawie konieczna.

Z wagą za pan brat *Wyznaczyłam sobie więc trzy nowe cele: kupić dobrą wagę, używać jej codziennie i porzucić myśl, że osiągnięcie ideału mierzonego w kilogramach nie jest celem zdrowotnym. Po sprzęt udałam się do sklepów z artykułami domowymi. Na swoje nieszczęście miałam wtedy na sobie skórzaną kurtkę i kozaczki, więc za nic na świecie nie mogłam się przemóc, by stanąć na wadze. Jak spojrzałabym w oczy komuś, kto przechodząc obok dostrzegłby mój „rezultat”? A rozbierać się w sklepie? To byłoby już całkiem idiotyczne. – Jak więc mam sprawdzić, która z nich jest najlepsza? – zastanawiałam się. Zaczęłam kucać przed każdą z wag i naciskać je dłońmi. W ten sposób nie dowiadziałam się jednak niczego poza tym, że jeżeli bardzo się postaram, mogę wycisnąć rękami 15 kilogramów! Mimo to moje poświęcenie zostało wynagrodzone. *Udało mi się trafić na wagę prawie idealną: solidną, inteligentną i niedrogą. Wszystko w jednym. Mierzy zawartość tkanki tłuszczowej oraz wody i kosztuje 220 zł. W ciągu 5 tygodni od
chwili, gdy waga pojawiła się w naszym domu, przekonałam się, że codzienne ważenie się przypomina inwestowanie na giełdzie. Dobrze jest obserwować jednodniowe tendencje, ale rozsądniej koncentrować się na tym, jak je przekuć w trwały sukces.
Skoro wiem, ile ważyłam dziś rano, w ciągu dnia jestem bardziej świadoma własnego ciała i skutków swoich poczynań, jeśli chodzi o jedzenie. Nabrałam też zdrowych nawyków: zanim zdecyduję się usiąść do stołu, zadaję sobie pytanie, dlaczego chcę coś przekąsić? Z przyzwyczajenia, z lenistwa czy dlatego, że naprawdę jestem głodna? Dopuszczam myśl, że skoro już się najadłam, nie muszę odruchowo sięgać po drugą część kanapki. Łatwiej mi również zrezygnować z porcji szarlotki, nawet jeśli jest to szarlotka Basi, co oznacza absolutny szczyt sztuki kulinarnej. Na efekty nie musiałam długo czekać. Od kiedy mam wagę, straciłam 3,5 kilograma. Mało? Zupełnie nieźle, jak na początek! Przecież do tej pory tylko tyłam.

Sprawdź, czy nie popadłaś w obsesję *Czy nie demonizujesz swojej wagi? A może jesteś od niej uzależniona? Przedstawiamy przykłady czterech postaw. Jeśli któraś z nich wydaje Ci się bliska, posłuchaj, co sądzą na ten temat eksperci. Przekonasz się, co powinnaś zmienić w swoim postępowaniu.
*
Ważysz się dwa razy dziennie.
Niepotrzebnie. Drugi pomiar niczego nie zmieni. Lepiej będzie, jeśli zwrócisz uwagę na efekty swoich działań: waż się raz dziennie, nanoś wyniki na wykres i analizuj je.
Koncentrujesz się wyłącznie na wynikach ważenia. Pamiętaj jednak, że waga to jeszcze nie wszystko. Sprawdź też: czy ubrania leżą na Tobie tak, jakbyś chciała. Czy potrafisz przejść 1500 metrów bez zadyszki? Jeżeli odpowiedzi są twierdzące, prawdopodobnie Twoja waga jest odpowiednia.
Jesteś zbyt przejęta swoją wagą. Ludzie, którzy się odchudzają, mogą popaść w obsesję, jeśli ich umysł nieustannie koncentruje się na tym, kiedy, gdzie i jak się zważyć. Pora zastanowić się, jak spędzić resztę dnia i... resztę życia.
Unikasz wagi. Znajdź inny sposób kontrolowania ciężaru ciała. W przeciwnym wypadku konsekwencje mogą okazać się przykre. Możesz po prostu niebezpiecznie przytyć. Jeśli nie chcesz stawać na wadze, co jakiś czas mierz się centymetrem krawieckim. W ten sposób sprawdzisz np. obwód klatki piersiowej, talii i ud.
* Rady na wagę sylwetki *W Polsce można już kupić wagi, które mierzą zawartość wody i tkanki tłuszczowej w organizmie. Jeżeli uprawiasz sport, pytaj o taką wagę, która wykonuje dodatkowo pomiar mięśni. Dobra waga elektroniczna ma nośność do 150 kg. Powinna stać na twardym podłożu, nie na dywanie. Nie trzymaj jej w łazience. Wilgoć źle działa na precyzyjny mechanizm. Dobrych rad i dobrych wag szukaj na stronie: www.jolexis.com.pl.
PS W USA są już wagi, które mówią. Te mają niby ułatwiać poranne życie śpiochom. Ale co to, to nie! Obwieszczać wynik wszem i wobec. Nigdy w życiu! Chyba, że jest to tyle, o ile Ci chodziło!

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)