GotowaniePrzepisyNa studiach to się jadło...

Na studiach to się jadło...

Czasy studenckie dawno się skończyły, a z nimi era ziemniaków z cebulą, serków topionych za jedyne 0,99 zł i dżemów mamusinej roboty, zabieranych z domu w ogromnych ilościach, aby wyciągnąć je z najciemniejszych zakamarków studenckiej szafy, gdy wybije czarna godzina...

Na studiach to się jadło...
Źródło zdjęć: © JupiterImages/EAST NEWS

17.01.2007 | aktual.: 29.06.2010 13:38

Czasy studenckie dla Ciebie dawno się skończyły, a z nimi era ziemniaków z cebulą, serków topionych za jedyne 0,99 zł i dżemów mamusinej roboty, zabieranych z domu w ogromnych ilościach, aby wyciągnąć je z najciemniejszych zakamarków, gdy wybije czarna godzina. Teraz pożegnałeś się z imprezami w klubach studenckich, zdobyłeś pracę, ożeniłeś się, ustatkowałeś... Ale przyznaj, że choć może serki topione zastąpiłeś wykwintnymi serkami pleśniowymi i popijasz je wytrawnym winem, z rozrzewnieniem wspominasz tamte czasy....\r\n\r\nNIEBEZPIECZNY STAN UPOJENIA\r\n\r\nZWIERZE(NIA) INTERNAUTÓW-internautow-5983072153678465a)\r\n\r\nMĘŻCZYŹNI LEPSI W KUCHNI?\r\n\r\nKwestia priorytetów\r\n\r\nWedług najnowszego raportu Ipsos, 65% Polaków pozytywnie ocenia stan swojego zdrowia i twierdzi, że dobrze się odżywia, choć 50% z nas za podstawę zdrowego odżywiania uważa regularne spożywanie trzech posiłków dziennie. Jednak każdy, kto jest studentem lub ma już za sobą studia stacjonarne, doskonale wie, że o regularnych posiłkach mowy być nie może, podobnie jak o odpowiedniej diecie. Jednak to, co ląduje na studenckim talerzu, często zależy od obranych priorytetów – bo na co się zdecydować – na imprezę czy na porządny obiad? Studencki budżet skromny, a wybór trudny...\r\n\r\n- Mieszkałem z dwoma kolegami z roku w małym pokoju na trzecim piętrze akademika – wspomina dziś 30-letni Czesiu, z poznańskiej Akademii Rolniczej. Najbardziej „odjechane” studenckie danie, jakie jadłem, to kasza gryczana z cukrem i słoniną. Był piątek, czekałem na pociąg do domu, plecak spakowany, w szafce z żywnością prawie pusto – ostatni woreczek kaszy i kawałek słoniny. Dopadł mnie głód, przyznaję. W pośpiechu, już w butach, poszedłem do kuchni na korytarzu, ugotowałem kaszę, dodałem słoninę i zamiast soli przez pomyłkę wsypałem cukier. Danie było naprawdę paskudne, ale zjadłem do ostatniego ziarenka, bo nie miałem już grosza w kieszeni, a z Poznania do mojego miasteczka w warmińsko-mazurskim jechało się kilka ładnych godzin. Dziś gotuje dla mnie żona i w życiu nie wziąłbym takiego świństwa do ust, rozpieszczony jestem, sami rozumiecie... - tłumaczy się Czesiu. Równie drastyczne wspomnienia mają koledzy - Michał, Jacek i Paweł – byli studenci gdańskiej „Polibudy” i „Uniwerku”, dziś wszyscy żonaci. \r\nWynajęliśmy od pewnej 70-letniej babci mieszkanie w Sopocie, w kamienicy niedaleko deptaka. W styczniowy, mroźny wieczór po zajęciach wybraliśmy się na molo. W drodze powrotnej kupiliśmy grzańca, żeby, no wiecie... rozgrzać się, jak już będziemy na miejscu. Butelkę podgrzewaliśmy w garnku, w którym wcześniej gotowały się parówki, takie za jedyną złotówkę z groszami. Butelka pękła, a jej zawartość wymieszała się z wodą po parówkach. Wyłowiliśmy groźne substancje w postaci szkła, a grzańca wypiliśmy. Do dziś wspominam jego paskudny smak. Moja dziewczyna, a teraz już żona, strasznie się wściekła, gdy nas przyłapała i do dziś mi wypomina, jaki byłem nieodpowiedzialny – opowiada Michał, starszy programista w dużej trójmiejskiej firmie. A ja wiem swoje. U studenta na talerzu\r\n\r\nJednak to, co znajdzie się u studenta na talerzu, jakiej jakości będzie to żywność i jaki fundusz student przeznaczy na jedzenie, to kwestia priorytetów i... zasobności portfela rodziców. Powszechnym problemem żaków jest brak lodówek. Są tacy, którzy są w stanie bardzo się poświęcić, aby taką lodówkę zdobyć. - Kiedy kumpel z akademika na gdańskim Brzeźnie skończył studia i chciał się pozbyć lodówki, stwierdziliśmy, że chętnie ją \"odziedziczymy\" - wspomina dziś 31-letni Kamil. Wieźliśmy ją tramwajem na Polanki, to było naprawdę poświęcenie dla wyższej sprawy, ale co mieliśmy zrobić, jak nikt z nas nie miał samochodu, a o takim burżujstwie jak taksówka nikt nawet nie pomyślał! - opowiada. Sprawy nie załatwiały również lodówki tzw. społeczne, ustawione we wspólnej kuchni, z których często pozostawiona żywność znika w tajemniczych okolicznościach. Ponadto, pozostają jeszcze imprezy, pochłaniające lwią część studenckich zasobów finansowych. – Kiedy jeszcze działały stołówki, obiad kosztował 4,50 – zupa do oporu, \r\nkotlet, ziemniaki, surówki. Można się było najeść – wspominają Anita z Dominikiem – ubiegłoroczni absolwenci gdańskiego uniwersytetu. Jak sobie teraz przypominam, że szkoda mi było 4 zł na taki obiad, a pieniądze na lepsze jedzenie wolałam przeznaczyć na szalone wieczory w Magnesie, klubie studenckim przy naszym akademiku, ciężko mi w to uwierzyć. Wyszłam za mąż za swojego współlokatora i teraz żyjemy zupełnie inaczej – serki pleśniowe, a nie topione, oliwki i wytrawne wino do każdego obiadu. Ale wszystko ma swoje dobre i złe strony - choć standard życia nam się poprawił, nie jemu już obiadów, a raczej obiadokolacje późnymi wieczorami, bo wtedy oboje przychodzimy z pracy. Jesteśmy tak zmęczeni, że w tygodniu na naszych talerzach lądują głównie mrożonki, albo gotowe dania sklepowe. Na kulinarne szaleństwa stać nas tylko w weekendy – opowiada Anita.\r\n\r\nCzy małżeństwo Ci służy?\r\n\r\nMałżeństwo, własne mieszkanie, świadomość, że żyjemy na własny rachunek, a nie za pieniądze rodziców, z pewnością sprawiają, że czujemy się bardziej komfortowo. Jednak nie należy zapominać, że ten komfort kosztuje. Specjaliści ds. żywienia zwracają naszą uwagę na nieprawidłowe nawyki żywieniowe – głodzenie się w pracy, jedzenie dużych, wysokokalorycznych posiłków późnymi wieczorami, kupowanie półproduktów, które możemy szybko i łatwo przyrządzić, gdy do domu wrócimy zmęczeni i głodni. Choć z badań CBOS wynika, że ponad 90% z nas jada obiady, to wśród nich wielu jest takich, którzy główne posiłki jedzą w pośpiechu, zaraz przed snem. W weekendy natomiast, próbujemy nadrobić straty i „odbić” sobie niedojadanie z braku czasu. Czym to się kończy? Kiedy wreszcie odwiedzą was teściowie, Twoja mama, a teściowa Twojej żony z pewnością zauważy, że Ci się „powodzi”, być może poklepie Cię po brzuchu i nie omieszka skomentować „No, synuś, małżeństwo Ci służy! Nie traktuj tego jako komplement...

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (0)